Zapowiedź - Matrix: Path Of Neo
SS-NG #35 pożegnalny 2005
17






Wojciech "Sashh" Felczak
PRODUCENT: Shiny Entertainment  WYDAWCA: Atari  GATUNEK:   WWW
    Trylogia Matrix to filmy, które już chyba na stałe wpisały się do kanonu popkultury – bullet time, spadające cyferki czy bieganie po ścianach. Przystępne dla przeciętnego odbiorcy pseudofilozoficzne przesłanie (rozszerzone trochę przez serię Animatrix, ale i tak ubogie), niespotykane nigdzie indziej efekty specjalne i specyficzna otoczka, z pewnością zrobiły z niego marketingowy sukces na miarę XXI wieku. Pomimo licznych intertekstualnych odwołań w pierwszej części – szczególnie do „Alicji w krainie czarów” Lewisa Carolla czy „Ghost in the Shell” Mamoru Oshii, Reloaded i Revolutions pokazały, że bracia Wachowscy nie mieli żadnej głębszej wizji, ale za to całkiem nieźle wychodzi im kręcenie filmów walki.
Gra MATRIX: PATH OF NEO będzie takim właśnie interaktywnym filmem karate. Co prawda autorzy tym razem nie mają dla nas bonusu w postaci scen wyciętych z oryginalnego obrazu (argh), ale i tak będzie zabawnie. W roli głównej wystąpi oczywiście sam Zbawca I Mesjasz, czyli Thomas Anderson, zwany potocznie „Neo”. I to chyba największy plus tej produkcji – w dotychczas powstałych wirtualnych adaptacjach trylogii graliśmy albo parą Niobe & Ghost (ENTER THE MATRIX), albo dosyć anonimowym z początku człowiekiem, który umiejętnościami Neo raczej nie dorównywał (THE MATRIX ONLINE).



Tym razem autorzy wreszcie sięgnęli po sprawdzony schemat – damy wam bohatera, a wy uratujecie świat. I chyba nie można mieć im tego za złe – stworzenie stosunkowo przeciętnej gry akcji i słabo prosperującego MMORPG’a z pewnością nie zasiliło kieszeni panów z Warner Bros w takim stopniu jak mogliby oczekiwać po premierze pierwszej części na DVD (najlepiej sprzedający się film DVD w historii, pierwsza sprzedana w milionowym nakładzie płyta tego formatu zarazem). Tak więc w glorii i chwale Wybraniec rusza by ocalić przyjaciół i świat, a zarazem pokonać Złe Maszyny. Plusem produkcji są oczywiście oryginalne głosy i wygląd postaci, jakie znamy z filmów, ale w dzisiejszych czasach, gdy takie rzeczy wpisane są w kontrakt, chyba już nie ma się czym podniecać. Bądź, co bądź – zawsze miło usłyszeć charakterystyczne „Mr Anderson” raz jeszcze.



Fabuła obejmuje wszystkie trzy części filmu, tak więc na brak wrażeń nie powinniśmy narzekać. Będzie moja ukochana scena z „jedynki” – słynny hol i bieganie po ścianach, będzie walka z setką Smith’ów, scena w domu Merowinga i „Dragon Ball Z w świecie Matrix’a”, czyli walka końcowa. Oprócz tych charakterystycnych momentów, czeka nas cały szereg pojedynków, których nie mieliśmy okazji zobaczyć na dużym ekranie – kto mówi, że życie Wybrańca nie jest monotonne... Neo będzie dysponował sporym wachlarzem umiejętności, jednak zmieniał się on będzie w trakcie rozgrywki – w czasach Matrixa 1 „dysponował” ledwie całkiem niezłymi umiejętnościami walki i bullet-time’m, a w czasie trylogii chętnie skorzystał z możliwości wskrzeszania ludzi.
W ratowaniu świata towarzyszyć będzie cała reszta ekipy – Morpheus i Trinity, a głównym przeciwnikiem będą agenci, a w szczególności niejaki Smith. Autorzy nacisk położyli tylko na tryb dla jednego gracza. Tak więc, jeżeli marzyliście kiedykolwiek o deathmachu Wybrańców to mocno się rozczarujecie. Brak multiplayera można tłumaczyć chęcią dopracowania gry w singlu, ale jak wszyscy wiemy powodem jest to, że czy MP tam będzie czy nie, gra i tak się sprzeda, a po co przepracowywać się nad czymś, co będzie kupowane na zasadzie „Mama, ja chcę być Neo!”.



Wszystko to zostanie okraszone ładną grafiką – na screenach wygląda to całkiem dobrze. Obrazki prezentowane na przeróżnych targach komputerowych są o niebo lepsze niż te z ETM, ale nie ma też specjalnych powodów, by się nimi zachwycać. Teoretycznie wszystko wygląda tak jak powinno – dosyć szczegółowe sylwetki postaci (nie będziemy mieć problemów z rozpoznaniem who’s who) i ładne tła powinny wystarczyć. Niestety – bohaterowie poruszają się trochę sztucznie – widać, że za produkcję nadal odpowiada ta sama firma. Złośliwie mógłbym rzec, że całość „wieje konsolą”, bo na pewno nie jest to poziom, jaki potrafią osiągnąć dzisiejsze pecety. Jedno o nich (obrazkach, rzecz jasna) można powiedzieć dobrego – trzymają klimat filmu, tak więc jeśli gracie w licencjonowane gry na zasadzie „powtórka z rozrywki”, to nie spotka was zawód. Spotka was on jednak, jeśli oczekujecie nowatorskiej produkcji, niespotykanych wcześniej rozwiązań, czy wciągającej fabuły.



MATRIX: PATH OF NEO to kwintesencja tego, co my gracze nazywamy „odgrzewanym kotletem” – zdatnym co prawda do spożycia, ale zupełnie pozbawionym własnego smaku. Szczerze mówiąc szkoda, ale chyba rzeczywiście na podstawie tej serii nie da się wykrzesać już nic oryginalnego. Gra ukaże się na pecety (wymagań sprzętowych jeszcze nie znamy), X-Box i PlayStation2.
Zapowiedź - Matrix: Path Of Neo
SS-NG #35 pożegnalny 2005
17