Klub Konesera - Virtua Cop 2 (PC)
SS-NG #34 wrzesień 2005
32






REDAKCJA
    Życie polskiego i amerykańskiego policjanta różni się znacznie, jeśli spojrzymy na nie przez pryzmat kinematografii. W nadwiślańskim kraju policja to przede wszystkim brudna, skorumpowana organizacja, niemająca za wiele wspólnego z chronieniem obywateli. Powiązania z bandytami, niejasne metody, czy działania na szkodę zwykłych obywateli. Za Atlantykiem wydaje się być trochę inaczej – nieustanne pościgi, widowiskowe strzelaniny, czy inne akcje godne samego Rambo. Jeśli zawsze pragnęliście zostać takim stereotypowym amerykańskim gliniarzem (a przy okazji poćwiczyć trochę koordynację ‘mózg-nadgarstek’) to dobrze trafiliście.
  The Dark Ages


Zacznijmy jednak od początku – czym w istocie jest VC2? Jest to oldschoolowa produkcja firmy SEGA, pierwotnie stworzona na automaty do gier, a później na komputery klasy PC. W Salonach Gier wyglądało to w ten sposób, że dzierżąc w dłoni sporych rozmiarów giwerę, wcielaliśmy się w role Dzielnego Amerykańskiego Policjanta, którego zadaniem było ocalić Wielkie Amerykańskie Miasto przed Gangiem Bardzo Złych Terrorystów. Gra cechowała się tak olbrzymią grywalnością (przejawiających się zwykle sporym tłumem „gapiów” obok automatu), że postanowiono przenieść ją na ekrany komputerów. Konwersja „sterowania” ograniczyła się do zamiany wspomnianej „giwery” na myszkę i małego podrasowania grafiki (direct 3d i tego typu sprawy), ale oprócz tego wszystko pozostało takie samo jak w oryginale.


  Head shot!

  Feel The Hate


Zniszczenie Gangu Bardzo Złych Terrorystów to nie taka prosta sprawa, jak mogłoby się z początku wydawać. To nie Londyn, gdzie średnio przypada dwóch policjantów na jednego przechodnia, tylko Wielkie Amerykańskie Miasto, gdzie na trzech funkcjonariuszy przypada cała armia wrogów. Funkcjonariuszy uzbrojonych jedynie w sześciostrzałowy pistolet i kamizelkę kuloodporną (jak się okaże, wcale nie taką kuloodporną), choć w trakcie gry można zdobyć lepszą broń (lepsza broń = magazynek większy niż sześć naboi), która zniknie nam z ręki, gdy zostaniemy postrzeleni (logiczne, nieprawdaż?).


  Jak w dobrym filmie akcji: scena w metrze...

Wrogowie są różni – mamy tutaj zwykłych ulicznych obdartusów, miłośników stylu moro (pikssel soldiery też są) oraz „klasycznych terrorystów” (czarne ubranka, kominiarki). Ich różnorodność jest dosyć duża, więc na nudę nie powinniście narzekać. Oprócz ich ciekawego wykonania, plusem są – będące standardem w nowszych grach – „strefy trafienia”. Jeśli trafimy terrorystę w kolano to upadnie inaczej niż gdyby zainkasował head-shota.
Na każdego (oprócz bossów, których w sumie jest czterech, licząc końcowego) wystarczy jedna kula, ale potrójne trafienie daje nam bonusy do statystyk. Kasowanie kolejnych zastępów nie nudzi się – na trzech różnorodnych planszach (ulice miejskie, prom i stacje metra) kamera porusza się bardzo dynamicznie, a lokacje są wykonane (jak na tamte czasy) dosyć szczegółowo.
Jeśli chcemy, oprócz terrorystów możemy zniszczyć wszystko, co widać na ekranie – samochody, wyposażenie wnętrz, komputery, szyby, jedzenie... Możliwości destrukcji jest naprawdę dużo, ale jeśli chcecie zniszczyć wszystko, co się rusza (bądź nie) musicie uważać – na planszach są też zwykli cywile, za których zabicie tracimy jedno „życie” (zupełnie tak, jakbyśmy sami zgarnęli kulkę), więc zanim strzelicie, pomyślcie dwa razy.
VC2 jest jak widzicie bardzo dynamiczny – podobne mu gry mają często tę wadę, że kamera jest bardzo statyczna, a przeciwnicy poruszają się za wolno. Tutaj kamera prawie ani na chwilę nie staje w miejscu – podczas misji niewskazane jest picie herbaty ani zajadanie niczego przed kompem. No chyba, że życie wam wyjątkowo niemiłe.


  ... i na autostradzie.

  Riot Starter


Grafika i ogólne wykonanie to plus tej produkcji. Oczywiście – możliwości są bardzo ograniczone, ale nigdy nie chodzi tylko o sprzęt – nawet na automatach da się uzyskać pewien rodzaj artyzmu. Wszystko wygląda naprawdę ładnie – żywe kolory robią dobre wrażenie. Całość prezentuje się bardzo wyraźnie, ale z drugiej strony brak tu większej pikselozy (mówię o opcji z direct 3d). Muzyki brak (jeśli naprawdę pragniecie muzyki odpowiedniej do gry, to polecam nowy album Soulfly), a efekty dźwiękowe ograniczają się głównie do strzałów. Oprócz tego usłyszeć możemy odgłosy umierających przeciwników, tłuczonego szkła, wybuchy... Wszystko, co da się zniszczyć wydaje jakiś odgłos – mi w pamięci utkwił zestaw instrumentów na drugiej planszy – te lżejsze można poruszać strzelając do nich, ale gdy zaczniemy ładować kule w stronę perkusji, to jedyne, co usłyszmy to charakterystyczny dźwięk „talerzy”. Miodzio.


  Może nie pikssel, ale soldier.

  Corrosion Creeps


Gra to prawdziwa perła – niesamowita grywalność i ogromna dawka miodu to jej największe zalety. Mimo, iż da się ją przejść bardzo szybko (trzy plansze – w każdej po bossie + megaboss końcowy), to z początku może stanowić to spore wyzwanie. Przeciwnicy wyskakują bardzo szybko, a „kredytów” zawsze mamy za mało. Mimo wszystko polecam jej ukończenie – daje to naprawdę sporą satysfakcję (szczególnie, gdy ukończymy ją po raz pierwszy). Skąd ściągnąć? Jeśli chodzi o wersję automatową, to niestety, nie jest jeszcze komfortowo emulowana. Wersję PC na pewno znajdziecie w serwisach z grami abandonware – jest ona zbyt stara, żeby ktokolwiek zainteresował się prawami autorskimi. Polecam!

- ocena OGÓLNA 7/10
- Dźwięk 5/10
- Grafika 5/10
- Miodnosc 9/10

- Komentarz: Czysta akcja, bez żadnych ograniczeń. Mimo przedpotopowej grafiki i całej arcade’owej otoczki naprawdę warto. Klasyka przez duże „K”!

Klub Konesera - Virtua Cop 2 (PC)
SS-NG #34 wrzesień 2005
32