Recenzja - Area 51
SS-NG #33 wakacje 2005
22






Robert "Rosic" Korczak
PRODUCENT: Midway  WYDAWCA: EA  GATUNEK: FPS  PLATFORMA: PC, PS2  CENA: 84 zł zł WWW
    Strefa 51. Jeden z najbardziej tajemniczych zakątków świata. Ogromna tajemnica, podejrzenia o przechowywanie tam statków obcych, wiele obserwacji i niewyjaśniane zjawiska sprawiają, że jest to jedyne w swoim rodzaju miejsce. Sporo było filmów o tamtejszej bazie wojskowej, ale rynek gier tą bazę dopiero zaczyna odkrywać. AREA 51, bo tak właśnie nazywa się gra, którą zaraz wam przybliżę, to nowy FPS ze studia Midway. Miejsce, w którym usytuowano fabułę, obliguje do tego, żeby gra była wybitna, ale czy jest?
Zastanawiałem się długo, od czego zacząć ową recenzję. Od tego, co najlepsze, czy od tego, co najbardziej mnie drażniło. O ile z pierwszym punktem mogę mieć problemy, o tyle z tym drugim nie.

AREA 51 jak już napisałem jest miejscem wielce tajemniczym, które prawie każdego wprowadza w nastrój lęku, grozy, tajemnicy i niepewności. Gra nie oddaje jednak klimatu bazy. Włączając AREA’ę 51 byłem nastawiony na to, że będę się bał wychylić za róg, a każdy napotkany obcy będzie doprowadzał do „hertzklekotów”. Podczas instalacji w mojej głowie rodziły się obrazy zniszczonej straszącej bazy, gdzie rola światła i cienia byłaby nieoceniona. Wyobrażałem sobie wyczekiwanie na wrogów i napięcie z tym związane kilka razy większe niż w ALIEN VS PREDATOR 2, który podczas grania Marine’sem stanowił dla mnie szczyt osiągnięć klimatu i przerażenia.



Strefa 51 jest miejscem, które nie zasłużyło na inne traktowanie. Gra, która rozgrywa się w tamtym miejscu po prostu musi być niezłym thrillerem. AREA 51 jest jednak… beznadziejnie płytka, nieklimatyczna, niegroźna i bezpłciowa! Chodzimy sobie po bazie, której 80% mogłoby być zarówno w Rosji, jak i w Chinach. Po prostu normalna baza. Ale to nic, przecież epicentrum klimatu mieli stanowić przeciwnicy i co? Ano to, że wyskakują na nas hordy, dosłownie hordy, jakiś zmutowanych potworków, które wcale nie mają zamiaru niczym przestraszyć. Potem potworki zamieniają się w dziwnych żołnierzy, jednak także oni występują w liczbach ponad przeciętnych. Sytuacje pogarsza całkowita przewidywalność sytuacji, które w grze występują. Klimat ratuje trochę kilka miejsc w bazie, takich jak studia, w którym dokonano mistyfikacji lądowania na księżycu, a także hangary ze statkami obcych. Pod koniec gry przenosimy się gdzieś, nie będę mówił dokładnie gdzie i czemu, gdzie spotkamy na naszej drodze pospolite „szaraki” W większości przypadków patrzą oni na nas zza szyby. Gdyby nie kompletnie tandetny wystrój tamtejszych lokacji, motyw byłby niezły. Tak jest tylko średni. Ogólnie rzecz biorąc, grze brakuje klimatu bardzo. Jest ona po prostu maksymalną nawalanką zrobioną bez większego pomyślunku. Tytuł ma jej przysporzyć nabywców i zapewne tak zrobi, ale gra na niego na pewno nie zasługuje!



No, ale cóż począć. Ponarzekałem sobie trochę, teraz przejść trzeba to rzeczy lepszych. Gra nie jest właściwie zła, jest ona po prostu kolejnym zwykłym FPSem nastawiony na masową rzeźnię niekoniecznie inteligentnych wrogów. Grze nie można zarzucić braku grywalności, ani małego dynamizmu. Wręcz przeciwnie gra się całkiem przyjemnie, ponieważ nie ma tam miejsca na nudę. Prawie cały czas nasza broń jest w ruchu, a właściwie w strzale. Aż dziw bierze, że się nie roztopi. Przemierzając kolejne lokacje jesteśmy atakowani albo przez głupie mutanty, których inteligencja właściwie nie istnieje, ale przez żołnierzy, którzy umieją się schować, chociaż do mądrych to im wiele brakuje. Czasem przyjdzie zmierzyć się z bossem, w postaci dużego mutanta, albo natchnionym ufokiem rzucającym kule przeistaczające się w żołnierzy… ale głupota :).

Zabawa jest jednak fajna, tony amunicji wystrzelone we wrogów, wybuchające granaty, tłuczące się szyby, a także wybuchające butle pozostawiają przyjemne wrażenie. Czasem można postrzelać ze stacjonarnego działka, które oprócz sporego hałasu, doskonale eksterminuje wrogów. Na początku gry bohater jest częścią oddziału, jednak jego członkowie szybko giną. Niefortunnym, a może właśnie szczęśliwym zbiegiem okoliczności pozostajesz sam i na własną rękę brniesz w głąb bazy szukając odpowiedzi. Czasem spotyka się przyjaznych NPC, którzy stanowią ważne elementy fabuły.

Do gustu przypadła mi możliwość transformacji w mutanta, którą będziemy mogli wykonać w późniejszych etapach. Przybranie takiej formy jest możliwe dzięki mutagenowi, który zebrać można ze specjalnych próbek, bądź ze zmutowanych trupów. Postać mutanta posiada zupełnie inne cechy niż normalnego żołnierza. Zupełnie inaczej postrzegamy rzeczywistość, kolory są o wiele czerwieńsze. Głównym atakiem jest bardzo silny cios, który odrzuca każdego wroga na sporą odległość i gwarantuje natychmiastową śmierć delikwenta. Jako mutant możemy także wystrzeliwać śmiertelne pociski, jednak ich użycie „kosztuje” sporo mutagenu. Wcielanie w mutanta jest wykonane bardzo dobrze i jest to jedna z ciekawszych rzeczy w grze.
Przejdźmy teraz do uzbrojenia, jakim będziemy dysponować. Po krótce: wszystko, co posiada zwykły żołnierz: pistolet, shotgun, karabin maszynowy, snajperski, a także dwie energetyczne bronie obcych. Bardzo pomocne są też granaty. Każdą broń ręczną możemy przybliżyć do oka zapewniając lepsze celowanie. W przypadku karabinu maszynowego i shotguna jest możliwość dzierżenia w rękach dwóch sztuk owego sprzętu, co zapewnia zwiększoną siłę ognia. Podręcznym wyposażeniem żołnierza jest także coś w rodzaju skanera, którym możemy zeskanować interesujące obiekty, (ale tylko te, które są zaznaczone), aby później mieć możliwość przyglądnięcia się im w „Databank”u.



Plansze zaprojektowano dość ciekawie, jednak nie oddają one klimatu bazy. Jest w nich o wiele za jasno, a korytarze wydają się zbyt przestronne. Jest, co prawda kilka bardzo dobrze zrobionych pomieszczeń, całość trochę jednak szwankuje. Końcowe etapy wyglądają bardzo kiczowato, są kolorowe i bardzo przeźroczyste. Wcale nie pasują do mieszkających w nich szaraków.

Bezmyślna strzelanka, jaką jest bez wątpienia AREA 51 zasługuje na świetną oprawę graficzną. W tej kwestii gra spełnia pokładane w niej nadzieje dość dobrze. Grafika nie jest, co prawda najpiękniejszą rzeczą na ziemi, ale trzyma wysoki poziom. Trzeba do niej przywyknąć, bo na początku wydaje się jakaś „inna”, ale po kilkunastu minutach gry nasze oczy są już przyzwyczajone. Standardową wyliczankę sobie dziś daruje. Wiadomo, co to znaczy dobra oprawa graficzna. Na większą uwagę zasługują wybornie oddane wybuchy, a także widok z oczu mutanta. Ciekawym smaczkiem jest widok planszy w lunecie karabinu, nawet wtedy, kiedy trzymamy go normalnie w łapkach. Podobała mi się też stylizacja postaci, chociaż mogłyby być one wykonane ciut lepiej. Dźwięk to dobra strona gry. Poziom trzymają wszelkie odgłosy, zarówno wybuchy jak i strzały. Podobały mi się także dialogi, odgłosy wydawane przez potwory, a także wszelkie inne dźwięki środowiskowe. Nie kojarzę natomiast muzyki… albo jest bardzo dobra i pasuje do rozgrywki, albo nie ma jej wcale ;)



Nadeszła kolej na podsumowanie. Trudno jest mi ostatecznie określić, jaka jest AREA 51. Nie można jej zarzucić nudy i braku miodności. Jest to dynamiczna strzelanka z całkiem sporą dawką grywalności. Gra ma przyzwoitą oprawę graficzną i świetny dźwięk. Brakuje jej iskry, tego, co powinna posiadać strefa 51 – klimatu. Bezpłciowych FPSów jest przecież dużo, ale brakuje takich naprawdę klimatycznych, pełnych grozy i zaskakujących gracza. Właśnie tego oczekiwałem po takim tytule. Właśnie tego nie dostałem… Dość już gier bez serca. AREA 51 dostaje ode mnie 6,5. Dla fanów czystego strzelania 7,5.


Procesor 1.4 GHz, 256 MB Ramu, Karta graficzna zgodna z DX 9 (minimum GF3, lub Radeon 8500), 3GB wolnego miejsca na dysku.
Dlaczego ta gra nie nosi tytułu: „ALIEN SHOOTER 2”? Pod takim tytułem, byłaby świetna. Na miano AREA 51 ten produkt na pewno nie zasługuje. Brak w nim klimatu..!
Recenzja - Area 51
SS-NG #33 wakacje 2005
22