-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   25
              

Wojciech "Keiran" Skitał

PRODUCENT: Guerilla/Eidos    DYSTRYBUTOR: Cenega Poland   GATUNEK: Strzelanina TPP   WWW: http://www.shellshockgame.com/


Shellshock od początku zapowiadano robiąc dużo wrzawy, a to z powodu kontrowersyjności i podejścia do tematu, nigdy jeszcze wojna w Wietnamie nie była tak ukazana (tak mówiono). Na stronie z grą zamieszczono nawet ponoć prawdziwy film, w którym dziennikarz wpada w sidła Vietcongu (dość ostry należałoby dodać, ale wydaje mi się, że raczej spreparowany). Przykład Dooma 3 dowiódł, że nadmierne oczekiwania potrafią mocno zaszkodzić grze i niestety z Shellshockiem jest podobnie.



Z czym to się je:
Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale tytuł ten od początku kiedy o nim usłyszałem wzbudzał moją szczerą sympatię. Może dlatego, że lubię gdy gra jest nieprzeciętna i wybija się z tłumu w jakiś sposób. Może dlatego, że zawsze lubiłem tematykę Wietnamu, a gier jej poświęconych jest mało (co ostatnio się zmienia). Ale przede wszystkim zaciekawiły mnie zapowiedzi, gra miała być tylko dla dorosłych z wielu różnych powodów. W każdym razie produkt ostateczny okazał się ciekawy. Jest jednak łyżka dziegciu już na początek – posiadacze komputerów bez DVD mogą tylko obejść się smakiem gdyż Shellshocka wydano tylko na DVD.

(kliknij aby powiększyć)
Patos aż się wylewa z ekranu


Miłe początki:
Gra zaczyna się bardzo sympatycznie, świetnie zrobionym filmem, który wprowadzi, nie wiedzących o co chodzi, ale znających angielski, graczy w klimat gry. Dowiadujemy się, że w 1967 wojna to dopiero się rozkręca i wszyscy liczą, że niedługo się skończy, nastroje są całkiem radosne i takie tam. Następnie jest estetycznie wykonane menu główne ze świetnym kawałkiem w tle, utwór idealnie pasuje do klimatu i generalnie wprowadził mnie w dobry nastrój, następnie ustawiłem kilka opcji (detale na maksa) i już byłem gotowy do rozwałki. Jeszcze krótka odprawa przed misją i można grać, no a przedtem możemy jeszcze wybrać jednego z trzech żołnierzy, ale poza wyglądem nie sprawia to różnicy.

Dzielni partyzanci


Rozwałka:
I tak zaczęła się gra, pierwszy rzut oka – wygląda dobrze. Jest mój wybrany żołnierzyk, jakiś podstarzały porucznik i dwóch kumpli. Wszyscy wyglądają całkiem nieźle, ładnie oteksturowani. Repertuar ruchów? Znośny: chodzenie szybkie, bieganie, wychylanie się na boki, kucanie, czołganie się. Z niewiadomych względów nie da się chodzić w pozycji przykucniętej. Na szczęście wszystko to jest porządnie animowane. Gorzej za to bywa z kamerą, która potrafi wyczyniać niezłe cuda. Ale do rzeczy, po krótkim spacerze natrafiliśmy na zwłoki jakiegoś pechowca, idziemy dalej – zasadzka. Przeciwnicy nawet potrafią walczyć, aczkolwiek nie jest to jakiś nadzwyczajny poziom. Fajne za to są wszelkiego rodzaju okrzyki, często słyszymy ‘Give up Yankee’ itp. Trochę sobie pobiegałem, trochę postrzelałem i zaraz trzeba było wracać do bazy. Przyznam, że zabawa zaczęła mnie wciągać.

Obozowe życie:
A w bazie jak to w bazie - radiowęzeł nadaje, koledzy narzekają, ale od czego zaopatrzeniowiec, jego tekst ‘jeśli czegoś nie mam to znaczy, że tego nie potrzebujesz’ mówi sam za siebie. Jest tu trochę narkotyków, przepustka, pocztówki i tego typu rzeczy. Mamy też strzelnicę na której testujemy sobie broń, usłyszymy opinię zbrojmistrza i wybierzemy coś do misji. Spotkamy też ważniaków z oddziałów specjalnych, wcale nie wyglądają na takich twardzieli. Ale na pewno chodzi wam po głowach – po co ta przepustka? Otóż obok obozu jest mały przybytek rozpusty, wystarczy pokazać przepustkę strażnikowi i już można oddać się szaleństwu z miejscowymi dziewczynami. Niestety jedyne co zobaczycie to widok na domek, a po fakcie możecie obejrzeć zdjęcie dziewczyny w albumie (dostępnym w głównym menu) A za co te wszystkie atrakcje? Za punkty tzw. chits, które zdobywamy w każdej misji za to w jakim stylu gramy (strzały w głowę itp.) oraz za zbieranie trofeów, plakaty z Mao wskazane. Gdy już wystarczająco się zabawimy możemy udać się do głównej bramy, bądź do helikoptera by wykonać kolejne zadanie.
Co dalej:
W ten mniej więcej sposób wygląda właśnie granie w Shellshock: NAM ’67. Wykonujemy misje, w których chodzi głównie o to, aby iść z punktu A do punktu B i nie zginąć po drodze, potem coś wysadzić i już, z rzadka mamy jakieś urozmaicenia. Sprawę ułatwia odnawiająca się energia, nie musimy mieć żadnych apteczek, wystarczy schować się na chwilę i już jesteśmy jak nowi, a nasi kompani są nieśmiertelni (chyba, że skrypt mówi inaczej) więc wystarczy się za takiego schować. Denerwujące jest, że o ile nasi kompani nawet potrafią strzelać i kogoś zabić, to już każdy punkt misji musimy wykonać my, nie ma mowy by ktoś inny podłożył C4. Wspomniałem również o kamerze, potrafi wyczyniać różne harce i włazić nam na plecy. Zdarza się też, że gdy chcemy coś szybko podnieść to nasza postać miewa tendencje do blokowania się i nie da się nic zrobić. Dla niektórych wadą może być zapis tylko w określonych miejscach – po prostu dostajemy informację ‘checkpoint reached’ co przy n-tym podchodzeniu do któregoś momentu może prowadzić do frustracji.

Wspaniali mężczyźni z rozpylaczami


Oprawa:
Z czasem coraz bardziej widać fakt, że grafika jest średnia, tekstury lubią się powtarzać, wszystko wygląda podobnie, a my możemy poruszać się tylko z wąskimi ścieżkami. Wydaje mi się, że nad tym enginem można było jeszcze trochę popracować, bo generalnie jest całkiem udany i dżungle wyglądają sympatycznie. Dobrze działają też strefy trafień, dzięki czemu gra jest ewidentnie tylko dla dorosłych. Bardzo udana jest ścieżka dźwiękowa, walka brzmi bardzo realistycznie, czułem się jakbym faktycznie był tam gdzie toczyła się akcja. Znakomicie dobrano muzykę, która jest jakby żywcem wyjęta z lat 60-tych.

A to jakby widok swojski znany z TV, prawie jak w Iraku


Podsumowanie:
Shelshock jest grą chimeryczną, z jednej strony jest tu fajny, nie do końca poważny klimat wojny, widać, że autorzy podeszli do tematu z dużą rezerwą, co wychodzi tylko na dobre. Ale jest też druga strona – bez tej całej otoczki NAM jest tylko kolejną strzelanką jakich na rynku wiele. Osobiście bawiłem się przy tej grze bardzo dobrze, ale zaznaczam, że nie jest to tytuł, który może się spodobać każdemu. Przede wszystkim należy do tej gry podejść z dystansem, jak do dobrej zabawy, a nie jak do poważnej rozprawy o wojnie. Wojna to tragedia i to widać, ale głęboko pod płaszczykiem cynizmu. Moja subiektywna ocena to 8+ pomimo tych wszystkich wad, które wymieniłem, natomiast ocena, która wydaje mi się sprawiedliwa widnieje poniżej. Warto zobaczyć ten tytuł, bo całkiem możliwe, że akurat przypadnie wam do gustu.
zal.: 1GHz/2.4GHz, 256MB/512MB, GeForce3 lub lepsza karta graficzna
Wreszcie doczekaliśmy się tak beztroskiego potraktowania tematu wojny, ale z drugiej strony mogło być dużo lepiej.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   25