Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   85
                                        

Rafał "Paco" Palion


“Polska, kraj słowiański, chyli się ku upadkowi
Zżera ją od wewnątrz choroba, która ma na imię dresiarstwo
Jednak w tych latach cienia, w mieście Katowice
Objawi się niezwykła osoba, która wypowie ostateczną wojnę dresiarzom
Pojawi się ona z nikąd, niczym górnik z kopalni
Zgodnie z przepowiednią Wielkiego Paco, samotnego mściciela
Żyjącego na granicy dwóch światów…”



Jedno z wielu osiedli śląskich familoków, gdzie socjalistyczna myśl architektoniczna tłamszona jest przez powstający obok francuski hipermaket. Społeczeństwo obywatelskie umiera… Nie ma już czynów społecznych, nie ma pochodów z okazji 22 lipca, nie ma wczasów w Bułgarii… Zamiast tego pojawiły się choroby zdeformowanego kapitalizmu. Dresy, psie kupki na ulicach i koalicja rządowa SLD-Samoobrona… Lecz właśnie tu w centrum Polski, nad morzem, w Katowicach powstaje ferment, rodzi się bunt…
Familok sprzed 40 lat jak każdy inny. Gnijące drewniane okna, dym unoszący się z komina i jakże subtelny napis na murze „ GKS Katowice to całe nasze pierdolone życie”… To tu mieszkają, a pod rządami postkomuchów z wiejską prostotą wegetują Zygmunt i Watykan, którym przeznaczenie wyznaczyło nie łatwą misją…
Zygmunt, jak co dzień siedzi na fotelu i ogląda TV Białoruś, oddział w Warszawie TVP1. Tymczasem z dworu dobiega znajomy głos…

MĘŻCZYZNA: Zyyygmuuunt!!! Zyyygmuuunt!!! Zyyygmuuunt!!!
ZYGMUNT: Kuźwa wajcha! Watykan, łobacz co za cipek burzy moją wewnętrzną harmonię bytu.

Watykan podchodzi do okna. Rozgląda się.

ZYGMUNT: I co? Kto tam jest?
WATYKAN: Nikt, ale i tak jest wyjebiaszczo, no nie?
ZYGMUNT: Watykan, ja się kuźwa nie pytam czy jest wyjebiaszczo, tylko jaka jednostka tej wyżyny patologizmu społecznego zakłóca mój swobodny przepływ myśli. Kapisz?
WATYKAN: Da haraszo!
ZYGMUNT: A więc kuźwa kto ryczy na tym pierdolonym polu!
WATYKAN: Na pierdolonym za przeproszeniem, czym?
ZYGMUNT: Watykan, siadaj ja łobaczę!

Zygmunt podchodzi do okna. Widzi mężczyznę. To Martin, kumpel z katolickiego liceum położonego na Murkach, między burdelem „U Aldony” i świątynia monopolową „ U Stasia”.

ZYGMUNT: Martin, ja cię pierdolę w kurwę jego nie przeinaczoną dupę!! Ej Watykan, toć to przecie Martin
WATYKAN: Wyjebiaszczo.
ZYGMUNT: Martin! Numer 21, drugie piętro od dołu.
ZYGMUNT: Nie poznałeś go?
WATYKAN: Może to przez te ciuchy z darów dla powodzian, ale powiem ci wyjebiaszczo szczerze że nie.
ZYGMUNT: To ty kuźwa kup sobie szkiełka.
WATYKAN: Się ma rozumieć co.
ZYGMUNT: Się ma się rozumieć szkiełka!
WATYKAN: Aa, szkiełka, to wysławiaj się tak od razu.
ZYGMUNT: A co ja kuźwa robię.

Nagle ich konwersację przerywa dzwonek do drzwi, wygrywający śląskie przeboje. Zygmunt podchodzi do przedpokoju i otwiera drzwi. Na klatce schodowej stoi Martin. Po chwili wchodzi do mieszkania, zdejmuje buty marki Odidos, umorusane całe w gnojowicy i przechodzi do izby.

ZYGMUNT: Martin, przyjacielu. Co tu robisz?
MARTIN: A jak myślisz?
ZYGMUNT: Hmm… Znowu werbujesz małolaty i kundle do swojego porno-hardcore biznesu?
MARTIN: Już w tym nie robię. Siedzę teraz w branży… Ekhm… rozrywkowej.
ZYGMUNT: To znaczy?
WATYKAN: To znaczy jerotycznej.
MARTIN: Niezupełnie Watykan. Otworzyłem w Sosnowcu sieć night-klubów tańca egzotycznego.
ZYGMUNT: Ma się rozumieć tango, salsa, rumba i te inne
MARTIN: Dokładniej figi, rura, pytony i dopiero te inne.
ZYGMUNT: No to Watykan dobrze ciepoł. To o czym mówisz to stuprocentowa jerotyka, a nie żadna potańcówka.
MARTIN: No niech ci będzie. Rzecz w tym że przyjechałem tu aby założyć pierwszy mój night klub w Katowicach.
ZYGMUNT: I nie masz ludzi którzy go tu poprowadzą.
MARTIN: Excatly, jak by powiedział Staszek Soyka.
WATYKAN: Ta Sojka to jakaś wyjebiaszcza laska?
ZYGMUNT: Watykan, to nieważne.
WATYKAN: No teraz nie ważne, a za godzinkę będziesz latał z odkurzaczem.
MARTIN: Panowie pogadajmy lepiej o interesach, a nie o sprzęcie AGD. Night-klub będzie otwarty za 2 tygodnie. Ludzi potrzebuję już za tydzień. To jak wchodzicie w interes?
ZYGMUNT: Pewnie! A jak wogóle to coś się zowie.
MARTIN:“ Jamaica Night Club”

7 dni później za granicą, w Sosnowcu. W stronę “Jamaica Night Club” idą Martin, Zygmunt i Watykan. Przed wejściem Zygmunta i Watykana zatrzymuje bramkarz, o modelarskich wymiarach 150-150-150.

BRAMKARZ: Panów tu widzę pierwszy raz. Mogę zobaczyć wasze karty członkowskie?
WATYKAN: Ja mam paszport Klubu Polsatu, a mój kolega kartę chipową z Kasy Chorych, którą mu wydał jego wujek Sośnierz. Może być?
MARTIN: Bolesławie, oni są ze mną.
BRAMKARZ: Jeśli tak to przepraszam szefie. Panowie miłej zabawy życzę.
WATYKAN: Dzięki Bolek.
BRAMKARZ: Bolesław, proszę pana.
WATYKAN: Spoko Bolek. Nie pękaj! Też będziesz miał kartę od Sośnierza!

Wszyscy wchodzą do wewnątrz. W środku nikogo nie ma. Przechodzą przez klub.

MARTIN: Koledzy jak widzicie nikogo jeszcze nie ma, gdyż otwieramy dopiero za 4 godziny, ale dzięki temu możecie zobaczyć piękną architekturę tego miejsca: ściany marmurowe pokryte freskami twórczości Brunona Schulza…
WATYKAN: Tego Żyda?
MARTIN: Dokładnie.
WATYKAN: Wyjebiaszczo!
MARTIN: Krzesła hebanowe, pokryte wzorami z mitologii hinduizmu i taoizmu…

Nagle w kącie sali Zygmunt dostrzega dwóch obejmujących się facetów. Ich fizjonomia i sposób zachowania, wskazuje, że to elektorat SLD.

ZYGMUNT: Przepraszam że ci przerywam ale to coś w koncie to co to.
MARTIN: A to. To Mirosław i Daniel moi kumple.
ZYGMUNT: Czy oni…?
MARTIN: Tak! Są homo-przyjaciółmi Jarugi-Nowackiej, a to ci przeszkadza?
ZYGMUNT: No, troszkę.
MARTIN: Naucz się być tolerancyjny.
ZYGMUNT: Pozwolisz że coś ci kuźwa powiem. Ja jestem tolerancyjny i to cholernie. Jestem zdecydowanie przeciw dyskryminacji rasowej, bo żółci i brązowi nic mi nie zrobili, nie mam nic do innych grup etnicznych, bo co mnie kuźwa obchodzą jakieś Aborygeny czy Pigmeje, nie żywię też urazy do wyznawców innych religii, no może z wyjątkiem Muzłumanów bo to pieprzone dresiarze. Rozumiemy się. Więc nie mów mi kuźwa że nie jestem tolerancyjny. Ale jeśli chodzi o homo…źle to powiedziałem. Jeśli chodzi o tych zbolałych fredów, którzy w parku, gdzie biegają małe dzieci, się obściskają, to ja kuźwa w stosunku do nich nigdy nie będę tolerancyjny. Powiem więcej. Ja to bym takich regularnie wieszał. To a propos tolerancji. Chcesz nam jeszcze coś o tym klubie powiedzieć.
MARTIN: To…to by było wszystko.
ZYGMUNT: A! Póki pamiętam. Jeżeli ja ich zobaczę w Katowicach to jak matkę kocham, przywiążę ich sznurem do przystanku na Rondzie. Tam dopiero są tolerancyjni ludzie.
WATYKAN: Zygmunt ma racje, na Rondzie jest przystanek. I to bardzo wyjebiaszczy - tramwajowy.
ZYGMUNT: Watykan, Opuszczamy ten lokal. Do wtorku.
MARTIN: Do wtorku.

Watykan i Zygmunt wychodzą z klubu. Idąc ulicą i wymijając psie kupki, prowadzą namietna dyskusje o sensie świata, starając się odpowiedzieć na leninowskie, notabene wiecznie żywe pytanie: „Jak żyć?”

WATYKAN: Ale tam było wyjebiaszczo, nie.
ZYGMUNT:Watykan o czym ty kuźwa do mnie rozmawiasz.

4 godziny później. Gdzieś w okolicy Sosnowca. Siedziba filii tajnego oddziału “Dresów Czteropaskowych”. Na podwyższonym miejscu stoi Mistrz Lokalny “Dresów Czteropaskowych”: Mirko von Dress. Jego twarzy nie widać, stoi w cieniu. Wokół niego zbierają się dresiarze-szeregowcy. Wśród nich można dostrzec Daniela i Mirosława. Rozpoczyna się zebranie.

MIRKO VON DRESS: Bracia, nadszedł czas ujawnienia się. Musimy rozpocząć ekspansję terytorialną, aby zdobyć przestrzeń życiową dla naszej dresiarskiej braci. Jak wiecie mamy swoich tajnych przedstawicieli w szkołach, szpitalach, urzędach, samorządach lokalnych jak również w rządzie. Właśnie te wpływy pomogą nam zdobyć autonomię dla Państwa Dresiarskiego ze stolicą w Sosnowcu. Wielki Mistrz Dresiarzy: Dress IV, przybędzie do nas za 8 dni. Obecnie prowadzi tourne po: krajach byłego ZSRR, Bałkanach i państwach germańskich w celu zapewnienia poparcia wśród dresiarzy innych narodów. Do tego czasu musimy opracować dokładny plan działania. Liczę na wasza kreatywność. Za pięć dni zostaną przydzielone funkcję w Tymczasowym Rządzie Państwa Dresiarskiego. Niech moc pasów będzie z waszymi dresami!
WSZYSCY: I z dresem twoim!

Sobota. Mieszkanie Watykana. Watykan właśnie ubiera nowe ciuchy dostarczone przez nuncjusza apostolskiego. A mając podzielna uwagę podśpiewuje pod nosem znany przebój…

WATYKAN:
Zdradziłaś kurwo mnie
Chyba rzucę się do Rawy
Lecz nie utopię się
Bo pływam doskonale
Chryzantemy złociste
W półlitrówce po czystej
Stoją na fortepianie
I nie podlewa nikt ich
Wcale!

Nagle jego śpiewny wywód o prawdziwym obliczu kobiety zostaje przerwany. Ktoś dzwoni do drzwi. Watykan przestaje śpiewać, podchodzi do drzwi, otwiera je… Toć to przecie Zygmunt!

ZYGMUNT: Watykan, co ty kuźwa robisz?
WATYKAN: A śpiewam se.
ZYGMUNT: Co?
WATYKAN: No co? Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi…
ZYGMUNT: Watykan, to ty umuzykalniony jest chłop.
WATYKAN: A jak żeś ty myślał. Ale to nie wszystko co potrafię.

Watykan podchodzi do szafki, wyciąga przeciwsłoneczne okulary, wyciąga z lodówki ogóra i zaczyna śpiewać.

WATYKAN: I raz, i dwa. I raz, dwa, trzy.
WATYKAN: Zróbmy więc imprezę jakiej nie przeżył nikt,
Niech sąsiedzi walą, walą, walą, walą, do drzwi,
Sztuczne ognie niech się palą, palą, palą,,
A ty, tańcz i browar pij,
Niech cały wiruje świat,
Aaaaaa, aaaaaaa
Zróbmy więc prywatkę jakiej nie przeżył nikt,
Niech sąsiedzi walą, walą, walą, walą, do drzwi,
Sztuczne ognie…
ZYGMUNT: Ty styknie już, styknie już, bo prywatkę powiedziałeś
ZYGMUNT: Ale jak ty taki muzykalny, to możesz być DJ’em w “Jamaica Night Club”, albo chociaż organizować imprezki dla parafian.
WATYKAN: Wyjebiaszczo.
ZYGMUNT: No to idziemy zobaczyć jak wygląda nasz klub?
WATYKAN: Ta, ciekawe czy lepsze od sosnowieckiego?
ZYGMUNT: Na pewno, w końcu to Katowice!
WATYKAN: Ultras Katowice. Wyyyyjebiaszczo

Watykan i Zygmunt dochodzą do stołecznego czyli katowickiego “Jamaica Night Club”. Wchodzą do środka. Widzą tam ekipę remontową „Wrocławska Jedynka” i przekupny billboard z podobizną Kosa i napisem „I love this Iraq”. Przez chwilę przysłuchują się ich rozmowie

ROBOTNIK(I): Panowie, nie zgodzę się z wami. Uważam że “Milagro” o klasę przewyższa “Esmeraldę”, nie mówiąc już o postsurrealistycznej w odbiorze “Virgini”.
ROBOTNIK(II): A ja wam mówię że najlepszy był “ Zbutowany Anioł”…
ROBOTNIK(III): Chyba zbuntowany.
ROBOTNIK(II): No mówię przecie!
ROBOTNIK(I): A co sądzicie o …

Nagle rozmowę przerywa Zygmunt.

ZYGMUNT: Panowie co to kuźwa ma być, Kółko Gospodyń Wiejskich czy co. Za 6 dni otwieramy, a tu wygląda gorzej niż w melinie Migura Ski. Dobrze mówię Watykan.
WATYKAN: Wyjebiaszczo dobrze!
ZYGMUNT: No widzicie. Przyjdę tu za 3 dni. Jeżeli klub nie będzie przygotowany to wam nogi powyrywam z orbit. A potem was spalę! Rozumiemy się!
ROBOTNICY: Oczywiście panie Zygmuncie. Klub będzie gotów.
WATYKAN: Wyjebiaszczo dobrze!
ZYGMUNT: No, to do wtorku.

Poniedziałek. Siedziba filii tajnego oddziału “Dresów Czteropaskowych”. Na podwyższonym miejscu stoi Mistrz Lokalny “Dresów Czteropaskowych”: Mirko von Dress. Jego twarzy nie widać, stoi w cieniu. Wokół niego dresiarze. W ręku trzyma kartkę oraz list.

MIRKO VON DRESS: Bracia, otrzymałem dwa dni temu list od Dress’a IV. Zaraz wam go odczytam. Mam też przy sobie nazwiska ministrów Tymczasowego Rządu Państwa Dresiarskiego. A oto treść listu: “Bracia, jestem z was dumny, jak ojciec z swoich pociech. Przez wiele lat wpajałem wam tajniki Dresiarzy, dostarczałem wam radzieckie dresy czteropaskowe oraz organizowałem wam spotkania z wybitnymi postaciami dresiarskiej braci. Teraz wiem że to wszystko nie poszło na marne. Przede wszystkim cieszę się że inicjatywa stworzenia Państwa Dresiarskiego ze stolicą w Sosnowcu wypłynęła od was. Macie zarówno moje poparcie jak również dresiarskiej braci ze Wschodu i z Germanii. Niedługo będę z wami. Niech pasy Najwyższego mają was pod ochroną i dadzą wam moc do dalszych działań.”
WSZYSCY:
Niech żyje Dress IV!!! Niech żyje Mirko von Dress!!! Niech żyją “Dresy Czteropaskowe”!!!

CDN.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   85