-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   86
                            

Patryk "Yisrael" Stanik


W latach osiemdziesiątych powstały dwa filmy kultowe. Jeden bardziej, inny mniej. Jeden film lepszy, drugi - ze Shwarzeneggerem w roli głównej... Jak to się stało, że na podstawie dwóch bardzo różnych filmów powstała jedna gra?



Obcy, wspaniały science fiction thriller nakręcony przez Ridleya Scotta (Gladiator, Helikoper w ogniu) jest filmem kultowym, absolutnie uwielbianym i bardzo ciekawym. Jest to jeden z pierwszych filmów typu "kosmos,wypadek, mała grupa ludzi, strach". Film odniósł sukces, a Sigourney Weaver zdobyła sławę grając twardą kobietę. O czym jest ten film - wie chyba każdy, a wiele jego (słabszych już) sequelów nadal jest wydawanych w najrózniejszych seriach. Jednym słowem - jeden z filmowych pomników.

TANGO PREDATOR


Predator - film opowiadający polowanie na człowieka rzuca niemal rękawicę ludzkiej rasie, która uważa się za szczyt łańcucha pokarmowego. W tropikalnych lasach grupa commandosów dowodzona przez Dutcha, którego beznadziejnie jak zawsze gra dzisiejszy gubernator Californii, Arnold Shwarzenegger, zostaje zaatakowana przez kosmicznego łowcę, który ćwiczy swoje zdolności łowieckie. Akcja drugiej części filmu ma już miejsce w Los Angeles, jednak znaczącym milczeniem pomińmy historię tego filmu.
Pewnego wspaniałego poranka (przynajmniej tak to sobie wyobrażam) pewien bardzo pomysłowy twórca nie wiadomo jakimi idąc drogami myślowymi połączył fabuły dwóch filmów. I stworzył z nich jedną z najlepszych strzelanek, gdzie strach wyziera zza każdego rogu. Nikt za bardzo nie zastanawiał się, skąd Predator wziął się w przyszłości Obcego, jednak nie jest to ważne w przypadku, gdy gra nie tylko trzyma się kupy, ale jest wyśmienicie grywalna. Sequel tej gry o niebo przewyższa sequele obu filmów - po prostu jest solidną kontynuacją. Tak zawiła drogą dochodzimy do filmu Alien versus Predator, który polscy widzowie bedą mieli nieprzyjemność oglądać za niedługi czas. Film powstały na podstawie gry, która powstała na podstawie dwoch filmów wcale nie jest chybiony. Jesli AvP trzymałby klimat gry, czy choćby pierwszego Obcego, byłaby to produkcja naprawdę wyśmienita, przerażająca, wciągająca i może po prostu logiczna. Niestety jest inaczej - jak zawsze winny jest Hollywood. Chora tkanka hollywoodzkiej produkcji tak bardzo zarosła ten film, że ogladać toto można tylko z przymróżeniem oka.

KTO BRZYDSZY? BO OBCY GRA LEPIEJ...


Akcja rozpoczyna się zbieraniem drużyny specjalistów różnych dziedzin, by proadzić się ich w pewnej bardzo interesującej sprawie - jeśli ogladaliście o niebo lepszy film, Kula, z Dustinem Hoffmanem to wiedzcie, ze początek AvP to niemal kalka. Satelity miliardera wykrywają na Antarktydzie dziwne ciepło - to piramida (!), w dodatku zakopana kilkaset metrów pod ziemią (!). Ekipa specjalistów w stylu Lary Croft wyrusza by zbadać zjawisko i przy okazji zyskać sławę. Nie ma sensu pisać o ekologicznych i moralnych rozterkach uczestników wyprawy, bo tak słabo udają one głębię tych postaci, że już chyba prędzej uwierzy łbym w Smerfa-pedofila.
To pierwszy minus filmu - postaci, bezadziejnie grane przez aktorów, same są puste i płaskie jak papier toaletowy. Gdy w końcu nasi ambitni ulubieńcy (a warto dodać, ze oprócz bogatego, białego oczywiście, staruszka, wszyscy są młodzi, piękni i szczęśliwi - fu!) dostają się do piramidy, ta zaczyna "zmieniać swoją konfigurację". To znowu przypomina kalkę z filmu Cube.
Co więcej, przez swoję głupote (cała armia doktorów i profesorów, archeologów i tak dalej - a głupcy!) uwolnią oni matkę Obcych, ktorą, bezczelna, zaczyna składac jaja. Podczas różnych ucieczek i przerw na papierosa dowiadujemy się, ze Predatorzy zbudowali piramidę (a jakże!) i co sto lat ćwiczą w niej swoje drapieżnicze zdolności. Oczywiście to oni nauczyli ludzi budowania piramid, w dodatku traktowali ich jako parobków. Nie byli to żadni Inkowie jednak czy inni Egipcjanie - Predatorzy bawili się już dużo wcześniej. Podczas jednego z takich pradawnych polowań Obcy wygrali, więc Predatorzy ulotnili się delikatnie czesząc naszą wspaniałą a zieloną planetę bomba (tak wyginęły dinozaury, zdaje się mowić reżyser).

BLOOD RUN


Po opanowaniu sytuacji nie licząc się z możliwym ponownym zwycięstwem Obych Predatorzy wracaja co sto lat bawić się w Łowców ( przewach grywając chyba w średnicj filmach akcji). Stąd też satelity miliardera wykryły piramidę, bowiem ta, by nie było zimno podczas polowanka na Obcego, zaczyna się grzać. Cała resztu to ucieczka przed Obcymi i sojusz z Predatorami. Jeśli napiszę Wam, że nie dość, że krwiożerczy Predator nie jest już taki krwiożerczy (widaż wdzięki głównej bohaterki go uwiodły), ale że robi bohaterce tarczę z głowy Obcego - nie zdziwcie się, takich smaczków twórcy mają dla nas więcej - ku uciesze psychiatrów.

SANAA LATHAN


Film, poza dobrymi efektami specjalnymi, mógłby być jeszcze straszny, bo nie trzeba być Hitchcockiem, by niepokoić widza okropnym ryjem Obcego tudzież Predatora. Ale nawet na tak niskim poziomie twórcy filmu nie stanęli - zwyczajne, taśmowo niemalże, stworzyli następny mega-hit z nazwy i budżetu, zupełnie przy tym olewając fanów gry. Tymczasem zobaczycie, jak zgwałcono pomysłowe postaci, z których zrobiono albo ciotki-opiekunki, albo zupełnie jakieś świerszcze. Przykro na to patrzeć z pozycji fana Alien vs Predator. Sądzę, że jeśli ktoś w grę nie grał albo wiekszą wagę przywiazuje do widowiskowości to może nawet dobrze się bawić. Ale my nie chcemy, by film AvP był po prostu filmem. Poczekajmy zatem aż ktoś na poważnie nakręci film pod tytułem "Alien versus Predator", a dzieło Paula W. S. Andersona pomińmy znaczącym milczeniem.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   86