Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   50
                       

Jacek "AloneMan" Marciniak


Pisząc o firmie Metropolis, nie sposób nie wspomnieć o TAJEMNICY STATUETKI. Ta gra, licząca już 11 lat, bez wątpienia zasługuje na miano kultowej. Obecnie może została trochę zapomniana, ale i tak w niczym nie umniejsza to jej zasług dla rozwoju całej rodzimej branży.



O TAJEMNICY STATUETKI napisano już wiele, także w SS-NG. Osobiście miałem przyjemność opisywać ten tytuł w Klubie Konesera (SS-NG #06). Nie chciałbym, aby poniższy artykuł powtarzał oklepane treści i po raz kolejny przypominał o podstępnym zakończeniu, czy satanistycznej atmosferze. Ci, którzy grali, z pewnością to wszystko znają, a całą resztę odsyłam najpierw do wspomnianej recenzji w Klubie Konesera. Poniżej zaś będę starał się skupić na mniej znanych aspektach TAJEMNICY STATUETKI.



NARODZINY
Firma Metropolis powstała w 1992 roku i była jedną z pierwszych tego typu firm w Polsce. Z tych, które powstały wcześniej, najważniejsze były Computer Adventure, Studio oraz X-Land. Ci pierwsi popełnili niezgorsze „tekstówki” SMOK WAWELSKI i MÓZGPROCESOR, zaś ci drudzy grę platformową pt. ELECTRO BODY. Większej konkurencji jednak nie było, bowiem pozostałe firmy skupiały się na komputerach 8-bitowych, natomiast Metropolis planował tworzyć na PC. I tak oto ruszyły prace nad „pierwszą polską grą przygodową na PC” – TAJEMNICĄ STATUETKI.



Gra ukazała się na rynku pod koniec 1993 roku i z miejsca zyskała sympatię graczy. Przede wszystkim była jednym z pierwszych tytułów, który jako tako sprzedawał się legalnie w sklepach. Należy pamiętać, że ustawa o ochronie oprogramowania dopiero powstawała, a gracze nie byli zbytnio przyzwyczajeni do płacenia dość wysokich kwot za oryginały. Na szczęście TAJEMNICA STATUETKI była w miarę tania, a pod wieloma względami wyróżniała się in plus od angielskich „przygodówek”. Już sama instrukcja była bardzo ciekawa. Otóż twórcy postanowili umieścić w pudełku egzemplarz fikcyjnej gazety „Dziennik Metropolis”. W formie artykułów prasowych prezentował on w zgrabnej formie fabułę gry oraz zawierał informacje dotyczące zabezpieczeń antypirackich. Sam mogę się pochwalić, że posiadam ową specyficzną instrukcję i postaram się poniżej przybliżyć pokrótce jej zawartość.

DZIENNIK METROPOLIS
Na pierwszej stronie wita nas artykuł pt. „Zagadkowa seria kradzieży”, wprowadzający w fabułę gry. Pokrótce opisane zostały w nim wydarzenia poprzedzające właściwą akcję. Tuż obok można znaleźć nieco autoironii – w kolumnie „Skandal w Nicei” gazeta donosi o przedstawicielach firmy Metropolis, którzy zakłócali spokój gościom hotelowym swoimi nocnymi śpiewami oraz bieganiem po korytarzach. Podobnych humorystycznych artykułów nie brak też dalej, jak chociażby notka o złodziejach, którzy ukradli z pewnego wydawnictwa banknoty do gry w „Eurobiznes”.
Rasowa gazeta nie może się obejść bez reklam. W „Dziennkiku Metropolis” można zobaczyć reklamy programów firmy USER, a przede wszystkim bodajże pierwszą reklamę przyszłego hitu TEENAGENT! Poza tym w numerze znalazła się też malutka krzyżówka oraz tajne kody do samej TAJEMNICY STATUETKI. Wreszcie na ostatniej stronie niejaki pan Karol odpowiada na pytania czysto techniczne. Jedno z nich brzmi: „ale ja mam 486DX2/66, twardy dysk 1GB, grafikę XVGA z monitorem 15 cali, cztery stacje dysków, 32 MB pamięci RAM i MS DOS 6.0. Dlaczego gra mi się nie uruchamia?”. Zapytacie, co w tym śmiesznego? Otóż 11 lat temu taka konfiguracja nie tyle była konfiguracją bardzo dobrą, ile raczej nieosiągalną dla przeciętnego człowieka. Nawet w najlepszych komputerach montowano zazwyczaj standardowy procesor 486, dysk twardy 200-300 MB, kartę VGA i 8 MB RAM. Ech, to były czasy...



ECHA GRY
Oczywiście sama instrukcja nie zapewniłaby żadnej grze sukcesu. TAJEMNICA STATUETKI oferowała jednak o wiele więcej. Przede wszystkim była po polsku, a co za tym idzie mógł w nią grać każdy, kto znał naszą piękną, słowiańską mowę. Rodzima wersja językowa była naprawdę profesjonalnie zrealizowana, bo nie występowały żadne literówki ani błędy stylistyczne. O solidnym podejściu do pracy mógł stanowić też materiał zdjęciowy, jaki wykorzystano w grze. Otóż panowie z Metropolis naprawdę byli np. w Nicei, dzięki czemu nie ma tu mowy o sztuczności. Jednak prawdziwy klimat budują dialogi. Jedne są zabawne (podrywanie barmanki, „gadka” z pokutnikiem), inne zaś ponure, czy wręcz przygnębiające (dialog w restauracji hotelowej). Twórcy naprawdę idealnie połączyli humor z elementami grozy i horroru. Nawet dzisiaj, grając w TAJEMNICĘ STATUETKI można się tak wczuć, że niektóre sceny przyprawiają o szybsze bicie serca. Prawdziwym fenomenem pozostaje dla mnie to, że ukończywszy tę grę kilka razy, to ciągle chce mi się do niej wracać. To przy „przygodówkach” prawdziwa rzadkość, ale ten tytuł to coś więcej, niż tylko gra przygodowa.
To kawał mojego dzieciństwa. Pamiętam jak mając 9 czy 10 lat, nie mogłem przejść niektórych momentów. Zresztą osławione plucie na wyłącznik często nie wychodziło nawet ze szczegółową instrukcją. W niczym nie umniejsza to jednak zasług TAJEMNICY STATUETKI dla rozwoju polskiego rynku gier komputerowych. Dzięki temu produktowi gracze uwierzyli, że Polacy mogą robić dobre gry, a sami programiści uwierzyli w to, że istnieje popyt na rodzimy towar. Miło wiedzieć, że tak zasłużona firma jak Metropolis nadal istnieje i wydaje nowe gry. Wiele bowiem było legend, które odchodziły po wydaniu 2-3 tytułów. Kończąc ten artykuł, chciałem podziękować wszystkim twórcom TAJEMNICY STATUETKI za wiele wspaniałych godzin, jakie spędziłem niegdyś grając w tą grę. Dzięki!


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   50