Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   61
                                 

Wojciech "Voy" Kurzępa


Nigdy nie lubiłem filmów opartych na powieściach. Denerwowało mnie zawsze to, że od samego początku zna się zakończenie a fabuła rzadko odbiega od książkowego pierwowzoru. Gdyby kilka tygodni temu znajomy nie wspomniał, że organizuje zrzutkę na Troję to zapewne nie wybrałbym się do kina. Jednak studia historyczne do czegoś zobowiązują.



Historia starożytna nigdy nie była moją domeną. Modliłem się najpierw przed maturą a później egzaminem, żeby tylko minęły mnie pytania z tego okresu. A wiadomo, że jak człowiek bardzo chce to pragnienia się ziszczają ;-) Dopiero na studiach bliżej przyjrzałem się antykowi i szybko doszedłem do wniosku, że i ten czas pełen jest niezwykle ekscytujących wydarzeń. Moje zainteresowanie spotęgowały lektury, które zaczynałem czytać w bólach i w ostatniej chwili, a które okazały się strzałem w dziesiątkę. Z tym większym zainteresowaniem wybrałem się ze znajomymi z grupy na najnowszy film Wolfganga Petersena.

Już pierwsza scena nie pozostawia złudzeń, kto jest dobry a kto zły. Sparta i Argos dokonują stopniowej aneksji ziem greckich dzięki czemu stają się panami na półwyspie peloponeskim. Nikt nie jest w stanie im przeszkodzić, nawet dzielni Tesalijczycy. Do bitwy nie dochodzi za sprawą Achillesa, który celnym pchnięciem miecza pozbawia życia tesalijskiego osiłka. Wielki bohater, wiecznie skłócony z królem Argos Agamemnonem wiedzie jego armię do kolejnego zwycięstwa. Po drugiej stronie morza egejskiego żyje człowiek, który przez swoją głupotę wywoła dziesięcioletnią wojnę o swoją ojczyznę, o Troję.

Osoba czytająca Iliadę idąc na film zastanawia się, czy i jak reżyserowi udało się przenieść powieść Homera na duży ekran. Pytanie to uzasadnione gdyż wielokrotnie zdarzały się przypadki gdy ekipa filmowa nie stawała na wysokości zadania w efekcie czego powstawał jedynie hucznie zapowiadany gniot. Zasiadając w wygodnym foteliku nastawiony byłem na dobre kino. Śladowa ilość kasowych aktorów wydawała się to potwierdzać. Niestety, muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony ciężko jest nakręcić film wszechstronny, wolny od błędów, ale niektóre przedstawione w Troi rzeczy rażą niesamowicie. Pomijam tutaj wygląd zewnętrzny bohaterów – wydaje się, że nie ma on istotnego znaczenia. Wątpię aby publika zaakceptowała brodatego Brada Pitta ;-) Wiele wątków z filmu nie zgadza się z homeryckim eposem. Wymienianie wszystkich mija się z celem, ale kilka warto odnotować. Patroklos istotnie zginął z ręki Hektora lecz sposób w jaki w filmie kuzyn Achillesa znalazł się w posiadaniu zbroi herosa daleki jest od pierwowzoru przedstawionego przez Homera. Podobnie ma się sprawa ze śmiercią Ajaxa. Bohaterowie odzwierciedleni są przeróżnie, sylwetka Achillesa została przekształcona zupełnie i osoba, która nie miała styczności z książka, otrzymuje jego nieco zafałszowany obraz. Bardzo zraziła mnie również scena śmierci Achillesa z rąk Parysa. Wątek o jedynej słabości greckiego herosa został zupełnie pominięty co jak dla mnie jest totalną pomyłką. Dlaczego tak świetny strzelec jak Parys za pierwszym razem trafił Achillesa akurat w piętę, gdy zaraz potem trzykrotnie ugodził go w klatkę piersiową? Skąd wiedział? Film tego nie wyjaśnia.
Ostatnia rzecz to pojedynek Achillesa z Hektorem u bram Troi. Ten jednak autorzy zmienili celowo. Od początku trudno nie oprzeć się wrażeniu, że główną rolę w wojnie odgrywają ludzie. O bogach wspomina się nierzadko lecz nigdy nie biorą oni spraw w swoje ręce. Powieść Homera w Troi pokazana jest w sposób specyficzny, nowoczesny, gdy człowiek sam decyduje o swoim losie i nie musi martwić się gniewem bogów. Pokazuje to dobitnie Achilles gdy ścina głowę posągowi Apollina. Reżyser pozostawił jednak pewną furtkę, którą jest postać Tetydy przepowiadająca Achillesowi jego śmierć pod Troją.

Za korzyść filmu przemawia zdecydowanie gra aktorów. Szczególnie spodobała mi się rola Erica Bany jako Hektora. Łzy mogły popłynąć, gdy zwykły człowiek ginie z rąk potężnego herosa. Hektor to przywódca trojańskiej armii, jej mentor. Z chwilą jego śmierci staje się jasne, że wojna jest przegrana. Zdecydowanie nie jest to najlepsza rola Brada Pitta, jednak można powiedzieć, że zachowuje on swój stały, czyli dobry poziom. Niezła rola Seana Beana (Odyseusz), Briana Coxa (Agamemnon) oraz Petera O’Toole (Priam). Scenerie również dobrane zostały nieźle co w połączeniu ze świetną muzyką tworzy niesamowity klimat. Można się jedynie przyczepić do przedstawienia armii. Nie chodzi mi o kostiumy lecz o jej liczebność, wydaje mi się, że twórcy nieco z tym przesadzili. Oscar nie grozi raczej żadnemu z aktorów ale jeśli byłbym jurorem to postawiłbym z całą stanowczością na Erica Banę.

Film trzeba obejrzeć. Bez dwóch zdań. Szczególnie ci, którzy nie czytali Iliady (na pewno wielu się znajdzie) i nie znają historii powinni być zadowoleni. Nie radziłbym jednak opierać się na nim przy wszelkiego rodzaju egzaminach ;-) Inaczej będzie zapewne z historykami, którzy wszędzie doszukiwać się będą niezgodności z powieścią Homera. Wydaje się, że to jest właśnie największa wada dzieła Petersena. Można jeszcze dodać pominięcie wielu faktów, np. mitu o Parysie lecz jeśli reżyser chciałby zawrzeć wszystko w jednym filmie, to spędzilibyśmy w kinie nie trzy godziny, a pięć.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   61