Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   48
        

Adrian "Pellaeon" Szumowski


A więc jesteśmy wreszcie w Unii… Czy to dobrze, czy to źle trudno dzisiaj ocenić. Niemniej jednak, niektóre wypowiedzi, a zwłaszcza biegunowo odmienne posła Giertycha i prezenterów naszej „ukochanej” TVP1 narzuciły mojej nie najlepszej pamięci wspomnienia o pewnym serialu. Autorem pomysłu był Gene Roddenberry, który niestety nie doczekał realizacji swojego pomysłu. Cykl ten zatytułowany był „Ziemia: Ostatnie Starcie”.



O co chodzi?
Idea serii jest bardzo prosta: na Ziemię przylatują kosmici. Temat znany i ograny. Przywożą ze sobą różne dobrodziejstwa, które pozwalają ludzkości zakończyć wojny, zlikwidować problem głodu, niektóre choroby i tak dalej… Oczywiście powoduje to potężną falę euforii: powstają fan kluby Towarzyszy, bo tak obcy są tytułowani. Jednym z największych jest potężna sekta, której członkowie modlą się do obrazków przybyszy w aureoli. Bardzo to przypomina naszych polskich hurraoptymistów, którzy nadal 1 maja nie mogli uwierzyć, że nadszedł ten dzień, gdy weszliśmy do organizacji, która da nam góry złota, nie biorąc w zamian nic, lub zbyt wiele. Miłe, nieprawdaż?


Oczywiście serial opierający się na przyjaźni, dobroci i wzajemnej życzliwości nie miałby szans ani na liczną widownię, ani nawet na realizację. Dlatego też Taelonowie vel Teloni (TVP tak przetłumaczyła tą nazwę) mają swój własny interes w przybyciu na Ziemię. Dlatego też niedługo po ich przybyciu pojawiają się pogłoski o tajnych eksperymentach na ludziach. Z tego właśnie powodu w pilotowym odcinku pewien amerykański hipermilioner finguje własną śmierć zasłaniając własną piersią amerykańskiego Towarzysza o imieniu Da’an (grany przez Leni Parker).


Towarzysz, oprócz zwyczajowego określenia Taelona, to także funkcja odpowiadająca randze ambasadora, przy czym nie odpowiada to dokładnie podziałowi na państwa: USA i Kanada mają oddzielnych Towarzyszy, a Wielka Brytania i Irlandia tylko jednego. Ale wracając do tematu. Doors „ginie” w zamachu a ochroniarz Da’ana agent specjalny Ronald Sandoval (Von Flores) i jego przyszły kolega po fachu a obecny policjant ochraniający ze strony rządu USA uroczystość, Wiliam Boone (Kevin Kilner) zaczynają tropić zamachowców. Przy okazji, Boone dowiaduje się, ze za zamachem stał jego przyjaciel Eddie Jordan (Paul Boretski), dostaje propozycję pracy w ochronie wzmiankowanego Taelona i jednocześnie szpiegowania go dla Ruchu Oporu, który powoli konsoliduje się z mrowia odizolowanych komórek w jedną prężną organizację. I tu mała dygresja: w Polsce eurosceptycy na razie tylko krzyczą, ale czy podejmą jakieś działania? Odpukać w niemalowane drewno.


Aha, w międzyczasie w „wypadku samochodowym” ginie ukochana żona Boone’a – Kate (Lisa Ryder). Nasz heros początkowo wszystkim odmawia, chcąc rozwiązać swoją sprawę, ale po tym jak został wdowcem (i po kilku mocnych naciskach ze strony przełożonych) postanawia podjąć pracę w ambasadzie Taelońskiej w Waszyngtonie i jednocześnie dla Ruchu Oporu. Warunkiem służby u Towarzyszy jest zgoda na wszczepienie sobie taelońskiego cyber wirusa (w skrócie CVI), który oprócz licznych zalet jak wzmocnienie pamięci, procesów mentalnych (a także szybko i bezboleśnie likwiduje kaca) i kontrolę nad genetycznie przekształconym robaczkiem z innej planety zwanym skrillem i strzelającym kulami białej energii, na jedną ogromną wadę: jest nią imperatyw motywacyjny, który nakazuje kochać Towarzyszy i wiernie wykonywać wszystkie nawet najbardziej brudne ich polecenia. Na szczęście nasz bohater dostaje wersję de lux pozbawioną tej przykrej funkcji. W ten sposób potencjalnie najbardziej lojalny z taelońskich współpracowników staje się nie przymierzając zdrajcą. A jest co zdradzać…


Jedną z największych tajemnic Taelonów jest misja Ma’ela, starożytnego mędrca i badacza, który odnalazł Ziemię i zmienił rozwój jej mieszkańców, ofiarując im kilka taelońskich darów, aby jego ziomkowie traktowali ludzi bardziej jak partnerów, a nie niewolników.


Obcy różnej maści
Bowiem Taelonowie, jakkolwiek wydają się potężnie mają własne problemy. Dlatego też usilnie starają się je rozwikłać kosztem ich niedorozwiniętych sojuszników. Zresztą nawet na łonie taelońskiego rządu (Synodu) ścierają się dwie koncepcje: Da’ana, który próbuje nadać stosunkom z ludźmi bardzie kooperacyjny charakter i Zo’ora (Anita LaSelva), notabene dziecka tego pierwszego, który skłania się nie do współpracy tylko do eksploatacji rodzaju ludzkiego. W miarę upływu czasu ta druga opcja zaczyna zwyciężać: najpierw Zo’or przejmuje stanowisko Amerykańskiego Towarzysza (tymczasowo, pozostaje jednak na stanowisku współpracownika z ONZ), potem, po tragicznym zejściu przewodniczącego Qu’ona (Brooke Johnson) zajmuje jego miejsce, jednak nadal kontynuuje walkę z Da’anem.
Problemy Taelonów są dwa: pierwszy to powolna degradacja ich rasy, drugi to Jaridianie. Pojawiają się dość wcześnie, bo już w pierwszej serii nasz dzielny agent Boone boryka się z tajemniczą „taelońską” sondą, która na taelońską w ogóle nie wgląda i ma brzydki zwyczaj tworzenia maszynek o wyglądzie ludzi. Nie rozdrabniając się, Jaridianie to drugi odłam rasy, z której wyodrębnili się Towarzysze. Podstawową różnicą jest to, że o ile Taelonowie postawili na intelekt, wspólnotę (Commonality) myśli i osobowości, o tyle Jaridianie wolą emocje i indywidualizm. Może jestem przewrażliwiony, ale czyżby słychać tu echa podejścia do życia Europejczyków i Amerykanów? Jednym z ich przedstawicieli jest Vorjak (Dan Hamberoy/Kerry Dorrey), powiedzmy, że jest ojcem dziecka kpt.


Lili Marquette, pilota Da’ana i bliskiego współpracownika Wiliama Boone’a, która pojmana w czasie kampanii prezydenckiej Doorsa (na przełomie 2 i 3 serii) przy próbie wysadzenia taelońskiego statku – matki. Została ona genetycznie zmodyfikowana, przez znanego i lubianego agenta Sandovala i wysłana w Kosmos wprost w łapy… Jaridian, co kwestionuje jego lojalność. Inni przedstawiciele tej rasy gościnnie występują w kilku odcinkach, jeden nawet łączy się w jedną formę z Da’anem, co nie wychodzi mu na zdrowie. Nie mamy jednak okazji poznać ich z obiektywnego punktu widzenia, wszystko, co o nich wiadomo, to to, co powiedzieli Taelonowie, lub domyślili się członkowie szeroko pojmowanego Ruchu Oporu.


Pojawiają się jeszcze dwie inne rasy: Kimerowie, obcy, którzy w przeszłości uratowali Taelonów od zagłady, których z wdzięczności wybili Taelonowie. Jedynym ich przedstawicielem jest Ha’gel, który szybko ginie, pozostawiając po sobie syna – Liama Kincaida (Robert LeeShock), pół – Kimerę, pół – człowieka. Po wyeliminowaniu Boone’a (co nastąpi bardzo szybko) to on będzie wtyczką Ruchu Oporu w otoczeniu Da’ana, dopóki nie doprowadzi do bezpośredniej współpracy Taelona z Doorsem.


Czwarta rasa została wymyślona dość późno, choć poświęcono jej całą piątą serię, która nie była u nas w ogóle pokazywana. Jest nią właśnie tajemnicza protorasa, z której powstali i Taelonowie i Jaridianie, i do której mogą powrócić, co jest jedynym sposobem na ich ocalenie, ale nie najlepszym dla ludzi. Forma ta bowiem to agresywny, energożerny wampir – Atavus.


U nas w Polsce
W naszym kraju serial ten swojego czasu cieszył się całkiem sporą popularnością. W swojej ramówce umieściły go następujące stacje: świętej pamięci RTL7 gdzie pokazano tylko jeden sezon (22 odcinki), TVP, gdzie wyświetlono kilka razy 2 pierwsze serie (łącznie 44 odcinki) oraz świętej pamięci Wizja TV, która kilka dni przed zamknięciem ukończyła emisję 3 serii, liczącej 22 odcinki. Nigdy w Polsce nie pokazywano serii 4 i 5 (po 22 odcinki każda), liczę jednak, że któraś stacja naprawi ten błąd, przy czym będzie to pora przystępniejsza niż północ z niedzieli na poniedziałek. Kilka razy od przerwania emisji serii pojawiały się informacje, jakoby TVP myślała nad umieszczeniem odcinków „Ostatniego Starcia” w ramówce, aczkolwiek nic z tego nie wyszło. Łącznie w latach 1997 – 2002 powstało pięć cykli po 22 odcinki.


Reasumując
Co by nie mówić na temat science fiction, stanowi odbicie naszej szarej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Odbija ono wszystko, nawet (a może zwłaszcza) procesy polityczne. Niewątpliwie bardzo ciekawym tematem jest jednoczenie się Europy. Moim zdaniem, próbę odbicia tego procesu jest właśnie „Ziemia: Ostatnie Starcie” a zwłaszcza dwa pierwsze sezony, gdyż potem, jak to wynika z różnych informacji krążących po sieci, coraz więcej pojawia się w nim fiction, a coraz mniej science. Mam nadzieję, ze niedługo dane nam będzie się o tym przekonać osobiście.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   48