Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   46
   

Michał "MadBoy" Lipkowski


Jest to kolejna książka z cyklu Świata Dysku, napisana przez Pratchetta. Autor postawił teraz wszystko na jedna kartę, którą jest kryminał. Jak zwykle książka jest jeszcze lepsza od poprzedniej z tego cyklu. A oto krótkie streszczenie...





Czym jest świat dysku? Aby stworzyć ów świat będziemy potrzebowali: jednego gigantycznego żółwia morskiego, jednej ogromnej przestrzeni, czterech słoni, jednego dysku, na którym będą umieszczone kontynenty, wielu bogów, i jednego Niewidocznego Uniwersytetu + kilku bohaterów i niczego nie spodziewających się ludzi, trolli, niziołków, krasnoludów itd, i jednego SMIERCI*
*jako, że wiadomo iż bez niego świat by nie istniał (nie ma sprawiedliwości, jest tylko on).
Następnie wszystko umieszczamy w jednym miejscu i powstaje pełen absurdu Świat Dysku.
Jakaś postać morduje staruszków. Kto to jest? Nikt nie wie i właśnie tego próbuje się dowiedzieć dzielna straż miejska. Tak, tak, Marchewa Nooby i reszta wspaniałej straży Ankh-Morpork. I jak by tego było mało, ktoś próbuje otruć patrycjusza. Może golemy cos wiedza, lecz nikt nie wie czemu zaczęły one popełniać samobójstwa. A jak by tego było mało okazuje się ze Nooby pochodzi z rodziny szlacheckiej... Do straży zostaje powołany nowy rekrut. Jest on krasnoludem. Nic by nie było w tym dziwnego, a jednak u nowego kadeta można dostrzec cienie do powiek i kolczyki w uszach. Jak by tego było mało nazywa się Cudo Tyłeczek i zostal wyrzucony z gildii alchemikow po małym wybuchu (część gildii do odbudowy)...
Opowieść ta zaczyna się w Ankh-Morpork, grodzie wielu pokus. A dokładniej na ulicy, bo gdzież by indziej, gdy miasto pokryte jest przez gęstą mgłę. Ktoś, a dokładnie golem targuje się z człowiekiem (towarem jest inny golem). W innej części miasta Marchewa udaremnia kradzież chleba krasnoludów. A w tym samym czasie Vimes przyjmuje nowego rekruta...
Nawet sam Tolkien nie stworzył tak zapierającej dech w piersiach książki, która nie jeden przeczytałby na jednym wdechu (chyba, że pojemność płuc nie pozwoliłaby mu na to).Po co komu nudna książka gdzie jedyna rzeczą jaka się dzieje są bitwy? W dzisiejszych czasach czytelnik chciałby się pośmiać i w tym samym momencie sam kreować świat i właśnie ta książka ma trafić do TAKICH czytelników. Krótko mówiąc smiechoterapia gwarantowana.
Nawet jeśli nigdy nie czytałeś żadnej książki T. Pratchetta to i tak będziesz w stanie odnaleźć się w owych realiach. Pratchet zawsze stara się ukryć jakieś przesłanie w swoich książkach. Począwszy od dwulicowości ludzi po nakłanianie by częściej słuchali własnej intuicji.

Okładka

Czytałem tez ową książke w wersji oryginalnej i musze powiedzieć, że spolszczona nic a nic nie odbiega od orginału. W tłumaczeniu można natrafić na wiele literówek, ale nie wpływają one w żadnym stopniu na czytanie. Ciekawostka jest, że termin wydania książki zlał się prawie idealnie z terminem przyjazdu Pratchetta do Polski. Książka ta jest obowiązkowa pozycja dla dysko-maniakow ,jak i ludzi lubiących poczytać dobre i śmieszne fantasy.
Wiadomo nie znajdziemy tutaj wielkich bitew ,jakie miały miejsce we Władcy Pierscieni, ale czy życie składa się tylko z walki?
Jest to książka, która się nie przeczyta lecz wchłonie, niczym dobrze przedestylowane powietrze.
PS. "Na glinianych nogach" jest kontynuacją "Straż, straż" i "Zbrojnych".


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   46