Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   52
                               

Wojciech "Keiran" Skitał


Witam was po raz kolejny w Star Cornerze. Na początek kilka uwag formalnych. Do pracy powrócił pełen świetnych pomysłów Pshemozz i spłodził dla was tekst o Gwieździe Śmierci – rzecz godna polecenia. Ponadto reaktywujemy Star Trek – nieodżałowaną Sephirię godnie zastępuje Pellaeon – na początek przedstawia wam ogólny zarys serii. Ja natomiast opowiem wam o zdarzeniu wręcz legendarnym – o Wojnie Klonów.



Pogłoski o serii CW pojawiły się wkrótce po kinowej premierze II Epizodu. Zapowiadało się bardzo interesująco – serial animowany, który połączy Epizody II i III oraz pokaże przebieg Wojen Klonów. Później jednak przyszła refleksja – nadawany na Cartoon Network – czyżby coś dla dzieci? Film o wojnie? Następnie było jeszcze gorzej – nad całością miał czuwać Genndy Tartakovsky – twórca Dextera czy Samurai Jacka, facet o niezłym poczuciu humoru i fajnej kresce, ale raczej tworzący produkcje nie na serio. No i przelanie czary goryczy na koniec – jest 20 odcinków każdy po niecałe 4 minuty. To bardzo mało. Z powodów wymienionych powyżej do serialu podszedłem z dużą rezerwą, ot obejrzałem pierwszy odcinek by stwierdzić – poczekam na całość i obejrzę naraz wszystko. Musiałem na to trochę czasu poczekać, ale w końcu się udało. Seria opowiada o losach kilku znanych i mniej znanych rycerzy Jedi: prym wiedzie tutaj Anakin i jego mistrz Obi-Wan. Pojawi się też Yoda czy Mace Windu oraz wielu innych. Są też postacie nieposługujące się mocą, armia klonów, roboty separatystów i wreszcie Generał Grievous, o nim powiem dalej. Od razu ujawnia się największa wada serialu – króciutkie odcinki sprawiają, że głębia czy psychologia postaci praktycznie nie istnieją, fabuła jest prosta, wątków niewiele, a całość zrozumiała nawet dla siedmiolatka (mimo tego, że to serial po angielsku) Moim skromnym zdaniem historia przedstawiona w tej produkcji to zdecydowanie porażka pokazująca, że Lucas jest w słabej formie twórczej. Dużo lepiej wypada tutaj to czym się martwiłem – styl Tartakovky’ego – jest surrealistyczny, kanciasty, ale o dziwo wcale nie psuje historii. Wręcz przeciwnie, kreska jest znakomita, animacja postaci również. Pod względem technicznym to małe dziełko sztuki.
Co ciekawe znanym utworom Johna Williamsa towarzyszą też nowe i są one równie dobre. Ale winien chyba jestem krótkie wyjaśnienie o co chodzi w serii. Na początek widzimy scenę, w której senator Palpatine rozmawia z grupą rycerzy Jedi. W trakcie tej rozmowy Anakin zostaje dowódcą jednej z armii i otrzymuje misję odbicia pewnej planety z rąk separatystów (świetna scena!). Mamy ckliwą scenę pożegnania i tak oto kończy się pierwszy odcinek. Niestety, tak jest już do końca – 2 lub 3 sceny i już następny odcinek. W trakcie Anakin zmierzy się z pewną groźną użytkowniczką Mocy, a Obi rozwali bardzo fajnego i groźnego robota. Na koniec natomiast pojawi się generał-niewiadomoco Grievous. Jest to postać bardzo udziwniona, robot posługujący się mieczami świetlnymi na dziwnych odnóżach. Według mnie słabiutki pomysł, w każdym razie to on przyczyni się do rzezi dokonanych na Jedi. Wyżaliłem się tu trochę na ten serial, ale kilka zalet ma. Przede wszystkim wciąga, mamy ochotę od razu obejrzeć odcinek po odcinku całość. Świetna jest kreska – choć ta pewnie nie spodoba się każdemu. Bardzo ładnie też wyglądają wszelkie sceny akcji (a tej tutaj nie brakuje). Generalnie serial zbudowany jest tak, że nie nudzi ani trochę, nie ma ani jednej niepotrzebnej sceny. No i można go legalnie i za darmo ściągnąć z sieci. Dla fanów SW pozycja obowiązkowa, dla reszty niekoniecznie, bo i tak w III Epizodzie wyjaśnią wszystko, co tu się działo.


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   52