70     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Nigdy więcej krewetek czyli historia prawdziwego pecha.


Nigdy więcej krewetek czyli historia prawdziwego pecha.





- Nie! Zdecydowanie nie mam ochoty nigdy więcej wozić krewetek. - głos dobywał się z nie wielkiego syntezatora zawieszonego na szyi kubaza. Jednocześnie z trąbki dobywały się niezrozumiałe dla ludzi odgłosy - A już na pewno nie z tym szaleńcem Verpinem. Po prostu zdecydowanie odmawiam współpracy.
- Słuchaj no i tak nie masz nic lepszego do roboty, a zdaje się przyda Ci się nieco forsy - oponował pochodzący z rasy Durosów obcy.
- No jasne, że mi się przyda! Mój statek stoi na aukcji a ja wydałam całe 20 patyków na nowe papiery dla wszystkich, że o waszych protezach nie wspomnę.
- No! Protez nie wypominaj, jak byśmy się nie wyrwali z tego asteroidu to nasz dzisiejszy dylemat byłby całkiem niebyły. A nie chce nic mówić, ale przed 4-ka X-ów to byśmy na złomie tego rodianina na pewno nie nawiali. A na koniec w zamian dostałaś 20% „Queen”.
- Taaaa. A przypomnieć ci, że gdyby nie ten szaleniec i jego robot - wskazała na siedzącego opodal, verpina który właśnie rozkładał na czynniki pierwsze jakiś blaster - to byśmy spokojnie dolecieli do celu i nie musieli byśmy przed nikim uciekać. O *&^&! Zabierz temu idiocie blaster, on jeszcze gotów nas wszystkich wysadzić w powietrze.
Kubaz podbiegł do stołu i wyrwał z rąk insektoida obiekt jego zainteresowania i rzucił w kąt. Verpin zwinnie uskoczył i schował się za durosem. Od samego początku czuł się niepewnie w towarzystwie kubaza. Powód był dość prosty, kubazy uwielbiają jadać wszelkiego rodzaju insekty a verpiny bez żądnych wątpliwości pochodziły właśnie od insektów. Obawy wzrosły jeszcze bardziej, gdy któregoś dnia pobytu na asteroidzie, pozbawiony pożywienia insekto-żerca przez sen zaczął dobierać się do jego nogi. Zresztą lista nieporozumień między tymi dwiema istotami była znacznie dłuższa. Najpoważniejszym zarzutem Quickening (bo tak na imię miał (a właściwie miała gdyż była przedstawicielką żeńskiej części tej rasy) kubaz) względem Kirazu (tak zwał się verpin) było jego zachowanie podczas ostatniej inspekcji celnej. Odprawa się już kończyła, celnicy mieli właśnie wychodzić, kiedy z kajuty verpina wyłonił się najpierw on sam a zaraz za nim jakiś pokraczny robot, który kiedyś był chyba astromechem (ale za to nikt by nie zaręczył). Obaj postali chwilę przy drzwiach, Quickening spięła się w sobie oczekując najgorszego. Verpin coś cicho zagwizdał po swojemu. Wszystkie włosy na karku kubaza stanęły sztorcem, kiedy robot z cichym turkotem krzywo zmontowanych kółek podjechał do grupki celników, wysunął z korpusu niewielką spawarkę (zdecydowanie jednym z jego przodków był jakiś nieszczęsny R2) i z radosnym piskiem przysmażył przy jej użyciu dowodzącego inspekcją kapitana. Jak należało się spodziewać przyjemna części inspekcji celnej zakończyła się w tym samym momencie. Panowie celnicy schowali uprzejme wyrazy twarzy do kieszeni a z kabur wyjęli całkiem nie uprzejmie wyglądające blastery. Potem poszło już szybko. Kajdanki, krótki przelot okrętem patrolowym na stację celną i zwiedzanie lokalnego bloku więziennego pod hasłem: „Widziałeś jedna z naszych cel to tak jak byś zobaczył wszystkie”. Oprócz tego zwiedzili również pokój przesłuchań. Stołówki nie oglądali. Paskudne syntetyczne jedzenie przynosił im do celi uzbrojony strażnik. Równie szybko padły podrabiane papiery Ajunty i verpina którzy ponoć mieli na sumieniu jakieś grubsze przewiny z gatunku niszczenie mienia prywatnego, ucieczka z miejsca przestępstwa oraz kradzież statku.
- Zostaw go w spokoju Quickening. Owszem narozrabiał, ale co się stało to się nie odstanie, tym bardziej, że gdyby nie on to byśmy dalej siedzieli na tym zakazanym asteroidzie - Ajunta wstawił się za swoim partnerem. - Sama doskonale wiesz, że gdyby nie modyfikacje jakie zrobił w statku tego rodianina to byśmy się z stamtąd nigdzie nie ruszyli. No chyba, że puściliby nas wpław. A do duinuogwuina żadne z nas nie jest podobne więc daleko byśmy nie dopłynęli.
- Ten Rodianin to ma u mnie krechę stąd aż do samego centrum galaktyki. Jak by was nie przytargał na pokład to byście się radośnie wykrwawili w tym hangarze i nigdy już bym nie musiała oglądać ani twojego niebieskiego beznosego pyska ani tego insekta co się za tobą schował.
- Miałaś świetna okazję. Tak siałeś z tego E-weba po całym hangarze, że nikt nie odważył się nawet do tego zgniłka strzelać. Jedna „przypadkowa” seria w złym kierunku i miałabyś z głowy nasz wszystkich. Szkoda tylko, że długo byś się tym nie cieszyła. - Z złośliwym uśmiechem zauważył Ajunta. - Sama doskonale wiesz, że jak by się nasz zielony przyjaciel przekręcił to by się wypaliła elektronika w jego statku i nigdzie byś nie poleciała. Dość mam tej dyskusji, szybko się decyduj, nakręcisz znowu te krewetki do końca czy się rozstajemy. Sama rozumiesz, przykro mi z powodu twojego statku i tak dalej, ale jeśli teraz nie zarobimy pieniędzy to zapomnij o próbach odkupywania twojego „Drapieżnego ptaszydła” . Tym bardziej, że z krewetkami nam po drodze. Twój statek będzie na aukcji w stolicy sektora a z tego co się orientuję tam właśnie trzeba zawieźć te krewetki.
Verpin cichaczem zabrał z kąta resztki blastera i zniknął za załomem korytarza. Wściekły Duros wyszedł z pomieszczenia i sadząc po odgłosach kroków zaszył się w kokpicie. Quickening miała spory problem. Kolejny lot z krewetkami był prawie, że gwarancją kolejnej wizyty w ukrytej na asteroidzie bazie. W ciągu ostatnich tygodni dość dobrze zorganizowana grupka „niezależnych przedsiębiorców” przechwytywała prawie co drugi statek wiozący te przeklęte owoce morza. Jak zwykle lokalni bosowie walczyli o kontrolę nad chodliwym w okolicy towarem a cierpieli na tym właściciele przewożących je statków. Jednym z nich był pochodzący z Port Royal pływak Zendo, dla którego ostatnio pracowali a drugim twi’lek Dibo, z którego asteroidy uciekali z sporym hukiem. Z jednej strony serdecznie nienawidziła ludzi ogoniastego a z drugiej to nieco im zawdzięczała. Po pierwsze z więzienia wydostali się podczas ataku jaki tamci przeprowadzili na posterunek celników (oczywiście był to kolejny rajd mający na celu przechwycenie krewetek). Po drugie te 20 tysięcy, dzięki którym mogą robić jakiekolwiek plany, to była cena jaką udało się jej wziąć od ludzi Zenda za lokalizacje asteroidy. Ani duros ani verpin o tym nie wiedzieli i wiedzieć nie mieli. Dla nich były to oszczędności, dzięki którym weszła do grona współposiadaczy „Queen of Spades”. Tak czy inaczej zdrowiej by było poczekać, aż Zendo zlikwiduje problem Diba i dopiero wtedy zabrać się znowu za krewetki. Kolejna wizyta na asteroidzie prawdopodobnie nie będzie już tak „przyjemna” jak poprzednia, a o to było by dość łatwo, nawet jeśli dać wiarę słowom Ajunty zachwalającego możliwości „Queen” to i tak mogło być wąsko. Gdyby tak dało się przeczekać jeszcze kilka dni. Tylko, że nie ma już właściwie pieniędzy na kolejne dni postoju w doku a licytacja „Drapieżnego ptaszydła” coraz bliżej.
No tak. Na Ptaszydle mogłaby przynajmniej zapuścić jakąś muzykę. Tam miała swój zbiorek płyt, doskonałe przestrzenne nagłośnienie na całym pokładzie i anty grawitacyjne łóżko w swojej kabinie. Tam przynajmniej były warunki do spokojnego namysłu. A tutaj, jedyne co wydawało dźwięki podobne do muzyki to jakiś nędzny odtwarzacz o mocy zbyt małej nawet jak na niewielki kokpit, a co tu dopiero mówić o większych pomieszczeniach. Co więcej Pataszydło było jedyne w swoim rodzaju. Zrobiona na zamówienie dla jakiegoś zespołu muzycznego miało kształt odpowiadający swojej nazwie. Długi smukły kadłub z wymalowanym ptasim dziobem. Skośne skrzydła pokryte wzorem ptasich piór. To było prawdziwe cudeńko. Teraz jej wymarzony i wypieszczony statek ma się dostać w łapska jakiegoś nadętego bubka, który kupi go za jakąś śmiesznie małą się na aukcji przedmiotów skonfiskowanych. „Quenn” w żadnym wypadku nie była w stanie zastąpić „Ptaszydła”. Mimo głębokich modyfikacji nadal był to tylko YT-1210, w którego wyglądzie nie było drapieżności nawet za ćwierć złamanego kredyta.
- Ajunta, ty niebieski kretynie, szykuj swojego grata do załadunku! Za jakąś godzinę wracam z kontraktem na te parszywe krewetki! Przypilnuj, zęby ten paskudny verpin nie przerobił w tym czasie motywatora napędu na zestaw do gry w bierki elektryczne!

***


Magazyn był brudny, śmierdzący a do tego było w nim ciemno. Mieli się tutaj spotkać z jakimś delikwentem co to miał towar, wiedział gdzie go zawieźć. Teoria głosiła również, że miał zapłacić za dotychczasową część roboty, na którą składało się przywiezienie z sobą 30 podłużnych i solidnie opieczętowanych skrzyń z stolicy sektora.
- Jest tu kto? Warido!? Przyjechaliśmy po towar!
Jak do tej pory praktyka potwierdziła, że magazyn gdzie mieli się spotkać stał na miejscu.
- Wariado ty rodiański obiboku?! Pobudka! Jest robota!
Tym razem okrzyki wywołały efekt. Zapaliły się silne reflektory, z za skrzyń wyłoniła się grupka smutnych panów z naszywkami służby celnej na rękawach i karabinami w rękach. Jeden z nich spokojnym głosem wytłumaczył czego oczekuje od Ajunty.
- Na ziemie gnido!
Kolejny równie fachowo i delikatnie wykręcił ręce durosa na plecy a nadgarstki ozdobił kajdankami. Szybkie przeszukanie zaowocowało odkryciem nastawionego na nadawanie komlinku oraz blastera. Kiedy Ajunta doszedł jako tako do siebie po przeżytym szoku, siedział w towarzystwie skutego rodianiana w przedziale transportowym speedera.

***


- Kirazu! Grzej silniki! Mamy wielki problem!
Verpin zabrał się za uruchamianie silników „Queen”. Quickening skupiła swoją uwagę na sensorach. Lokalny port kosmiczny nie posiadał własnego interwencyjnego oddziału służb celnych, a na orbicie nie wisiał żaden większy okręt, który mógłby go tu przywieźć. Wniosek narzucał się sam. Albo dane komputera były nieprawidłowe, i w porcie stacjonowała taka jednostka i wtedy należało zapomnieć o niebieskim durniu, który właśnie płacił za brak ostrożności przy wybieraniu pracodawców, albo gdzieś w porcie stał wystawiony i bezbronny Guardian, którym służby celne zwykły się przemieszczać po podległym sobie obszarze. Jeszcze raz przyjrzała się sensorom, niebo wydawało się czyste.
- Silniki gotowe, co teraz? - dobiegł ją głos verpina.
Quickening oderwała się od skanera i zaczęła przypinać się pasami do fotela pilota.
- Pędź do wieżyczki i wypatruj stojącego na obrzeżach portu Guardiana. Zobaczymy co da się zrobić dla twojego kolegi.
Statek oderwał się od płyty lotniska i rozpoczął wznoszenie. Fakt ten wywołał zrozumiałe zainteresowanie na stanowisku kontroli ruchu. W eter poszły najpierw uprzejme pytania, które z czasem przerodziły się w informacje o sankcjach, naliczonych karach i innych tym podobnych szczegółach.
To była jedna z tych planet, gdzie nowoczesny Guardian rzuca się w oczy i po prostu nie można go nie zauważyć. Podobnie zresztą jak opancerzonego speedera jadącego w jego kierunku. Planeta ta miała wiele innych zalet. Na przykład taką, że stojąca na ziemi jednostka celna była jedynym statkiem, który mógłby podjąć próbę pościgu za Queen. Cała reszta musiałaby najpierw być skonfiskowana przez znajdujących się na służbie oficerów, bo inaczej ich załogi nawet palcem by nie kiwnęły, i co w sumie ważniejsze poddana gruntownym remontom i modyfikacjom, które pozwoliły osiągać odpowiednio duże prędkości. Kirazu zasiadł przy jonówce. Dłoń verpina zatańczyła na konsolecie. Niskie buczenie oznaczało, że kondensatory są już naładowane i można zacząć strzelać. Sensory natychmiast wychwyciły charakterystyczny kadłub celniczej jednostki oraz podjeżdżający w jej pobliże speeder.
„Queen” przemykała nisko nad przyportowymi magazynami zbliżając się coraz bardziej do celu. Stojanki północnego lądowiska zostały daleko w tyle, za to do centralnego gdzie zaparkowała jednostka celna było coraz bliżej.

***


Speeder zatrzymał się. Ajunta usłyszał szczęk otwieranych od zewnątrz drzwi. Spojrzał w tamtym wyjścia. Zgodnie z przewidywaniami nie zobaczył nic co poprawiłoby mu humor. Kolejnych dwóch panów w mundurkach i z bronią wycelowaną w okolice jego brzucha.
- Wyłazić! Pojedynczo! Najpierw zielony a potem niebieski! No ruszać się!
Rodianin niechętnie wstał i odprowadzany lufami karabinów zeskoczył na płytę lądowiska. Widoki jakie rozpostarły się po wygramoleniu z speedera pogorszyły humor durosa jeszcze bardziej. Na przeciwko niego w całej okazałości stał Guardian. Statek będący jednocześnie marzeniem i przekleństwem każdego „niezależnego przedsiębiorcy”. Bo w sumie fajnie było mieć transportowiec, który wyprzedał większość myśliwców, był lepiej opancerzony od ciężkich transportowców szturmowych i do tego miał 4-ry naładowane bronią wieżyczki. Ale już zadzierać z czymś takim było dość głupim pomysłem. Władze najwyraźniej już się o tym fakcie dowiedziały, bo po krótkiej informacyjnej serii na rynek cywilny Guardiany nigdy więcej już nie trafiły. Przynajmniej oficjalnie. W związku z tym większość pilotów na widok swojego marzenia w myślach dokonywało szybkiego przeglądu ładowni na okoliczność towaru w danej części galaktyki uznawanego za nielegalny i w przypadku stwierdzeniu takowego albo starała się wyglądać bardzo niewinnie albo szybko liczyła dane do skoku nadprzestrzennego. W okolicy kręciło się około 10 strażników. Część przy pomocy wózków anty grawitacyjnych przenosiła na pokład swojej jednostki skonfiskowany towar. Reszta uważnie patrzyła czy Ajunta lub rodianin nie próbują czegoś głupiego (na przykład ucieczki). Byli właśnie w połowie drogi do trapu, kiedy w okolicy rozpętało się małe piekiełko.

***


Na sygnał dany przez Kirazu, Quickening postawiła statek na burce, tak aby siedzący w górnej wieżyczce verpin mógł swobodnie prowadzić ogień. Przez kadłub przeszły towarzyszące kolejnym strzałom wibrację. Pierwsza seria trafiła stojący na ziemi statek i według sensorów wyłączyła systemy uzbrojenia oraz główny napęd celu. Kolejna przycisnęła do ziemi stojących opodal ludzi ( kilku pechowcom fundując przy okazji wypalony system nerwowy). Trzecia wyłączyła z akcji speeder. Kirazu przerwał na chwilę ogień aby zorientować się w sytuacji. Niedobitki celników zwiewały pod osłonę pobliskich zabudowań. Ktoś na pokładzie Guardiana próbował chyba przywrócić sprawność napędu, jednak chyba coś poszło nie tak, bo na kadłubie pojawiły się nowe wyładowania. Dokładnie w środku tego bałaganu znajdowała się leżąca postać Ajunty. Verpin profilaktycznie pociągnął jeszcze jedną serią po statku oraz zabudowaniach gdzie skryli się dzielni celnicy.
- No dobra to chyba mamy chwilę spokoju zanim wygrzebią skądś ciężki sprzęt. Teraz tylko zabrać durosa i możemy się zbierać.
Quickening obróciła statek do normalnej pozycji.
Kiedy ucichła druga salwa z jonówki, Ajunta przekręcił się na plecy i zaczął rozglądać po okolicy. Załoga Guardiana wiała gdzie pieprz rośnie, starając się jak ognia unikać otwartej przestrzeni. Przez najbliższe minuty problemów raczej sprawiać nie będą. Obok niego leżał nieprzytomny rodianin a ukochana „Quenn” była już blisko. No to tym razem chyba się jeszcze upiecze.
Zaraz po posadzeniu statku na ziemi Quickening wybiegła z kokpitu i zaczęła otwierać wejście i rozstawiać trójnóg z podłączonym do generatora statku E-webem. Gdy tylko rampa dotknęła ziemi karabin był gotowy do strzału a niewielkie pole siłowe chroniące wejście aktywne. Z pobliskich zabudowań, znajdujących się w martwej strefie górnej wieżyczki posypały się strzały. Quickening natychmiast odwdzięczyła się pięknym za nadobne. Ostrzelani natychmiast stracili cały zapał i przerwali ogień. Ajunta wykorzystał moment ciszy i w kilku skokach znalazł się na pokładzie.
- Witam! Widzę, że właśnie zmarnowałaś kolejną okazję żeby się mnie pozbyć. Co?
- To wszystko przez tego verpina, marudził tak bardzo, że w końcu zawróciliśmy po ciebie.
- Ja również cieszę się, że was widzę. Przydałoby się jeszcze tego zgniłka zabrać, myślę, że jego pracodawcy zapłacą nam trochę za uratowanie go od wycieczki na Kessel?
Z za rogu korytarza wydając radosne odgłosy wybiegł Kirazu taszcząc laserową przecinarkę. Brzęknięcie upadających kajdanek oznaczało faktyczny koniec niewoli Ajunty. Nie była ona co prawda zbyt długa, no ale do miłych na pewno nie należała. Kubaz kolejny raz kontrolnie ostrzelał pobliskie budynki a sam duros zbiegł po rampie i zaczął wciągać rodianina do środka. Wszystko szło wspaniale do momentu, w którym Kirazu dojrzał porzucone opodal zasobniki z elektroniką. Zamrugał oczkami i zasadniczo stracił kontakt z otaczającą go rzeczywistością. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie walająca się po okolicy elektronika. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować verpin zaczął zbierać fragmenty czegoś coś co wyglądało jak motywator napędu. Po sekundzie stracił zainteresowanie trzymanym w ręku kawałkiem silnika, rzucił go na bok i podbiegł do uszkodzonych sanek antygrawitacyjnych. Jego zachowanie nie uszło bynajmniej uwagi ukrytych w okolicy celników. Na pierwszy ogień poszła płyta komputera nawigacyjnego. Strzał z ciężkiego blastera zmienił ją w kawałek elektronicznego złomu. Kolejny strzał wyrwał dziurę w skrzynce stojącej tuż obok nogi Kirazu. Gorące odłamki wbijające się w chitynowy pancerz insektoida przewróciły mu na tyle dużo instynktu samozachowawczego, że pięknym szczupakiem wylądował pomiędzy skrzynkami co zapewniło mu jako taką osłonę. Osłonę, która z każdym oddanym przez przeciwnika strzałem stawała się coraz cieńsza i mniej wytrzymała.
- Stój ty niebieska pokrako! Tą metoda to nie tylko nic nie pomożesz, ale i sam dołączysz do listy osób potrzebujących wsparcia.
Duros leżał właśnie na betonie kryjąc się pod osłona rampy starał się odciągnąć nieco uwagi od Kirazu. Problem polegał na tym, że nowe stanowisko ogniowe celników było w poza polem ostrzału E-Weba a zwykłym blasterem w tej sytuacji to mógł sobie na wiwat postrzelać. Przeciwnicy byli dobrze osłonięci przez zniszczony fragment ogrodzenia płyty postojowej.
- Wracaj do środka i pędź do kokpitu, trzeba ruszyć tego grata z miejsca.
Chwilę później Kirazu leżał rozciągnięty za resztkami skrzyń z elektroniką. Metodyczny ostrzał najpierw zmusił go do kucnięcia. Kiedy Ajunta zaczynał manewrować unoszonym przez repulusory statkiem verpin został sprowadzony do parteru i zaczynał przypominać sobie przewiny jakich dopuścił się względem mieszkańców jego rodzinnej asteroidy. Zresztą i tak byłby problem z wstaniem. Sztuczna noga (pamiątka po pierwszej wizycie u Diba) zaplątała się w kłębowisko popalonych kabli i odmówiła posłuszeństwa. Zaczęło się od niekontrolowanych ruchów palców. Po kilku sekundach cała kończyna zaczęła żyć własnym życiem. Podskakiwała, zginała się w kolanie aż w końcu jeden z przeznaczonych dla Kirazu strzałów ukrócił jej samowolę, podobnie zresztą jak pozostałe funkcje.

Stojąca na rampie Quickening wydawała przez komlink polecenia.
- Ok 2 metry w prawo! Teraz metr w lewo.... Obra obróć trochę.... Nie w ta stronę!!!
- Może tak zamiast krzyczeć powiedziałabyś raczej, w która stronę ma się obracać i przestała liczyć na moją domyślność i niewątpliwą intuicję?
- Dobra teraz do przodu!.. Nie w bok, uważaj na ten speeder.- Głośny zgrzyt oznajmił wszystkim naokoło, ze uwaga była co najmniej spóźniona. - Ups! No to po głównym laserze. - stwierdziła żałośnie Quickening na widok wykręconej pod dziwacznym kątem lufie głównego lasera. - Wygląda na to, że została nam tylko wieżyczka i E-web.
- Zamorduje cię! Po prostu zamorduję. TO w końcu w czyje lewo mam lecieć?
- Może byście przestali się kłócić i mnie zabrali z tego nieprzyjemnego miejsca - Z pokładowego interkomu popłynął głos verpina. - Bo ja już nie za bardzo mam się za czym chować.
- Na północ Ajunta, jeszcze jakieś dwa metry, i obróć się żebym mogła uciszyć rządowych.
E-web po raz kolejny wypluł z siebie wiązkę promieni, która zdecydowanie ostudziła zapał przeciwników. Chwilowa przerwa w ostrzale została wykorzystana na wyplątanie verpina z resztek elektroniki i wciągnięcie go na pokład. Niezbyt przyjemnym tłem dla tej czynności były dostarczane przez durosa informacje na temat kilku jednostek, które właśnie startowały z pobliskich stojanek i ładowały lasery.
- Moi mili, biuro turystyczne „Queen of Spades” zaprasza na niezwykle realistyczną inscenizację ucieczki przed pościgiem, w którego roli wystąpią jakieś świeżo zarekwirowane transportowce. Ładujcie się szybciej, bo zaraz będzie gorąco. Osoby, które uiściły specjalna opłatę mogą udać się do wieżyczki, osoby któ... -
Wypowiedź Ajunty została brutalnie skrócona przez coś co wyglądało jak skrzyżowanie 1300 z krową i do tego strzelało z dwu wieżyczek. Na szczęście atak okazał się nieskuteczny a jego autor rozpoczynał właśnie manewr mający zapewnić mu dogodną pozycję do jego ponowienia. Gdy tylko Quickening zamknęła rampę duros natychmiast przesunął przepustnicę do oporu. Queen wyskoczyła w górę jak oparzona, dzięki czemu kolejna seria wystrzelona tym razem z Gothrocka jedynie przeorała lądowisko.
- No dobra to teraz nie ma się już co czaić, spływamy stąd. - Szarpnięcie za kolejną dźwignię zlikwidowało blokady nałożone na napęd w celu zakamuflowania jego prawdziwych osiągów.
Zgrabnym wywrotem Ajunta wyszedł z pod ognia wracającego YT, dając jednocześnie Quickening doskonałą okazję do ostrzelania zbliżającego Gothrocka. Ogień najwyraźniej był celny. Żółw (alternatywne określanie Gothrocków, wzięło się od charakterystycznego kształtu tych jednostek) nieco zwolnił, i bardzo ślamazarnie zaczął wychodzić z walki. Kolejny tym razem udany atak 1300-tki zaowocował problemami z sterownością. Walcząc z sterami duros rozpaczał kolejny unik, podczas którego silniki Quenn wreszcie osiągnęły pełną moc. Ostry zwrot i YT-1210 zanurkował pomiędzy zabudowania w centrum miasta. Wykorzystując osłonę jaką stanowiły budynki, Ajunta wyrwał się z pola rażenia goniącego go statku. Kolejne dwa ciasne zakręty, bliski przelot przy wieży kontrolnej i pionowa świeca w górę. Kiedy dolatywali na orbitę, składający się z zarekwirowanych statków pościg był już daleko w tyle.
Ok. Trombko choć no do kokpitu i powiedz mi dokąd teraz? - Quickening odpięła pasy trzymające ją na stanowisku ogniowym i po chwili już była w kokpicie.
- No raczej tych części nie dostarczymy tam gdzie miesimy. Po tym numerze zasadniczo powinniśmy unikać bardziej ruchliwych miejsc przynajmniej do czasu aż załatwimy nowe papiery. A te chyba tylko od ludzi Zenda dostaniemy?
- To co, do Port Royale? Zjedźmy korytarzem do lądowiska na powierzchni, tam w kontroli pracują tylko miejscowi wiec powinni przymknąć oko na nasz przylot i nie informować o tym o oficera na stacji...
Na korytarzu rozległ się szczęk przeciętego łączenia kajdanek. Zanim zdążyli wstać z foteli w przejściu pojawił się rodianin z odebranym Kirazu blasterem w dłoni. Zabulgotał coś w swoim języku. Najwyraźniej jego translator uległ uszkodzeniu od pobliskich wyładowań, bo nie nastąpiło tłumaczenie na basic. W tej sytuacji nie było to specjalnym problemem, gdyż wycelowany blaster w połączeniu z gestami mógł oznaczać tylko jedno: „Jazda z kokpitu jeśli wam życie miłe”.
Przekonani logiką oraz siłą argumentów oboje wstali z foteli, podnieśli ręce i wyszli na korytarz zostawiając na pulpicie sterowniczym własne blastery.. Za ich plecami zamknęła się stalowa przegroda oddzielająca w awaryjnych sytuacjach kokpit od reszty statku. Od tej chwili można je było otworzyć jednym przyciskiem z kokpitu albo ciężkim sprzętem od zewnątrz. Jako, że na pokładzie nie znajdowało się nic, co by mogło za niego uchodzić, pozostawało tylko czekać. Tym bardziej, że wraz z przegrodą automatycznie zamknęły się wszystkie drzwi a E-web został zniszczony już wcześniej. Wyglądało na to, że spędzą nieco czasu siedząc na korytarzy. Charakterystyczna zmiana tonu silników oznajmiła wszystkim, że oto znajdują się w nadprzestrzeni.

***


Znowu w kokpicie. Fakt ten nieco poprawił Ajuncie nastrój. Jednak gulgotanie siedzącego obok rodianina z niezmiennie wycelowanym blasterem znowu go zepsuło. Pierwszy meteoryt był prosty do ominięcia, podobnie jak następny. Po chwili jednak musiał już całkiem skupić się na pilotowaniu, do tego stopnia, że siedzący obok zgniłek przestał go zupełnie obchodzić. Pole meteorytów stawało się coraz gęstsze a unikanie rozpędzonych głazów coraz trudniejsze, tym bardziej, że co chwila dawały o sobie znać jakieś przepięcia w układzie sterowania. Niestety od brawurowej ucieczki nie było okazji żeby coś z tym zrobić. Reszta załogi w osobie Kirazu i Quickening była wprost przykuta do foteli. Kilka godzin po wejściu w nadprzestrzeń rodzianin znowu wyszedł na korytarz. Translator nadal nie działał, blaster jednak w niektórych przypadkach doskonale go zastępuje. Tak czy inaczej Quickeing skończyła na stanowisku ogniowym w wieżyczce, odcięta od reszty statku przez kolejna przegrodę automatyczną przegrodę. Sposób unieruchomienia wieżyczce skłaniał do rozważań nad wielorakością zastosowań awaryjnych drzwi mających minimalizować skutki przebić kadłuba. Verpin po dezaktywacji nogi wylądował messie a duros w kokpicie na fotelu pierwszego pilota.
Udało się. Alarm zbliżeniowy przestał wyć a pole meteorytów zostało za nimi. Tylko, że to co zobaczył po jego drugiej stronie spowodowało, że nagle zapragnęli do niego wrócić. Wszystko wskazywało, że oto czeka ich kolejna wizyta na asteroidzie Diba. W gardle Ajunty zaczęła narastać wielka oślizgła gula. W myślach zaczął powtarzać jak mantrę:
„Wszyscy durosi, verpini i kubazy są do siebie podobni, nikt nas nie pozna, wszyscy durosi, verpini i kubazy są do siebie podobni, nikt nas szybko nie pozna nie pozna, wszyscy durosi, verpini i kubazy są do siebie podobni, nikt nas od razu nie pozna....”. Im dłużej to powtarzał tym mniej w to wierzył. A jeśli widział mnie tam poprzednio jakiś inny duro? Albo ktoś pozna Quickening albo Kirazu?
Kiedy zbliżyli się do stacji wydarzenia znowu nabrały tempa. W doku wrzała walka. Świadczyły o tym kolejne eksplozje granatów oraz gęsty ogień z broni ręcznej. Według kontrolera stacji głównym problemem była niewielka, zbudowana na bazie jakiegoś transportowca kanonierka, która nie dość, że nie pozwalała wystartować stojącym w doku statkom to jeszcze wspierała ogniem grupę abordażową. Prośba o wsparcie wywołała znaczne ożywienie rodianina który wymownie celując z blastera dał do zrozumienia co się stanie jeśli nie zastosują się do poleceń kontroli.
- Quickenig on zdaje się chce żebyśmy zaatakowali tą kanonierkę.
- Ta która właśnie rozwaliła kolejnego z95?
- No ta samą. I chyba chce, żebyśmy zrobili to szybko.
Rodianin znowu zagulgotał po swojemu.
- Jak podejdę bliżej postaraj się zdjąć możliwie szybko. Działko powinnaś mieć już naładowane. Sprawdź czy wszystko działa, bo właśnie znowu przekazał kontrolę nad nim do ciebie.
Już pierwszy niespodziewany atak spowodował, że pilot stracił kontrolę nad kanonierką i wpadł na zaparkowanego pod nim HT2200. Oba statki eksplodowały jeszcze bardziej zwiększając zamieszanie panujące w doku. Zgodnie z kolejnymi poleceniami kontroli Quickening szybko obezwładniła dwa statki, na których próbowały ewakuować się resztki grupy abordażowej. Ta sama sztuka nie powiodła się jednak w przypadku 3-ciego statku oraz dwóch rozklekotanych Y-eków, które wyrwały się w przestrzeń i poleciały w kierunku pasa asteroidów, zabierając z sobą informacje o przebiegu walki oraz jej zakończeniu. Ciekawe komu jeszcze podpadliśmy niszcząc ta kanonierkę i udaremniając abordaż? - zastanawiał się Ajunta. Na polecenie kontroli (wsparte delikatnymi sugestiami ze strony rodianina z blasterem posadzili statek na jednym z stanowisk. W hangarze panował wprost nieopisany chaos. Wysadzone statki, martwe ciała przedstawicieli większości ras rozumnych zamieszkujących galaktykę i płonący wrak HT2200, na którego spadła kanonierka. Na pokład Queen wszedł jakiś tw’illek. Rodianin zabulgotał do niego kilka słów, wstał z fotela i ruchem blastera zasugerował Ajuncie zrobienie tego samego. Obaj wyszli z statku.
Kiedy tylko się uspokoiło Kirazu zaczął dobierać się do konsolety holoprojektora. Nie było to może specjalnie proste, ale udało mu się aktywować zapasowy obwód sterujący, którego końcówki przezornie umieścił w różnych miejscach statku. Co prawda podczas kilku godzin lotu rodianin rozbebeszył sporą część tego obwodu podłączoną do urządzeń w kokpicie, ale to co z niego zostało w zupełności wystarczyło do jego celów. Jeszcze chwila i drzwi blokujące wieżyczkę stanęły otworem, a na ekranie celowniczym pojawił się napis:
„Jeden Tw’illek w kokpicie”
Nie namyślając się wiele Quickening ostrożnie zeszła po drobince do głównego korytarza. Pod jej nogami leżały resztki zniszczonego E-web-a. Do strzelania zdecydowanie się nie nadawały, ale żeby przyładować komuś tym w głowę wystarczyły w zupełności.
Jeszcze kilka ostrożnych kroków, zamach i ogłuszony tw’lekk bezwładnie leży w fotelu. Wyjrzała za okno. Ajunta wracał na statek wraz razem z rodianinem i innym tw’lekkiem. Nie było już czasu na dalsze przygotowania. Z pod konsolety wyjęła przyklejony tam nieśmiertelną taśmą samoprzylepną granat ogłuszający (idealny do oczyszczana pokładu z nieproszonych gości - nie niszczy wyposażenia a odwiedzający nadają się potem do przesłuchania).
Ajunta wracał na statek z mieszanymi uczuciami. Bo z jednej strony to właśnie rozwalili kanonierkę Zenda. I co gorsza on doskonale będzie wiedział, że to oni. Zapis z sensorów statków, na których ewakuowały się resztki grupy abordażowej dokładnie wszystko pokaże. A że Zendo nie będzie pamiętał, że to właśnie oni sprzedali mu lokalizację tej bazy nie należało liczyć. Tak więc w Port Royale na pewno nie mieli czego szukać, no chyba ze grubszych kłopotów. Z drugiej strony prawdą okazało się, że dla innych ras wszyscy durosi wyglądają tak samo. Nikt nie skojarzył go z wydarzeniami z przed kilku tygodni, co więcej został przeproszony za zachowanie pozbawionego translatora Werido. Co więcej Dibo sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z faktu, że jego współpracownik uniknął pobytu w sanatoriach na Kessel i udało się uratować przynajmniej część towaru. To wszystko w połączeniu z pomocą w odparciu ataku stwarzało szansę na zagrzanie ciepłego miejsca w organizacji tw’lekka. Właśnie weszli do wnętrza statku, kiedy to niewielki srebrny przedmiot wytoczył się z kokpitu prosto pod jego nogi.
Kiedy tylko cała grupka składająca się z Ajunty, tw’lekka i rodzianina znalazła się na korytarzu, granat eksplodował pod ich nogami. Wywalenie rodianina na lądowisko było dość proste. Z większymi tw’lekkami poszło nieco już gorzej, ale w końcu i oni powędrowali za burtę. Tak czy inaczej statek był oczyszczony z nieprzyjaciół i gotowy do lotu. Quickening nie zamierzała czekać dłużej, uruchomiła silniki i zanim ktokolwiek zdążył jej przeszkodzić odleciała byle dalej od stacji.

***


- No to pięknie. Mamy przekopane zarówno u rządowych jak i u Diba i Zenda. A do tego mamy na pokładzie wysoce trefne torpedy protonowe, za których posiadanie przy najbliższej kontroli pojedziemy zwiedzać Kessel. O takich drobnych szczegółach jak to, że nikt nam teraz w tej okolicy nie sprzeda nowych papierów nawet nie wspomnę. A przy okazji to gdzie teraz jesteśmy? Auuuuuu...
- W nadprzestrzeni. Nie kręć się. Efekty działania granatu jeszcze nie ustąpiły.
- No właśnie mogłabyś mnie traktować nieco delikatniej. To dokąd lecimy?
- Do Port Royale. Ale ma wrażenie, że to był zły pomysł.
- K8&*&^ natychmiast awaryjne wyjście z nadprzestrzeni.!!! Jedno gwarantuję ci na pewno. Więcej krewetek wozić nie będziemy, a już na pewno nie stąd.
- No i raczej statku na aukcji nie odkupię.

***


- Może ktoś pomógłby mi zamontować nogę?


70     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Nigdy więcej krewetek czyli historia prawdziwego pecha.