71     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : OPOWIEŚCI PO DENATURACIE: EPIZOD V




Marcin " martin " Traczyk
Paweł " Veeroos " Kuryło


W świecie pozbawionym wszelkich ideałów, w którym możliwość zakupienia piwa ma nawet trzylatek, a na podryw najlepsza jest praca w zinie, dwóch samotnych wojowników podejmuje wyzwanie, jakie stawia przed nimi rzeczywistość. Stanąwszy ramię w ramię, uzbrojeni jedynie w piłę łańcuchową "Zuzię" i rakietnicę "Melpomenę" wyruszają w najdziksze rejony Internetu w celu naprawy świata, chcąc zaprowadzić pokój wieczny, chronić dzieci przed głodem, by głosić Słowo Boże...



ROZDZIAŁ X

I tak oto nadeszło już nasze piąte spotkanie przy tym ognisku (ja mówiłem że my siedzimy przy ognisku?), na pewno jubileuszowe i to nawet podwójnie bowiem oprócz piątego epizodu rozpoczynamy dziesiąty rozdział opowieści. Ale nie przedłużając...

Nasi dzielni bohaterowi opuścili już Niezaspokojony Las i nadal kierują się w stronę wieży Akszyna, który porwał piękną córkę Mistrza Gildii – Drizeldę. Podczas poprzedniej przygody dali prawdziwy popis swoich możliwości i od tego czasu dobrze ich pilnuję, nie martwcie się zatem, dzisiejszy odcinek będzie pełen wartościowych treści edukacyjnych, misji zina publicznego oraz informacji Europejskiej. Opuściwszy las nasi bohaterowie docierają do przydrożnego baru Drive In.

Veeroos: Qrwa...
martin: Kto?
V: No co... ślepy jesteś? Oni tu Denaturatu nie mają!
m: A ten zestaw... jak mu tam... Mac Denat, to chyba to?
V: Nie wiem kur... weź zapytaj, bo ja zdenerwowany coś dzisiaj jestem...
m: (do kelnerki) Przepraszam, czy podają Państwo tutaj fioletowe trunki?
V: I co?
m: Hmm... powiedziała, że fioletowe maja tylko kotlety, ale powinniśmy zobaczyć na zapleczu, tam obok pokoju do przewijania dzieci jest Pomieszczenie Specjalne.
V: Brzmi nieźle... To co? Idziemy tam?
m: Chodź, bo mnie suszy...
V: Mnie też... Chodźmy.

Wojownicy przemierzyli niewielki obiekt baru. Po drodze ominęli trzech klientów porażonych BiG KOPnapką, jednego porzuconego hot-doga, oraz sto siedemdziesiąt trzy, również porzucone, rurki od napojów. Rurki są w ogóle bardzo ciekawe i użyteczne, można z nich budować śmieszne ludziki, albo używać, jak południowoamerykańscy Indianie, jako broń miotająca zabójcze strzałki nasączone trucizną... yyy... miotającą kawałki bułki. Ale pozostawiając dochodzenie do drzwi skupmy się na drzwiach właściwych. Szerokie, pomalowane na czarno z klamką w kształcie f... w dziwnym kształcie. Wojownicy wchodzą do środka.

m: Ojej, kto tu przytłumił światła? Czemu tu tak czerwono? Ostatni raz tak czerwono było jak...
V: ... jak któregoś dnia Drizit nafajdał w kiblu, pamiętasz?
m: No, miał pomalować na niebiesko a wyszła krwawa czerwień...
V: To on tam poszedł malować?
m: No przecież nie rzeźbić...
V: A skąd ty to możesz wiedzieć? Byłeś tam z nim?
m: To były dawne czasy gdy jeszcze w Gildii pełniłem funkcje PieRwszego malarza dworu, a poszedł z nim jeden z jego najbliższych współpracowników... ale nie pamiętam żeby wyszedł.
V: O, żesz... Mnie też kiedyś próbował namówić, żebym z nim poszedł i mu pomógł malować... To było wtedy, kiedy Drizeldzie zaczęły rosnąć... tzn. ona sama zaczęła rosnąć, tylko wiesz co za tym idzie...
m: Ty! To było wtedy jak Drizelda poprosiła cię o korepetycje z biologii... co oni wtedy przerabiali? Anatomię?
V: Zaraz... Hmmm... Układ kostny chyba...
m: No nieważne, ale wielu bliskich współpracowników odwiedzało ten kibel i wielu nie wracało...
V: To jakim cudem ty tu jeszcze jesteś?
m: Przecież mnie wyrzucili za podpijanie płynu do chłodnic... ale przyznam, że... dzień przed tym jak mnie Karczmarz Emill wywalił, to Mistrz powiedział mi, że wkrótce będę mu musiał pomóc w malowaniu...
V: A chodzą słuchy, że Mistrz w tym kiblu pedałował...
m: Bo ten kibel jest już dawno nie używany, a że jest pokaźnych rozmiarów to urządzono tam tor rowerowy.
V: Mistrz był zawsze pomysłowy... Chociaż czasami przesadzał... Co to za pomysł był, żeby dyskotekę przerabiać na kościół? Emill mu chyba tego do dziś nie wybaczył...
m: No... Zwłaszcza, że musiał się przenieść do tej meliny "Pod rozbrykaną łopatą", którą kupił od niejakiego... Zaraz! On ją kupił od biznesmena z sąsiedniego miasta! pamiętasz jego imię?
V: Hmmm... Nie pamiętam za bardzo...
m: No on miał jakoś na K chyba...
V: Wiem! To był Karinkton! Ten, co miał żonę Krysię!
m: No właśnie, on! Robił potem interesy z Akszynem, sprzedawał mu jabłka na sok i siarkę do eksperymentów. Musimy się udać do niego i zapytać gdzie jest Akszyn!
V: Zieff... Znowu mamy gdzieś łazić... Czasami żałuję, że dałem się w to wciągnąć...
m: Ty wciągnąć? A kto mi gadał: "Pij denaturat, będziesz taki jak ja, będziesz miał masę przygód, będziesz podróżował po świecie..."
V: No dobra, dobra, ale zdaje się, że mieliśmy coś wypić...
m: Racja, zapytaj tej pani, która leży z tym biczem i w skórach.
V: (Pyta) Przepraszam, czy Pani może sprzedaje Denaturat? .... Słucham? Ooooo, ależ proszę Pani..... oooaaaAAAAOOAOAOAOOOOOOUUUUuuu....
m: Proszę pani! Proszę zostawić mojego towarzysza! Przecież to niemoralne tak karmić frytkami bez popitki!
V: Nie! Tylko nie parówki!!
m: Przepraszam panią (odciąga Veeroosa) bardzo miło się z panią rozmawia ale... (podchodzi druga kobieta).
O widzę że jest was więcej, czy pani też jest tu kelnerką?
V: Zaraz... Czy to na pewno jest knajpa?
m: Taaaaaaak, poproszę drugą porcję frytek mniaaaaaaam...
V: To ja poproszę popieprzone...
m: Hmm bita śmietana...
V: Lody... lody...
Nagle obaj wojownicy poczuli nagłe uderzenie w głowy. Jednym z jego objawów było straszliwe echo jednak nasi bohaterowie już go nie usłyszeli, ponieważ byli nieprzytomni, skazani na łaskę kelnerek o dziwnych upodobaniach żywieniowych.

V: Oj... ale mnie wszystko boli...
m: Oj moja... głowa.
V: Nie kłam...
m: No zobacz, przecież tu mam głowę. Wiem, że jestem niższy i ty tu masz p... ępek ale ja tu mam głowę.
V: A główka?
m: Zuzia? Czekaj, miałem ją tu...
V: Ale ja nie pytam o Zuzię... Pytam o główkę... Jesteś pewien, że to na pewno były kelnerki? Za moich czasów obsługa z ich strony wyglądała nieco inaczej...
m: To ty już byłeś w tym barze?
V: W jakim barze?
m: Gdzie my jesteśmy?
V: Ty się dobrze czujesz?
m: No nie, głowa mnie boli coś, a ciebie nie?
V: Też, ale to nic, w porównaniu z główką... Gdzie my jesteśmy?
m: Zawsze byłeś słaby w myśleniu główką. Dlaczego jesteśmy tu przykuci... nie no, co za dużo to nie zdrowo...
V: Przykuci? Nie no... Teraz to już przesadziłeś! Te twoje gry wstępne zaczynają mnie już męczyć... Nie wygłupiaj się i rozkuj nas!
m: Tym razem to nie ja... zresztą ja tak nigdy się nie bawię, ale pamiętam kiedyś dawałem korepetycje takiej jednej uczennicy...
V: Tej, której wpadł twój kluczyk od kajdanek tam, gdzie nie powinien?
m: A to nie ta co ją uczyłeś biologii?
V: Chyba raczej ta, której szukałeś kluczyka...
m: No a ona właśnie brała też u ciebie lekcje biologii, po twoich lekcjach zawsze przychodziła do mnie.
V: I tak ją załatwiłeś tym kluczykiem, że korepetycje szlag trafił...
m: no i przez tydzień nie było za co pić... wiem, ale kurcze jak ona się nazywała?
V: Przecież to była nasza słodka Drizelda! Nawet Mistrz kiedyś dał ogłoszenie, że za wydostanie kluczyka z zakazanego miejsca pięknej Drizeldy ofiaruje pół królestwa i ją samą za żonę. Niestety, jak do tej pory nie znalazł się posiadacz tak długiego i mocnego języka, by tego dokonać...
m: Wiem, zapomniałem się wtedy zgłosić. Ale kurcze, nie chce mi się już tu tak przykutym leżeć, musimy się stąd wydostać.
V: Znowu zaje*ałeś mi Melpomenę!!!
m: Ja?! To ty podpier****łeś Zuzię!!! Ja tego twojego złomu nie ruszałem!
V: Zuzię?! Tę rozklekotaną pokrakę?! A co ja miałbym z nią robić?! Prędzej ona ci z dupy polipy wytnie, niż ja ją tknę!
m: Taa, a jak twoja Melpomena się zacięła w tym afrykańskim buszu gdy atakowało nas plemię Zuluspirytusów to właśnie Zuzia cię obroniła, a Zuluspirytusi trafili na listę zagrożonych plemion!
V: Uważaj, bo Zuzia będzie Ci chodzić jak pompka Aureliusza...
m: Z tego co słyszałem to on Cię pokonał w turnieju "Wakacyjny pompkarz - Sopot 1934", a to było już po jego wypadku jak mu połowę ucięło...
V: Po pierwsze ciebie tam nie było, po drugie ja w tym udziału nie brałem, nie pij więcej... No dobra, to gdzie do cholery jest nasza broń?!
m: Kurcze, ktoś nam pod... wędził broń! Jak dorwę tego kogoś to zrobię mu dżem jagodowy z twarzy!
V: Hmmm... Zapytaj tego wąsatego faceta, w obcisłych spodniach, szelkach i czapce, może coś wie...
m: Przecież jestem przykuty o on stoi za ścianą, wiem że dzięki denaturatowi polepszył nam się wzrok, ale jednak głosów donośnych nie mamy, musimy się najpierw uwolnić z tych kajdan.
V: Ty! On się do nas zbliża! O kur... Spuścił spodnie!!!
m: Jest ich już czterech!
V: LUDZIE!!! POMOCY!!! GWAAAAAAAAAAAAAAAŁCĄ!!!
m: GORZEJ!!! ONI CHCĄ GRAĆ W SZACHY!!!!!!!!!

Do pomieszczenia weszło czterech ubranych w skóry i uzbrojonych w szachy mężczyzn, lecz nagle wszyscy zostali przewróceni przez tajemniczą postać o dziewiczych licach, śpiewającą pod nosem piosenki T.Love. Tak, to dziwna istota, bliżej poznamy ją jednak dopiero za miesiąc, bo pewnie i tak nikt nie doczyta do końca tego odcinka... i dobrze, bo szkoda waszego zdrowia na tych dwóch „bohaterów”.

CDN. (niestety)


71     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : OPOWIEŚCI PO DENATURACIE: EPIZOD V