68     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Porozmawiajmy o zabijaniu


Porozmawiajmy o zabijaniu



Czasem w życiu człowieka mają miejsce zdarzenia, których nigdy by nie chciał, jednak musi się z nimi pogodzić. Może jednak zmieniać swoje postrzeganie świata. Takim przypadkiem jest śmierć.



Tak wielka ilość gier komputerowych polega na zabijaniu w tej czy inne formie, że prawie nie sposób mówić o grach bez przemocy. Nie ustrzegają się jej także gry dla najmłodszych, powszechnie uważane za przyjazne pociechom. Najlepszą rozrywką człowieka XXI wieku jest zabijanie, bądź oglądanie zabijania. Skąd się to wzięło? Kiedyś, by dotrzeć do jakiegoś celu człowiek liczył się z utratą życia własnego bądź czyjegoś. Przemoc tak głęboko wniknęła w zachowanie człowieka, że często zostaje uznana za jedyny środek służący pokonywaniu przeszkód, jakie stają mu na drodze. Przemoc nie była już środkiem do osiągnięcia celu, a celem samym w sobie. Nie będę bynajmniej moralizował, sam jestem graczem, sam oglądam filmy. Nie widzę niczego złego w rozładowaniu napięcia na takich czy innych growych przeciwnikach. Nie ma znaczenia, czy gra mówi o zabijaniu jakichś-tam kuleczek czy ludzi z krwi i kości (którzy stają się coraz bardziej podobni do swoich pierwowzorów) - trzeba wyrobić w sobie przekonanie, że gra to tylko gra, że zabijanie wirtualne służy rozładowaniu napięcia a nie jego nagromadzeniu. Jeżeli umysł ludzki działa poprawnie, takie myśli nawet nam do głowy nie przychodzą. Widzimy i czujemy naturalną różnicę między ciągiem zer i jedynek, a człowiekiem, którego co dzień mijamy w drodze do pracy.
Wiele tęgich głów wypowiadających się na temat przemocy w grach ośmiesza się w growym środowisku, jednak gracze nie są większością społeczeństwa, temu zaś społeczeństwu łatwo wmówić, że Heroes of Might and Magic to "takie ludziki co się zabijają" (Janusz Weiss). Nie ma znaczenia, czy ktoś słucha Mansona czy Fasolek. Nie ma znaczenia czy gra w Carmageddon czy w Tetrisa. To nie gry wywołują przemoc. To nie filmy ją wywołują. Przemoc jest naturalną reakcją (oprócz ucieczki) na stan zagrożenia. Czemu czujemy się zagrożeni? Przecież nikt na poważnie po serii w Quake'a nie boi się ludzi na przystanku, podejrzewając ich o posiadanie Rocket Launchera. Tak zwane autorytety tym bardziej cieszą światek growy, im więcej mówią o czymś, o czym nie mają zielonego pojęcia. Ktoś, kto nigdy nie zagrał w żadną grę bez uprzedzeń nie wie, czym gry są. To jak LPR wnosząca sprawę Nieznalskiej po zdjęciu pracy, o którą ją zaskarżają. Jak się tłumaczą? Że nie musieli widzieć "Pasji". Przypominają ci ludzie wypowiadający się o grach staruszki, które z obrzydzeniem patrzą na plakat filmu, którego nigdy nie widziały (vide doskonałe "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Scorsese). Gry mają tę przewagę nad filmem, że to my kierujemy poczynaniami głównego bohatera. Film zaś jest kompletnie nieinteraktywny. Czy zatem gracz, który zabił przed chwilą przeciwnika jest bardziej zagrożony ewentualnymi następstwami swego czynu niż widz, oglądający śmierć? Nie sądzę.
Czy łapie nas znieczulica na zło? To jest niestety możliwe. Ale w wymiarze wirtualnym. Bo znowu, nieważne, czy to będzie mistrz Polski w Quake'u czy osoba niegrająca - oboje będą wstrząśnięci, gdy zobaczą prawdziwego trupa. Aura śmierci jest na tyle silna, że przenika osoby znajdujące się w tej aurze. Śmierć, przez swoją pewność, jest przerażająca. My to wiemy, każdy wie, że umrze. Więc czy można porównać zabijanie algorytmów do pozbawienia życia prawdziwego człowieka? Czy gracz współczuje swojej ofierze? Nie, bądź rzadko. Jednak nie jest to spowodowane brakiem uczuć, litości. Świadomy gracz doskonale zdaje sobie sprawę, że ścielący się przed nim gęsto trup nie miał przeszłości, nie miał odczuć, nie miał rodziny. I nie liczył na przyszłość, nie bał się śmierci, nie czuł bólu. Jeżeli takie rozumowanie weźmiemy na świecznik, to doskonale zrozumiemy różnicę, dzielącą zniknięcie kilku linijek skryptu od śmierci. Nie chcę nikogo krzywdzić - czy zabijając w grze, kogoś krzywdzę? Siebie? Jeżeli stoję na poważnych fundamentach, nie. Przemyślny gracz rozładowuje złość. Nie zabija człowieka. Ale przecież dzieciaki też grają, ktoś powie. Nie napiszę tu o ograniczeniach wiekowych brutalniejszych gier, każdy wie, że póki co, są iluzoryczne. Jednak istnieje jeszcze coś takiego jak naturalne przeświadczenie, rozróżnienie dobra od zła. Weźmy największych przeciwników gier, posadźmy przed Soldier of Fortune i każmy zabić przeciwnika. A potem zapytajmy: czy zrobiłeś coś złego? Czy czujesz się z tym źle? Jeśli tak, to czemu? Bo życie ludzkie ma dla Ciebie mniejsze znaczenie? Nieprawda. Więc o co te krzyki?
Musimy szanować drugiego człowieka, musimy mu pomagać. Lecz trzeba raz na zawsze ukazać różnicę, że to, co zabijamy na ekranie monitora nie jest człowiekiem i nigdy nie będzie. Czy brzmią te słowa brutalnie? Skąd. Są prawdziwe. Gry nie krzywią też dzieci, ich postrzegania świata. Trzeba je odpowiednio dobierać, to fakt. Ale co to za problem? Za dużo rzeczy dzisiaj rodzice zwalają na szkołę, telewizję, muzykę i gry. Po prostu im się nie chce. Syn ma pasję, lubi gry ? To źle, trzeba zabić w nim to hobby, bo w telewizji mówili, że gry to zło. Bo łatwiej dzieciakowi zakazać, niż pomóc mu odpowiednio nakierować to hobby. Rodzic będzie się tłumaczył, że nie ma czasu. Jednak wcale nie trudną sprawą jest znalezienie odpowiedniej rozrywki dla dziecka w odpowiednim wieku. Nie polecałbym oczywiście rodzicom pytać sprzedawców gier, ci mniej wiedzą o grach niż parlamentarzyści o uczciwości. Wiec jak? Bardzo prosto, można pisać listy choćby do SS-NG, do ludzi, którzy są w temacie i którzy nie będą opowiadali bredni. Bo to nasz zawód.


68     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Porozmawiajmy o zabijaniu