48     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : O E-Zinach słów kilka


O E-Zinach słów kilka

Jacek " AloneMan " Marciniak


Właśnie mija 5 lat od czasu, gdy w internecie pojawił się pierwszy polski e-zin o grach komputerowych. To dobry moment na podsumowanie sytuacji czasopism elektronicznych i ich ocenę. Należy też spróbować przewidzieć, jaka będzie przyszłość tego typu wydawnictw.



W grudniu 1998 roku ukazał się pierwszy numer e-zinu Załoga G. Jego założycielami byli ZAQ i Nubarus, którzy dzięki temu zaistnieli w branży i są zapewne do dzisiaj pamiętani przez wiele osób. Załoga G była pierwszym internetowym zinem poświęconym przede wszystkim grom i wywołała małą sensację w naszym polskim światku. Nie musiała długo czekać na konkurencję, bo niemal równocześnie pojawił się Sic!, który wychodził pod skrzydłami jednego z największych wówczas portali poświęconych komputerowej rozrywce. Obydwa magazyny walczyły o potencjalnych czytelników, ale walkę tę coraz bardziej wygrywała Załoga G. Poważny konkurent doszedł jej dopiero pod koniec 1999 roku w postaci Wirtualnego Komputera. Na początku jego poziom był przeciętny, ale dzięki pracy redaktorów, WK stał się naprawdę klasowym e-zinem. Przez lata 2000 i 2001 oba magazyny królowały w polskim internecie i zdobywały coraz większą ilość prenumeratorów. W szczytowym okresie ich liczba przekroczyła 10000. W międzyczasie pojawiło się kilka mniejszych magazynów, które nie były w stanie konkurować z ZG i WK m.in. Login Point, Escape czy Game Over. Złoty okres e-zinów skończył się pod koniec 2001 roku. Wówczas to upadł WK, który chciał się skomercjalizować i wprowadził drobne opłaty za kolejne numery. Pomysł ten zupełnie się nie przyjął i czytelnicy odwrócili się od redakcji. Zaś Załoga G coraz bardziej obniżała swój poziom i traciła systematyczność w wydawaniu kolejnych numerów. Co prawda istnieje ona do dzisiaj, ale nie jest to już nawet cień starego zina. I wcale nie pisze tego jako redaktor konkurencji, ale jako wierny czytelnik, który był z Załogą od samego początku.

NIESPEŁNIONE NADZIEJE
Gdy e-ziny zaczęły zdobywać coraz większą popularność, wielu ludzi zaczęło głosić dość śmiałe teorie. Według nich internetowe magazyny miały w ciągu kilku lat całkowicie przejąć rynek pism o grach i doprowadzić do upadku wydawnictwa papierowe. Zaletą Załogi G czy Wirtualnego Komputera był fakt, że były one całkowicie darmowe, a poza tym prezentowały zadowalający poziom. Mogły więc stanowić doskonałą alternatywę w momencie, gdy pisma papierowe były przeżarte wzajemnymi wojnami i coraz bardziej staczały się na dno. Jednak jak dziś wiemy, nic z tych prognoz nie wyszło i e-ziny nie wyniszczyły swoich papierowych odpowiedników. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Na pewno zadecydowała szybkość informacji. Jak ktoś na gwałt szuka informacji o grach, to prawdopodobnie zajrzy do internetowych serwisów, gdzie ma wszystko wyłożone jak na tacy. Nie bez znaczenia był też fakt, że ziny, nawet te o najwyższym poziomie, mimo wszystko nie dorównywały pismom tradycyjnym. No i wreszcie ostatni powód klęski internetowych magazynów - konieczność czytania z monitora. Pisma papierowe można czytać wszędzie gdzie tylko się chce np. w autobusie, w łóżku przed snem czy siedząc na kibelku. Tymczasem e-ziny wymagają wielogodzinnego wpatrywania się w ekran, co z pewnością nie jest czynnością przyjemną.
Innym ciekawym faktem ze złotego okresu polskich magazynów internetowych jest przesycenie się rynku. W pewnym momencie kolejny ziny zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Oprócz tych poświęconych grom komputerowym, pojawiły się także pisma sportowe, publicystyczne, historyczne, muzyczne itd. Wiele z nich było jedynie tworami grupki osób, którzy minęli się z powołaniem. Nieraz bywało tak, że ukazywał się jeden numer, a później słuch o "redaktorach" ginął. Czytelnicy więc rozczarowali się taką niekompetencją i zwyczajnie wrócili do czasopism papierowych. W e-zinach widziano także szansę na zaistnienie w branży i dobry start. Za wzór stawiano tu, wspomnianych już wcześniej, ZAQ'a i Nubarus'a, którzy po opuszczeniu Załogi G trafili m.in. do Secret Service. Wiele osiągnął też twórca zina Memories Service, który całkiem niedawno opublikował książkę. Jednak większość redaktorów internetowych pism zaginęła bez śladu. Ci najzdolniejsi przetrwali, ale cała reszta pewnie dała sobie spokój z pisaniem. Był to dla nich po prostu etap młodzieńczej przygody, która skończyła się tak szybko jak się zaczęła.

PRZYSZŁOŚĆ
Jak może w takim przypadku wyglądać przyszłość e-zinów? Ciężko cokolwiek przewidzieć. Na pewno ich złoty okres już minął i ciężko będzie komukolwiek zdobyć tylu czytelników ile miała swego czasu Załoga G. Jedynie najlepsze magazyny mają szansę naprawdę zaistnieć i zdobyć uznanie graczy, ale do tego potrzeba niestety sponsorów i reklamy. Z tą ostatnią akurat nie ma problemu, bo większość e-zinów reklamuje się na rozmaitych forach dyskusyjnych, a także stara się o publikację na płytach CD dołączanych do papierowych czasopism. Natomiast gorzej jest ze sponsorami, bo mało który dystrybutor godzi się na poważną współpracę z magazynami, które istnieją jedynie wirtualnie. To z kolei powoduje, że recenzenci muszą opisywać gry na podstawie wersji pirackich, bo mało kogo stać na kupowanie oryginału co miesiąc. Przyszłość e-zinów będzie więc zależała od znalezienia dobrego źródła nowego oprogramowania i odkrycia sposobu, na przyciągnięcie czytelników. Tym drugim raczej nie będą zwyczajne zapowiedzi i recenzje, bo tych w internecie i pismach papierowych bez liku. Mogą to być za to wywiady z ludźmi z branży, felietony, kąciki tematyczne itd. Innymi słowy coś czego nie ma nigdzie indziej. I tą drogą powinny właśnie podążać internetowe e-ziny o grach - zapowiedzi i recenzje owszem, ale nie wolno zapominać o "rodzynkach w cieście".


48     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : O E-Zinach słów kilka