37     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Power Instinct Matrimelee



Wojciech "Sashh" Felczak


Witajcie drodzy Kombatanci! Dni robią się coraz krótsze, pogoda się psuje, a nauki ciągle przybywa. Tak, tak – jesień trwa w najlepsze, a humoru nie można sobie poprawić romem SNK VS CAPCOM, o którym ani widu, ani słychu. Cóż trzeba się zadowolić tym co jest, a ostatnią zdumpowaną grą z automatów jest POWER INSTINCT MATRIMELEE. Mówią, że na bezrybiu i rak ryba, ale jak sami się przekonacie, wyjątki potwierdzają regułę.



Najnowsza nawalanka na NeoGeo została zrzucona z automatów w czasie wakacji, niedługo po ukazaniu się na japońskich maszynach. Musze szczerze przyznać, że w czasie gdy pisałem zapowiedź SVC to nie wiedziałem, że powstało MATRIMELEE. Dopiero w dniu premiery romu dowiedziałem się o tej produkcji. Cieszyłem się jak małe dziecko – czekam z niecierpliwością na pierwszego crossovera na platformę NeoGeo, a tu nagle ukazuje się nowiutkie, czekająca na download mordobicie. Żyć nie umierać. Po krótkich poszukiwaniach (za pomoc dziękuję agreen’owi z www.emumania.pl) wreszcie mogłem włączyć mojego ulubionego NeoRAGEx’a i odpalić grę. Moim biednym oczom ukazało się intro, które można określić jedynie mianem „powalającego”.

Człowiek-pies vs łyse kimono...


Niestety powalającego w sensie negatywnym... Białe tło, na którym prezentowane są postacie i jakieś smętne napisy, robią okropne wrażenie. Cóż, ponoć nie wolno oceniać książki po okładce, ale jest w tym trochę prawdy. Kolejny szok to menu wybory fajtera. Po głośnym okrzyku krzyku „haiii” (nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, co to znaczy...) i w rytmie równie dziwnej muzyczki (nie znam się na muzyce ale jak dla mnie to jakieś disco polo było, dokładnie się nie wsłuchiwałem) możemy zadecydować, kim będziemy przechodzić. Jest to chyba jedyny krok, który posuwa ten gatunek do przodu. Jak możecie zobaczyć na screenie, wojownika (bądź wojowniczkę) wybieramy z ogromnego koła i jego podobizna jest widoczna po lewej stronie ekranu, a gdy gramy z kolegą, jego wybranek jest widoczny po prawej. Do wyboru mamy piętnastu koleżków, będących tak dziwnymi, że można wysnuć wniosek iż ideałem autorów było WAKU WAKU 7...

Dzieci, nie próbujcie tego w domu!


Do wyboru mamy między innymi troje staruszków (nie żebym coś miał przeciwko starszym osobom w mordobiciach, ale to cała jedna piąta zawodników), jakąś małą księżniczkę (tu z kolei przegięcie w drugą stronę), trzech bliźniaczo podobnych do siebie karateków, paru zwykłych koleżków różniących się chyba tylko kolorem stroju, ninja i Pooch’ego - człowieka w... kostiumie psa (sic!). Nie będę się o nich za dużo rozpisywał – powiem krótko: obraz nędzy, rozpaczy, totalnego braku pomysłowości i talentu ich projektantów. Ja osobiście na pierwszy raz wybrałem Reiji’ego – jakoś tak najnormalniej wyglądał, trochę podobny do Ryu ze STREET FIGHTER’A.
Rozpoczęcie walki pozbawiło mnie złudzeń co do oceny tej gry – lektor, który w ogóle nie potrafił się wczuć w swoją rolę, napisy rozmywające się na tle areny (którą była scena występu jakiegoś zespołu rockowego), dziwaczne combosy (dziadki na przykład plują szczękami) – to wszystko sprawiło, iż w MATRIMELEE grałem z czystego obowiązku... Po kilku walkach znudzony wybrałem Poochy’ego – czemu by nie spróbować...
Gram człowiekiem-psem była o wiele śmieszniejsza – niezłe poczucie humoru twórców procentuje odrobiną chęci do gry. Szczególnie spodobały mi się wjazdy tyłkiem w przeciwnika i tatuaże, które robi on na twarzach wrogów po przegranych walkach. Skoro już jestem przy graniu, czas na poziom trudności. Ten standardowy jest śmiesznie prosty. Do czasu. A czas ten to pojedynek finałowy. Przy dźwiękach hymnu weselnego (tego, co w amerykańskich filmach w kościołach na ślubach grają), na tle dużego ekranu z napisem „Ostatnia walka” (co za miły gest ze strony autorów) walczymy z jakąś małolatą, ze śmiesznym pudełeczkiem w rękach. I tu cały fic.

Za moich czasów szanowano starszych!


W pudełeczku jest jakiś dżin/duch/potwór* (* - niepotrzebne skreślić), który jest bardzo mocny, a dziewczynka używa go trochę-zbyt-często, stając się przeciwnikiem nie do pokonania (udało mi się to jedynie niechlubną metodą nieustannego save’owania i load’owania...). Po tej męczarni przyszedł czas na końcowy filmik, który jest kolejną częścią gry robioną byle jak. Poochy dostaje kosza od dziewczynki, a przedstawia to króciutki mini-komiks. Przepraszam bardzo, ale ja po takiej bitwie spodziewałem się czegoś więcej (Daj mu szanse, daj mu szansę).

Shake it babe!


Przechodząc do meritum – gra POWER INSTINCT MATRIMELEE jest (kolejność całkowicie dowolna): smętna; okropna; dziwna; głupia; nudna; stresująca i chora. Jedyny jej plus jest taki, że pewnie nigdy nie ukaże się w Polsce i nie stracicie na nią ani złotówki. Jeśli macie modem – nawet nie myślcie o jej ściąganiu. Strata czasu i pieniędzy. Gdy zaś jesteście szczęśliwymi posiadaczami stałego łącza – zadajcie sobie pytanie, w co właściwie chcecie pograć. Jeśli w nową, ciekawą grę na automaty – poczekajcie na rom SNK VS CAPCOM, lub ściągnijcie RAGE OF THE DRAGONS – poprzedniczkę MATRIMELEE. Jeśli zaś jesteście po prostu masochistami i wolicie jakieś gnioty – POWER INSTINCT to dla Was idealny wybór – na pewno się na nim nie zawiedziecie.

POWER INSTINCT MATRIMELEE
Ocena ogólna: 0/10
Dźwięk: 2/10
Grafika: 3/10
Miodność: 0/10
Producent: SNK Playmore
Dystrybutor: SNK Playmore
Gatunek: Mordobicie 2D
Platforma: Automaty NeoGeo / konsola NeoGeo CD
Strona www: http://www.snkplaymore.jp/official/gouketsuji/index.html
Przybliżona cena: 1 żeton za grę :D / 275 $ za kardridż
Komentarz: Co tu dużo mówić - gniot w najczystszej postaci. Wyłącznie dla kolekcjonerów (do kolekcji) i masochistów (do grania). Boże miej SNK Playmore w swej opiece...


37     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Power Instinct Matrimelee