51     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wyjątki z ksiąg Zakonu Paladynów: "Pamiętnik Ergalla" część 5.


Wyjątki z ksiąg Zakonu Paladynów: "Pamiętnik Ergalla" część 5.

Radosław " Kaeddar " Szwugier


Nie dokończyliśmy rozmowy, gdyż ku nam zbliżał się jeden z drużyny niebieskich.
- Stój tu, powinienem sobie z nim sam poradzić. - powiedział do mnie Thone i ruszył spokojnym krokiem ku przeciwnikowi. - Stój! Jeśli jesteś prawdziwym rycerzem przyjmij me wyzwanie i stań ze mną do walki honorowej i czystej tu i teraz. Jeśli spróbujesz uciec lub uniknąć pojedynku, splamisz swój honor i imię rodu swego, a o twoim tchórzostwie dowie się każdy wieśniak, rycerz i hrabia, tak, że w całym kraju będziesz znany i nikt już nie stanie z tobą do rycerskiej walki. - Thone wyrecytował głośno formułkę, którą wygłaszano przed każdym pojedynkiem. - Czy przyjmujesz me wyzwanie? Chłopak z niebieskiej drużyny chwycił kij w obie ręce i równie głośno odpowiedział:
- Przyjmuję i przysięgam walczyć z tobą według zasad Kodeksu Rycerskiego a wykazywać się miłosierdziem i szacunkiem dla twego imienia i rodu twego.
Mimo rycerskich formułek i zapewnień walka na rycerską nie wyglądała. Obaj rzucili się na siebie jako młode koty i zwarli się w walce. Przyglądałem się uważnie całemu pojedynkowi, gdyż styl walki obu uczniów różnił się bardzo. Thone walczył bardzo oszczędnie, prawie nie ruszając kijem, ale za to dużo pracując nogami. Był on rozluźniony i skupiony, wydawał się kontrolować całą sytuację. Wreszcie "niebieski" popełnił błąd i broń Thone'a uderzyła go mocno w odsłonięty bok. Trafiony zachwiał się i upadł. Upadł na plecy...
- Czy przyjmujesz tę porażkę? - zapytał Thone dworskim głosem
- Przyjmuję i skłaniam przed twym męstwem czoła. - tu "niebieski" zdjął hełm i nisko ukłonił się przed Thone'em po czym wziął swój kij z ziemi i odszedł w kierunku miejsca, gdzie stał prefekt.
Thone odetchnął.
- Uff... Zostań tutaj, a ja sprawdzę, czy na pewno zameldował się u Werwiusza.- rzekł i cichym krokiem podążył za "niebieskim". Zostałem sam zdając sobie sprawę z tego, że gdzieś niedaleko może być mój przeciwnik i to silniejszy ode mnie...
- Ergall! Szybko! - usłyszałem nagle krzyk z daleka. Nie zastanawiałem się długo, co robić, pobiegłem... Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że popełniłem błąd, gdyż powinienem zostać na stanowisku. Zatrzymałem się, dysząc na małej polance, mając po lewej stronie gęsty, świerkowy zagajnik. Było bardzo cicho... Nawet ptaki nie ćwierkały w gałęziach drzew...
Wtem drzewa w zagajniku zaszeleściły a z pomiędzy nich wyskoczył Godeborr. Poznałem go od razu, swoje długie, ciemne włosy miał spięte z tyłu głowy, a w jego oczach była wściekłość i furia...
Twarz miał przesłoniętą chustą. Zaatakował z wyskoku, ciosem znad głowy. Zrobiłem natychmiastowy unik w bok. Godeborr zwinnie wylądował na ugiętych nogach i natychmiast przeszedł do ataku. Ta walka nie była zbyt rycerska, ale kiedyś prefekt Werwiusz powiedział, że "na wojnie nie ma miejsca na okazywanie szacunku, liczy się tylko martwy przeciwnik".
Broniłem się w miarę sprawnie, ale za to prawie nie atakowałem. Ciosy Godeborr'a spadały na mnie jak grad, wiedziałem, że zaraz popełnię jakiś błąd. Nie czekając na to, wykręciłem się zwinnie w uniku. W tym samym momencie Godeborr odskoczył kilka kroków do tyłu, próbując jakby zrobić przerwę w walce. Ja, ośmielony swoim zręcznym unikiem zacząłem szarżować na przeciwnika. Dałem się nabrać na prostą sztuczkę i dostałem kijem w golenie. Upadłem na twarz i natychmiast przetoczyłem się po ziemi. Podniosłem się i stanąłem w pozycji bojowej. Wszystko zrobiłem jak w czasie ćwiczenia na zajęciach z prefektem.
- Jesteś naprawdę dobry... - rzekł do mnie Godeborr opierając kij na ziemi
- Podnieś broń i walcz! - wycedziłem przez zęby, ledwo mogłem się powstrzymać, bo się na niego nie rzucić, wpadłem chyba w jakiś szał bojowy.
- Uspokój się, nie mam zamiaru z tobą walczyć. - rzekł Godeborr. Jego głos był opanowany, słowa wypowiadał flegmatycznie
- Zaklinam cię na twój honor, walcz! - zdenerwowałem się, "za kogo on mnie ma?" - pomyślałem.
- Nie! - to jedno słówko było jak smagnięcie biczem. Uspokoiłem się natychmiast i mimowolnie oparłem kij na ziemi. Czułem się, jakby Godeborr potrafił swoim głosem zapanować nade mną. Nad moim ciałem, nawet nad moimi uczuciami, to było straszne. Zaraz po tym, mojego przeciwnika zaczęła otaczać dziwna, delikatna, zwiewna aura. Wokół głowy krążyła mu para barwnych motyli, a u jego stóp przysiadł mały zajączek. Wszystko wokół przycichło. Godeborr miał na sobie jasną, długą szatę, a na głowie wieniec laurowy. Stałem jak oczarowany.
- Ergall'u- rzekł, a jego głos brzmiał jak szum wiatru- Opuść klasztor i cywilizację ludzi, ucieknij do lasu, tam jest twój dom, tam znajdziesz wszystko czego szukasz, spokój, równowagę, tam odnajdziesz swe przeznaczenie i cel życia! Nie jesteś stworzony, by mieszkać w świecie ludzi! Chodź za mną!
Godeborr odwrócił się i wszedł między drzewa, nie miałem żadnych wątpliwości, że jest elfem i to elfem Pierwszego, albo drugiego pokolenia. Ale czemu osoba, która jest na świecie od tysięcy lat, nagle przybywa do Zakonu Paladynów, by zabrać jednego z tamtejszych rekrutów do lasu? Czego może ode mnie chcieć? Dlaczego się mną przejmuje?


51     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wyjątki z ksiąg Zakonu Paladynów: "Pamiętnik Ergalla" część 5.