35     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ciepły chłód stali


Marcin "Martin" Traczyk


Młody padawan Jaz szybkim krokiem przemierzał korytarze Akademii Jedi by jak najszybciej dotrzeć do komnat mistrza Katarna. Wiele o nim słyszał, znał historię jego długiej i trudnej walki z poplecznikami i samym Desanem. To wezwanie bardzo go zdziwiło, zwykle komnaty "mistrza mistrzów" mogli odwiedzać jedynie rycerze, którzy okres padawański mają już za sobą, a jemu do zakończenia szkolenia pozostało - jak twierdził jego mistrz - kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy treningu.
Jaz dotarł do komnat mistrza lecz przystanął na chwilę by odpocząć - temo, jakie sobie narzucił było bliskie prędkości geparda - nim droid odpowiedzialny za przyjmowanie gości zauważy go i otworzy drzwi. Komnaty, w jakich mieszkał mistrz Katarn przyćmiewały i tak piękne, wnętrza Akademii. Wysokie na kilka metrów sklepienie krzyżowe sufitu pokryte było błyszczącymi w słońcu, złotymi i srebrnymi wzorami, które odzwierciedlały poznane dotąd układy planetarne (złote wzory) i same planety (srebrne wzory). Podłogi przypominały lustra, odbijało się w nich wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu, tworząc niesamowite wrażenie monumentalności i tak monumentalnych wnętrz. W komnacie było tylko jedno okno, które wychodziło na dziedziniec główny Akademii, mimo to w pomieszczeniach było jaśniej niż na dworze. "To zapewne za sprawą tych wszystkich złotych i srebrnych ozdób" pomyślał Jaz. "Twój umysł jest niezwykle otwarty, z reguły każdy, kto wchodzi tu po raz pierwszy twierdzi, iż to Moc wypełnia tą komnatę, a to po prostu setki kolorowych błyskotek" usłyszał w myślach Jaz i wtedy zdał sobie sprawę, że ten głos to głos mistrza Katarna, który stał za ogromnym biurkiem ustawionym pod jedynym oknem. Dotychczas widział go tylko raz, podczas zeszłorocznego mianowania na rycerzy Jedi (Jaz trenował, bowiem dopiero rok, lecz dzięki jego ukrytej Mocy kończył je już, choć zwykle trwało to kilka lat). Jaz nabrał powietrza głębokim wdechem i ruszył w stronę mistrza. Katarn wskazał mu na stojący przed biurkiem fotel, sam usiadł w swoim. Jaz usiadł tam gdzie mu wskazano i czekał na pierwsze słowa mistrza.
Mijały sekundy, minuty, godziny, żadne słowa nie padały. Mistrz Katarn siedział tylko w swoim wygodnym fotelu i wpatrywał się w młodego padawana. Jaz natomiast coraz bardziej odczuwał niewygodę swojego fotela. Zdawać by się mogło, że pod siedziskiem rozsypano dziesiątki grud różnych metali, które powodowały straszliwą udrękę siedzącemu. Jaz wiedział jednak, że Jedi nie może narzekać na niewygody - to nie przystoi, wiedział również, że młody padawan nie powinien mówić do mistrza, gdy ten go nie zapyta. Ból stawał się coraz mocniejszy, Jazowi wydawało się, że jego pośladki są teraz całe zakrwawione, jednak Jedi musi potrafić odizolować się od bólu i umieć znieść każdą jego formę.
-W jakim celu zostałem wezwany mistrzu - zapytał w końcu zniecierpliwiony i obolały Jaz.
-Prawdą jest więc, że jesteś niecierpliwy, tak jak powiedział mi to twój opiekun, on przesiedział w tym fotelu, na tych grudach metalu trzy dni - odpowiedział mistrz Katarn i wstał, co uczynił również Jaz, który natychmiast począł masować obolałe pośladki.
-Nadal jednak nie znam powodów w jakich mnie tu wezwałeś mistrzu - odpowiedział Jaz nie zmieniając tonu głosu, by nie zdenerwować mistrz Katarna.
-Gdy ja tu byłem pierwszy raz nie usiedziałem kwadransa, ale wtedy twierdziłem, że jest ze mnie taki sam Jedi, jak z koziej dupy trąba. A co do powodu, to rzeczywiście takowy jest. Obserwowałem cię i wiem, że można ci zaufać, dlatego chcę cię wysłać w ważnej misji na Tatooinę.
-Czy nie lepiej było powiedzieć o tym mojemu mistrzowi?
-Nie, bowiem udasz się tam sam i nikt nie będzie wiedział o twojej misji. -Przecież nie jestem jeszcze Jedi, a w dodatku nie odbyłem jeszcze żadnych podróży nawet pod opieką mego nauczyciela, w trakcie misji samodzielnej mogę nie wiedzieć jak się zachować, a nie będzie ze mną nauczyciela, który mógłby mi doradzić, pomóc, czy wyjaśnić.
-Udasz się tam sam gdyż wśród Jedi skupionych w Akademii jest szpieg na usługach ciemnej strony Mocy, dlatego nie mogę ufać nikomu spośród rycerzy a wśród padawanów ty posiadasz najsilniejszą Moc. Nie będziesz też w ogóle okazywał tego, że jesteś uczniem Mocy, gdyż twoja misja będzie całkowicie tajna i choć weźmiesz ze sobą swój miecz to będzie ci wolno go użyć tylko w ostatecznej ostateczności.
-Lecz co mam zrobić na tej pustynnej i prawie wyludnionej planecie? -Odnajdziesz pałac Moka The Hutta i sprawdzisz, co ten krnąbrny bandyta kombinuje gdyż według tego, co wskazuje Moc w jego pałacu występuje jej ogromne skupisko, dlatego ruszysz od razu. Droid, który czeka za drzwiami odprowadzi cię do myśliwca, którym polecisz na Naboo i stamtąd frachtowcem intergalaktycznym dotrzesz na Tatooinę.
-Co mam zrobić, gdy to sprawdzę?
-Natychmiast wracaj by zdać mi raport do tego czasu bowiem odnajdę zdrajcę w naszych szeregach i unieszkodliwię go. Ruszaj natychmiast i pamiętaj, że możesz liczyć tylko na swoje własne umiejętności, nie możesz liczyć na Moc gdyż jej użycie spowoduje natychmiastowe niepowodzenie. Idź teraz i niech Moc będzie z tobą mój młody padawanie.
Gdy Jaz wyszedł z komnaty od razu napotkał droida, który odprowadził go na tyły Akademii Jedi gdzie czekał na niego stary i zdezelowany X-wing pamiętający chyba czasy młodości Luka Skywalkera, nieżyjącego już od dziesięcioleci, a przecież żyjącego dziesięciolecia wielkiego mistrza Jedi. Młody padawan natychmiast wsiadł do myśliwca, a jego automatyczny system pilotażu natychmiast rozpoczął procedurę startową - Jaz nie potrafił pilotować tak prymitywnych maszyn. Po chwili znalazł się już nad atmosferą, w pięknej, ciemnej, a jednocześnie rozświetlonej miliardami gwiazd przestrzeni kosmosu.


35     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Ciepły chłód stali