CIA | 23
<< | ^ | >>




KULTURA MASOWA W GRACH


Początkowo chciałem napisać dwa oddzielne felietony, ale uznałem, że nie ma to większego sensu. Obydwa tematy, jakie poniżej poruszam, są bowiem ze sobą ściśle powiązane. Kultura masowa i coraz bardziej lekceważący stosunek producentów do graczy mają taką samą genezę - komercjalizacja naszego życia.

KULTURA MASOWA U INNYCH
Jeśli chodzi o muzykę, to klasycznym przykładem kultury masowej jest pop. Ponieważ ten gatunek nie niesie ze sobą żadnych ważniejszych treści i jest prosty w odbiorze, trafia do wielu ludzi. Wiadomo, pop łatwo wpada w ucho i słuchając go, człowiek nie zaprząta sobie głowy innymi problemami. Piosenki owe są zawsze na lekkie tematy tzn. o miłości, szczęściu itp. Nie ma natomiast tekstów, które skłaniałyby słuchacza do głębszych refleksji. Podobna sytuacja ma miejsce w przemyśle filmowym. Większość filmów amerykańskich to obrazy, po których obejrzeniu, widz nic nie zyskuje. Przez 90 minut ogląda pościgi samochodowe, bójki i strzelaniny, a potem spokojnie kładzie się spać. Nie zastanawia się, czy X dobrze zrobił zabijając Y. Nie interesuje go to, bo po prostu dobrze się bawił i to mu wystarczyło.
Nie skłamię, jeśli powiem, że każdy ogląda takie filmy i słucha takiej muzyki. Jednak jedni robią to jedynie od czasu do czasu, a drudzy nie dostrzegają nic innego. Każdy potrzebuje jakiejś niczym nieskrępowanej rozrywki. Tyle, że ci pierwsi oprócz filmów akcji oglądają też dzieła bardziej ambitne, zaś wspomniana druga kategoria telewidzów, konsumuje jedynie "sztukę" z Hollywood. Wiadomo, że gdy wracamy zmęczeni z pracy bądź szkoły, to pragniemy zwyczajnie odpocząć. Wówczas to wytwory kultury masowej są jak znalazł. Problem w tym, że wielu ludzi zapomniało, że sztuka zwana kinematografią nie służy wyłącznie rozrywce.

DOBRO CZY ZŁO?
W takim razie czy kultura masowa jest czymś dobrym czy złym? Trochę wymijająco odpowiem, że nie jest to nic dobrego, ale jednak częściowo potrzebnego. Jak już bowiem wspomniałem, każdy raz po raz lubi sobie obejrzeć film o policjantach z Los Angeles, czy komedię romantyczną. Takie obrazy są bez wątpienia użyteczne, ale sęk w tym, że jest ich za dużo. W telewizji dobre filmy emitowane są od wielkiego święta, a jeśli już jakiś się trafi, to dopiero po 23:00. W najlepszym czasie antenowym emitowana jest zazwyczaj papka dla mas. Jest to zjawisko co najmniej niepokojące, gdyż ambitne filmy są coraz bardziej spychane na margines. Podobnie z radiem, gdzie 90% muzyki to pop i różne jego odmiany. Prawdziwy koneser sztuki nie znajdzie nic w tych środkach przekazu.

O GRACH
Jednak tematem tego felietonu nie miały być filmy czy muzyka, lecz gry komputerowe. Czym prędzej przechodzę więc do meritum. Chyba każdy widzi jak zmieniły się gry na przestrzeni 20 lat. Na pierwszy rzut oka dostrzec można tylko zmiany kosmetyczne, ale jak ktoś siedzi w tej branży co najmniej dekadę, to bez trudu odkryje o wiele większe przeobrażenia. Jednym z nich jest sposób powstawania nowych produktów. W latach 80-tych roiło się od programów spłodzonych przez zapaleńców w garażu. Jeśli owe twory były dobre, to zgłaszały się po nie potężne korporacje i odkupywały prawa autorskie. W ten sposób zaistniało wiele legendarnych gier np. BOULDER DASH czy TETRIS. Dobrą grę można było zrobić nawet w kilka dni! Wystarczał właściwie pomysł i znajomość języka programowania, a świat stawał otworem. Ktoś może powiedzieć, że dzisiaj też roi się od programów robionych przez pasjonatów. Nie przeczę, ale są to przeważnie produkty freeware i shareware. Tymczasem kiedyś były to pełnoprawne gry, sprzedawane w sklepach, a na dodatek zyskujące uznanie ludzi na całej kuli ziemskiej. Tymczasem jak to wygląda dzisiaj chyba każdy widzi. Gry są robione przez wielkie korporacje, a przeciętny tytuł powstaje przez około rok, choć taki np. HEART OF DARKNESS robiono 4 lata. A ile razy przekładano już premierę DUKE NUKEM FOREVER? Tłumaczenia, że dany produkt jest ciągle ulepszany jakoś nie brzmią przekonywująco. W końcu ile można poprawiać grę? Wieczne odwlekanie premiery to często chwyt reklamowy (wiadomo, podgrzewanie atmosfery), ale też wynik robienia kilku rzeczy naraz. Największe firmy software'owe wydają nawet po kilkanaście gier w roku. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że często do kilku projektów są przydzielani ci sami ludzie. Niestety, ale dominacja wielkich koncernów osiągnęła już takie rozmiary, że mała firma nie ma praktycznie szans na zaistnienie na rynku. No, chyba, że da się wykupić jakiemuś gigantowi.

KLIENT NASZ PAN?
Znacznie zmienił się też stosunek firm do kupujących. Kiedyś bowiem gry były robione, można tak powiedzieć, przez graczy dla graczy. Tworząc dany program, starano się go maksymalnie dopracować. Dbano o to, by "hasał" na każdym dostępnym sprzęcie i nie zacinał się co chwilę. Ówcześni programiści byli kimś w rodzaju artystów, którzy potrafili wykorzystać możliwości drzemiące w komputerach. Kto nie wierzy, niech obejrzy sobie choćby Last Ninja 2 na Commodore 64. Grafika w tej grze wygląda znakomicie i widać takie szczegóły jak sznurówki u butów! A wszystko pięknie i szybko, działa tak samo na wszystkich C64. Dzisiejsi twórcy gier, chyba już nie tworzą dla wszystkich graczy. Wygląda to tak, że kupujemy sobie komputer, mija rok... i już pojawiają się tytuły, które nie dają się uruchomić!
Czyli jak ktoś chce być na bieżąco, musi co roku kupować nowy sprzęt?! Niektórzy nazywają to postępem i rzeczywiście, komputery są coraz szybsze. Jednak każdy kto choć trochę zna się na tym, przyzna mi, że 486 to potężna maszyna. Słaba w porównaniu z nowymi, ale mimo to potężna. Pomyślcie tylko, ci którzy teraz się śmiejecie, jak dopracowane gry kiedyś powstawały. Przez długi czas 286 wystarczał do pracy, do gier, praktycznie do wszystkiego. A później, niestety, ale kolejne wersje PC coraz szybciej się starzały. Nie boję się więc powiedzieć, że możliwości komputerów nie są efektywnie wykorzystywane. Programiści też się nie przepracowują, bo wiedzą, że na najnowszym Pentium wszystko będzie "śmigało". A jak ktoś ma "stare" 1 Ghz? "To niech sobie kupi nowe, przecież to co ma, powinno się już dawno rozlecieć". Tak zapewne myślą dzisiejsi "artyści" i nie dopracowują do końca swoich produktów. Efektem tego są często wygórowane wymagania sprzętowe (nieproporcjonalne do tego, co dana gra oferuje) oraz programy najeżone błędami. Ten drugi problem jest już dziś tak wielki, że nieraz patch pojawia się dzień po premierze! Toż to niedopuszczalne. Niestety, ale klient kupując nową grę, musi się nastawić, że straci jeszcze trochę kasy ściągając z sieci kolejne "łatki". A trzeba wiedzieć, że niektóre "ważą" nawet po 20 MB. Jaki z tego morał? Ano taki, że programistom się nie chce. Większość (celowo nie piszę, że wszyscy) na wszystko zlewa i nie interesuje ich los zwykłego gracza.

GRY ŁATWE I ŁATWIEJSZE
Ważnym przejawem kultury masowej jest coraz bardziej nagminne "ułatwianie" gier. Fakt jest taki, że z każdym rokiem coraz mniej wychodzi naprawdę trudnych tytułów. Większość przygodówek i RPG, daje się ukończyć w mniej niż 30 godzin. Oczywiście dla jednych to dużo, dla innych mało. Jednak nie ma cienia wątpliwości, że kiedyś gry były trudniejsze, a co za tym idzie starczały na dłużej. Widać to np. na podstawie wielkich serii adventure. Pierwsze trzy części LEISURE SUIT LARRY były niesamowicie trudne, podczas gdy "siódemka" dawała się skończyć dosyć szybko. Też nie była grą łatwą, ale na pewno łatwiejszą niż pierwsze odcinki sagi. Podobnie z MONKEY ISLAND i wieloma innymi tytułami. Widać tutaj więc sprytną taktykę dzisiejszych twórców gier. Jeśli gracz ukończy grę szybko, to równie szybko kupi następną. Jeśli tamtą też skończy w kilka dni, to może znowu pobiegnie do sklepu itd. Minęły już czasy, gdy pojedyncze tytuły starczały na długie miesiące. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o przygodówki. Gry zręcznościowe też były niegdyś trudne. Kto próbował przejść GREEN BERET bez kodów, ten wie o czym mówię. Nie przeczę, że istniały również gry, które kończyło się w kilka godzin, ale nie było ich tak dużo jak obecnie. Producenci często chwalą się w reklamach, że dany tytuł wystarcza na około 100 godzin grania. Fajnie, ale jeśli weźmie się pod uwagę, że zajmuje on kilka płyt CD, to jednak trochę mało. Taki Wizardry 7, choć mieścił się na bodajże 2 DYSKIETKACH, to starczał na długie miesiące zabawy. Występuje tu analogia do wcześniejszego przykładu ze świata filmu. Wiadomo, że jeśli gra jest łatwa, to skusi się na nią więcej osób. Nie każdy ma bowiem czas na kilkutygodniowe rozgryzanie gier. A więcej klientów, to więcej pieniędzy.

ZNOWU WOJNA SECESYJNA?!
W grach powtarzają się często pewne tematy, które producenci szczególnie sobie upodobali. Zapewne dlatego, że są to tematy ciekawe dla przeciętnego Amerykanina. Nie oszukujmy się bowiem, że to właśnie w tym kraju jest największy zbyt gier na PC. Ile więc było gier wojennych o wojnie secesyjnej? Na pewno jest to epoka ciekawa, ale nie na tyle, na ile ją wyeksploatowano. Również kiedy patrzy się na gry o II Wojnie Światowej to przeważają operacja Market Garden, Arnhem i D-Day. Mniej jest natomiast o jesieni 1939, ataku Niemiec na Francję czy planie Barbarossa. Nieprzyzwoicie mało jest także gier wojennych o I wojnie światowej. O średniowieczu powstało trochę więcej tytułów, ale znowu przeważały takie "łatwe i przyjemne" tzn. nie niosące ze sobą większego bagażu historycznego. Ów "dobór tematów" nie jest wyłącznie domeną gier wojennych. Podobnie jest też z RPG czy symulatorami. Ileż to razy leciałem F-16, jednocześnie zastanawiając się dlaczego nie mogę spróbować sił za sterami nowych samolotów francuskich czy angielskich.

PODSUMOWANIE
Jak więc widać, gry, które powstają dzisiaj, nie mają nic wspólnego z tymi powstającymi dawniej. Zmieniło się wszystko i to niestety na gorsze. Ktoś zauważył, że gry to dobry biznes i postanowił się dorobić. W ślad za nim poszli inni i tak machina ruszyła. Dziś niewielu jest już programistów - artystów, ale ciągle istnieją. To właśnie dlatego przeszukuję internet, w poszukiwaniu gier robionych przez pasjonatów. Po prostu ściągając coś takiego wiem, że ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, włożyli w produkt całe swoje serce. To samo znajduje też w starych grach. W nowych widzę bowiem jedynie dobrą grafikę i dźwięk. No, i oczywiście twórców, którzy liczą zarobione pieniądze.
AloneMan