FELIETON | 24
<< | ^ | >>





Nie prawdy sukoj...

  Ostatnio dostałem polecenie, coby moje felietoniki pisać na bardziej komputerowy temat. I, jak się okazało, wcale łatwym to nie jest, gdyż ja zazwyczaj piszę to, co mi ślina na palce przyniesie, nie zaś opisuję jakiś konkretny problem. I to jest mym głównym mankamentem, jednakowoż mam nadzieję, iż na przyszłość dam sobie jakoś z tym radę. Tymczasem liczę na Was, drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, na Wasze najważniejsze przecież zdanie o moim dziale. Mój adres elektroniczny jest bodaj udostępniony jak każdego redaktora. W sumie teraz mam rzadki dostęp do skrzynki, jednakowoż każda konstruktywna krytyka jest bardzo mile (no, może nie bardzo  ) widziana. To tyle na temat wstępu. Byłem ostatnio na dość ciekawym filmie, nagrodzonym między innymi w Gdyni, pod tytułem „Anioł w Krakowie”. Jako że jest to debiut (lubię poznawać takie prace), i jakoż że akcja ma miejsce w moim mieście, udałem się z lekkim już dobrym nastawieniem do owego dzieła. Film, oczywiście, spodobał mi się, bardzo ładne zdjęcia, prawie wspaniała gra Krzysztofa Globisza w postaci anioła Giordano (samego aktora ostatnio często widuję na Wiślanej  ), piękna muzyka… Po prostu cukierkowo, ale też bez przesady. Film opowiada o wierze. Że z nią jeżeli nie wszystko jednak można zdziałać, to jednakowoż wszystko można przeżyć. I naprawić nie całkiem popełnione jeszcze błędy. Tak też film mi się spodobał (każdy pesymista, jak ja, czasem potrzebuje dawkę takich filmów w stylu American Beauty), ale najbardziej ruszyła mnie sentencja ukazująca się na końcu. Jest to cytat x. Tischnera, świetnego poety, ale jeszcze lepszego człowieka. Brzmi on „Nie prawdy sukoj ale kolegów”. Bardzo mi się to spodobało, bo to rzeczywiście jest rada, która potrafi każdemu ułatwić życie. Nie są to suche słowa romantyków nawet, a jeszcze gorzej terapeutów. Czy samo zdanie potrafi odmienić życie człowieka? Trzeba mieć potężną siłę woli, taką jaką miał ksiądz Tischner. Ale jako zwykły zjadacz chleba mogę też powiedzieć, że chyba każdemu z nas są potrzebne słowa, bijące w te uczucia, jak wyżej wymieniona sentencja. Czy tam raczej prawda życiowa. Wiem, wiem, znowuż nie piszę na tematy komputerowe, ale czyż nie można mi, jeżeli tu i teraz istnieje setki tematów pozytywnych tak samo jak i negatywnych? Zależy na jaką nutę chcesz Ty bić w tym momencie. Jeżeli masz humor zły, oczywiście piszesz i czytasz takie mini dramaciki. Jeżeli humor dopisuje, na odwrót. Ale jeżeli mamy taką osobę, która potrafi to zmienić w tym złym przypadku, to przestaniemy szukać tej prawdy fatalistycznej. Wtedy nie zauważymy jej, gdyż nie będzie takiej potrzeby. Wtedy mamy kolegę, przyjaciela. Ale nie wolno też przesadzać, że tak powiem przeładowywać przyjaciela. Przyjaciel to też człowiek, który ma własne zmartwienia i smutki.

Wtedy my musimy mu pomóc. I zrobimy to z uśmiechem na ustach, wiedząc, jaki efekt dało różnorakie zachowanie na nas samych. Czemu tak piszę? Cholera, nie wiem, nie jest to chęć pochwalenia się przyjaźnią, może mam ochotę w Was przywołać chęć znalezienie takiej osoby? A jak to zrobić? W tych czasach każdy ma jakieś zmartwienie, więc my pierwsi ruszmy z pomocą, to nam gwarantuje znalezienie kogoś, właśnie takiego pocieszacza w złych chwilach, osobę, której można się zwierzyć. Ja proponuję szukać w płci przeciwnej, bo nie wiedzieć czemu, z nią jesteśmy zawsze jakoś bliżej. No chyba, że jest to amerykański film :). I nie mam zamiaru rozwiązywać tu kwestii czy przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa, gdyż według mnie jest jak najbardziej. Z tym, że ta kobieta jest też Twoją wybranką. Przyjaciela można mieć tylko jednego, nie po stronie każdej płci, ale w ogóle. Zastanawiałem się, kto może być taką osobą dla mnie. I nie wiem po co, wystarczy uświadomić sobie, jaka osoba przyjmuje nasze żale z tym charakterystycznym uśmiechem (wrażliwym!) na twarzy, nierozłącznym z tym wzrokiem. Jaki to wzrok? Pada na nas czasem, nie wiem jak go nazwać, ale na pewno też to mieliście. Czujecie się od razu, hmm… bezpieczniej, cieplej Wam na sercu. Naprawdę jest Wam lepiej. Krótki wykład o przyjaźni? Bynajmniej, nie staram się nawet dawać rad. Chociaż jednak tak piszę, no, czasem tak mam :->. Chciałem się może podzielić jakimś tam sposobem na życie (każdy jednak ma własny, i niech przy tym zostanie), który potrafi pomóc. W tej erze komputerów, raczej ogromnej erze przepływu informacji (bo ta era jest taka, nie ilość tychże), każdy z Nas, chcąc nie chcąc, czuje się jakoś tam osamotniony. Czy to absurd, zważywszy na fakt, iż żyje nas ponad 6 miliardów? Technicznie: kto wie. Praktycznie: czy nie mieliście czasem takiego odczucia? Nie? Aha… Teraz to naprawdę musimy trzymać się razem, nie wcześniej i nie później. Czemu? Też nie wiem, takie me odczucie. Na dziś dobranoc kochani osamotnieni w matni zerojedynek. Amen.
^quqoch^