FELIETON | 23
<< | ^ | >>






Zgubne skutki chorowania...

  Hmm… Oryginalne rozpoczęcie, nie powiem. Musicie mi to wybaczyć, staram się w tej chwili jak mogę, ale moje siły metafizyczne (hehe) zostały z lekka nadszarpnięte przez chorobę, która to przykuła mnie na dłuższy czas do łóżka. Siedzę więc właśnie z lekka osłabiony przed Wordem (oops, chciałem powiedzieć: przed edytorem Star Office :]) pochłaniam promieniowanie monitorowe, które przez wyżej wymienione wydarzenia zdaję mi się większe niźli zazwyczaj. Kiedyś powiedziałbym, że są dobre strony chorowania. Wielu zapewne już zaświtało w głowie „wolny czas od szkoły”. Tak też miałem zamiar się pocieszać na początku, ale skonstatowałem, iż primo - wrzesień jeszcze, więc nie zdążyłem się namęczyć uczęszczaniem do mojej placówki oświeceniowej (kogo ja oszukuję? ), a secundo - strata tych kilku garści informacji (zapewne mało przydatnych w życiu mym dorosłym, hail dla Polskiego Systemu Edukacji… %^#&* System, hehe!). Wiadomo, nadrabia się gorzej. No i pozostaje też element rozrywkowo-uczuciowy, ale każdy inaczej to przeżywa (chyba). O czym więc będzie dzisiejszy felieton? Sam się nadal zastanawiam. Tematów jest dużo, a jednak mało sensownych. Dlaczego? Siedząc w domku, oprócz czytania pozostaje mi telewizja (na razie jestem odcięty od sieci ;-( ). I jakiż temat na, dajmy na to, program telewizyjny się nadaje? Patrząc na taki TVP1 (bez nazwisk) widzimy program o… parasolach. Tak, tak… Jakżesz mi brakuje satelity (też jestem odcięty, wszystko z powodu przeprowadzki, sprawy dopiero nabierają kształtu), i choćby Discovery , doskonałego na przedpołudniową nudę (i pożyteczny także, uwierzcie). Dobra, pozostają niepaństwowe programy. Dwoje gigantów to oczywiście Polsat i TVN. I tak dowiadujemy się, że Eric ma uprzedzenia do wyrazu „dzikość” (Mickiewicz przewraca się w grobie, tym bardziej Słowacki, z dzikością serca) , panna z kolczykiem w brodzie nie lubi być popychana (wybaczcie, zapomniałem imienia, na pewno pasjonujące jakieś), a Kowalski nazywa się Cycoch (czy jakoś tak), jego zaś przeciekawa żona (naprawdę głęboka postać) uczy nas, iż winniśmy nazywać się von, de itepe. Nadzieja jednak pozostaje w Telewizjach Polskich. Niech skonam, ale jak siedzę w łóżku dwa, trzy dni widziałem bodaj trzy programy historyczne (co jak co, moje ulubione), wszystkie na TVP, w tym dwa chyba na TVP3, regionalnej przecież… Pozostają teleturnieje, które także polubiłem (z braku laku…).Daję nawet przepustkę Milionerom, bo nawet stamtąd jakaś wiedza płynie czasem. Ale co powiedzieć na huczną „Chwilę Prawdy”, gdzie jeden Pan dla samochodu marzeń (dziwne, wszystkim marzy się Skoda, Wam też?) męczy rodzinę przeróżnymi dziwami, począwszy na rzucaniu do celu, a skończywszy na przekładaniu ziarenek kawy z jednego talerza na drugi pałeczkami (tam nazwanymi, nie wiedzieć czemu, chińskimi). Jaka z tego nauka?



Twierdzą, że to pokazuje, jak człowiek radzi sobie w sytuacji stresu. No być może, nie wiem. Powiecie, że telewizja to nie tylko wiedza, ale także rozrywka. Jednakowoż ja nie mogę się zrelaksować oglądając, jak w „Barze” jeden drugiemu w oczy kłamie, do płaczu doprowadza i inne tego typu „prawdziwe” uczucia są ukazywane, czy też patrząc w Strefie 11 na ludzi, którzy opowiadają o tym, jak umarli i słyszeli głosy, czy też inni sprowadzają bogów voodoo na nasz świat. Żaden, w tym ostatnim przypadku, z tego dokument, a szkoda. Dzięki Bogu pozostaje Jeden z Dziesięciu, który sobie cenię, gdzie jednak też pojawiają się pytania stylu „Jak nazywał się towarzysz pszczółki Mai „. A czemu ta krytyka? Nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale w telewizji nie ma zupełnie nic absorbującego, komercja rządzi rozkładówką programową, a komercja zarabia na tłumach, tłumy zaś, nie wiedzieć czemu, wynoszą seriale w stylu „Kiepskich” czy też „Lokatorów” na wyżyny zarobkowe. Wiecie, najlepszy czas reklamowy. Nie chce mi się wierzyć, że każdy człowiek ma telewizor w domu tylko dla rozrywki. A jeżeli tak, to mam nadzieję, że zmieni się to z pokoleniem, dla którego (powtarzam, nasze pokolenie) wstydem okropnym jest wieść o oglądalności Big Brothera w Polsce , czy też średnia książek przeczytanym przez Polaka w ciągu roku. Bardzo wiele moich koleżanek i kolegów wyrabia w takim bądź razie przez jeden rok swój życiowy przydział statystyczny, gdyż oni kartkują 70-80 książek rocznie, co i tak jest za mało, jeżeli chcemy mieć jakiekolwiek pojęcie o literaturze. Jak to się dzieje, że to co wstydliwe, nie jest za takie uważane? Ano dlatego, że jeżeli większość czyni coś wstydliwego, to nie jest to uważane za nic irracjonalnego. Weźmy Ich Troje. Michał W., wokalista, program Pierwszy, wywiad. W jednym momencie cytuje poetów, mówi niegłupie rzeczy, a w następnym twierdzi, że jeżeli będzie go stać kiedyś i będzie miał ochotę, to podpali scenę ze sobą na środku. Koniec rozmowy. Co z tego wynika? Sami się nad tym zastanówcie . Ja jednakowoż nie mam zamiaru wchodzić w rolę samarytanina-purytana-zbawiciela narodu. Nic to nie daje, każdy teraz robi to co chce. Ale niech każdy, przed jakąś decyzją, zastanowi się co zrobi dla pokoleń. No bo co nam innego pozostaje do zrobienia? Jaki jest sens życia? Wedle mojego ojca słów: „ Założyć rodzinę, szczególnie dzieci mieć i wychować, WYCHOWAĆ” i tyle. Co innego pozostaje? Dobra zabawa? Pewnie. Tak też można, jestem nawet zwolennikiem, ale gdyby takich było wielu, albo gdyby byli większością, duża część dorobku zostałaby zaprzepaszczona. I to nie zaprzepaszczona dla ojców dorobku, ale dla naszych potomków. Na razie dorastam, co potem? Nie wiem, nie zastanawiam się, a powinienem. Wam jednak to zalecam. I, na Boga, czytajcie książki!
^quqoch^