RECENZJA | 11
<< | ^ | >>



Ha ha, gdzie ja jestem? A co cię to obchodzi :) Jak chcesz to możesz spróbować mnie namierzyć, nie tacy próbowali. Zresztą i tak ci się to nie uda.

Jak cię to tak strasznie interesuję to wygrzewam się właśnie na tropikalnej plaży. Ta, z tego co zarobiłem na tej robocie wystarczyło na wyspę, wystarczyło by na więcej, ale po co, zawsze byłem minimalistą. Czy jeszcze się tym zajmuję? Nieee, czasem dla zabawy zrobię jakiś Pentagon czy coś w tym rodzaju, ale zawodowo już się w to nie bawię. Mam już wszystko, nie potrzebuję ryzykować. Pytasz jak to się wszystko zaczęło? Heeee, tak a'propos, fajne masz zdjęciówki na dysku, hehe.

Byłem dzieciakiem, wiesz, pierwszy komp, 133t, Mitnick, te sprawy. Wiesz, wyobrażałem sobie Hackers albo Swordfish, kilka monitorów, wiesz, jakieś trójwymiary, wspaniała zabawa, hackowanie wyglądało jak na indżajnie Kłaka, to było coś. Potem dowiedziałem się, że jakaś firma wypuszcza symulator hackera, z niecierpliwością czekałem aż dotrze do moich rąk. Kiedy wreszcie tak się stało, rozczarowałem się trochę. Gdzie te rójwymiarowe światy. Ta gra była zbyt zwyczajna, zbyt realna... Zamiast przedzierania się przez wymodelowane w 3d zapory, po prostu okienko logowania i program, który je rozpieprzał metodą brute force. Na chama. Miałem też śmieszny programik który robił to samo metodą słownikową, trwało krócej, ale nie gwarantowało sukcesu. No i wiesz, jak rozwaliłem to hasło, miałem dostęp do konsoli administratora. Co mogłem zrobić? Wszystko człowieku, dokładnie wszystko, wyłączałem zabezpieczenia i hulaj dusza, piekła nie ma. Na przykład, mogłem odpalić konsolę. Właśnie, pamiętasz jak mówiłem ci o tej realności? Na początku cholernie się zdziwiłem, takie to nieefektowne, potem zobaczyłem że to po prostu nie jest efekciarskie. Pamiętasz gościa ze Swordfisha? Realism, realism, tutaj tego realizmu miałem aż nad to, Unixowa konsola, wklepywanie poleceń, hardcore. Praktycznie brak grafiki, i taka grywalność, to było niesamowite... Muzyka była całkiem niezła, dźwięki dobywające się z głośnika, nieźle się przy nich pracowało. Lubię muzę elektroniczną. O czym to ja? Aaa, pytałeś czy nie próbowali mnie namierzać, jasne że próbowali, a co ty myślisz? Że te serwerki stoją sobie niezabezpieczone? Na każdym był przynajmniej monitor który sprawdzał czy ktoś nie próbuje coś zamieszać. A jak coś się działo, to odpalali trace'a który pokazywał im ścieżkę połączeń. A, właśnie, nie powiedziałem ci o routerowaniu. Routering to podstawa, wiesz, jakbym się łączył bezpośrednio z celem, mieli by mnie jak na dłoni. Trzeba było routerować połączenie przez kilka servów, wiesz, łączę się z jednym, z drugim, trzecim, zanim wyśledzili ścieżkę, mnie już nie było. Potem, jak kupiłem connection analyser, sprawa wyłączenia monitora stała się bułką z masłem. Odpowiednie oprogramowanie i załatwione. Miałem też bypasser'y do proxy i firewalla, często się przydawało. Wystarczyło poodpalać programiki i gotowe. Gorszy był cypher, cholerny algorytm stosowany w miejscach gdzie ludziom zależało na bezpieczeństwie danych, ale na to też znalazło się lekarstwo, cholernie czasochłonne, ale było. Niektóre instytucje czy firmy miały też voice print'a, ale do tego też miałem odpowiednie narzędzia. No i oczywiście sprawa bezpieczeństwa, pakujesz się na serv, zostają logi, w moim interesie było je wyczyścić, to zajmowało cenny czas, ale było niezbędne żeby mnie nie namierzyli. Jeśli robota zajmowała mi za dużo czasu, mogli mnie namierzyć, na szczęście inne pomocne narzędzie potrafiło określić jak daleko są. Co chcesz jeszcze wiedzieć?
Kasa? No, nie ukrywam, kasy było sporo. Wszędzie była kasa, za wszystkim stała kasa i wszystko kręciło się wokół kasy, jak w realu. Miałeś kaskę, miałeś wszystko, nie miałeś, byłeś nikim. Za kasę kupowałeś sprzęt, dodatkową pamięć, gateawaye, modemy, procki. Bez upgrade'owania kompa daleko nie zaszedłbyś, co raz lepsze programy żarły co raz więcej mocy proca, co raz większe pliki potrzebowały więcej pamięci.

To wszystko tak realne... Kurewsko realne. Dopiero później zorientowałem się, że to wcale nie jest gra... Nie miałem wyboru, a z drugiej strony dobrze, To Uplink wymyślił taki sprytny sposób werbowana młodych hackerów. Gra, zabawa, a tym razem naprawdę łączysz się z servem Uplinku, i zaczynasz dla nich pracować. Nie zostawiasz żadnych danych, istniejesz tylko jako pseudonim, ksywka, nick. Wszelkie dane były by dla nich kłopotliwe, na wypadek wpadki, śledztwa. W serwisie Uplinku dostaniesz oprogramowanie, hmmm, dostaniesz, dobre. Kupisz za ciężko zarobione pieniądze, zupgrade'ujesz sprzęt. A jednocześnie zarobisz kaskę realizując zlecenia z tablicy ogłoszeń. Ważną sprawą jest twój stopień. Uplink ma ranking ludzi, nadaje im stopnie, wiesz, jak w wojsku. Jeśli jesteś początkujący, żaden klient nie weźmie cię do rozwalenia serwera, jak jesteś dobry, możesz negocjować cenę. Ale jak się obijasz, to bez litości cię degradują i dostajesz mailowo naganę.

Jakie zlecenia? Co ty oczekujesz, że podam ci na talerzu nazwy firm? Zdziwił byś się jakbym ci powiedział kto wynajmował mnie do pracy, człowieku, te korporacje są na pierwszych stronach gazet. Różnych miałem klientów, różnych, wiesz, od prywatnych osób aż po światowe korporacje. Nazwisk, nazw nie usłyszysz, tajemnica zawodowa. Poza tym, często brałem zlecenia od dwóch konkurencyjnych firm i pracowałem na dwa fronty. Taki zawód. Zresztą, nie chcę o tym rozmawiać. Chwytałem się różnych zajęć, od zmiany danych w akademickich bazach, aż po włamy do kartotek kryminalnych i zmiany danych. Jak raz wpadłem, musiałem wymazać swoją kartotekę. Czasem miałem wykraść jakiś pliczek i podesłać mejlem do zleceniodawcy, Czasem, jeśli był zakodowany, musiałem użyć decryptera. Czasem wykraść i przewalić kilkudziesięcio gigabajtowy zbiór plików na serva zleceniodawcy. Rozwalałem wymyślne zabezpieczenia, unieruchamiałem monitory, firewalle, omijałem proxy. Niszczyłem ludziom życia, poprawiałem kartoteki, włamywałem się do banków, wywalałem serwery, kasowałem ważne dane. A czasem miałem szansę stanąć po przeciwnej stronie barykady, wytropić jakiegoś hackera który gdzieś tam narozrabiał. Taki zawód, nie ma skrupułów. Zresztą, każdy taki hacker to potencjalna konkurencja, nie?

Osz ty skurczybyku, próbowałeś mnie namierzyć? Bez takich sztuczek. Dobra, powiedziałem ci wszystko co chciałeś, konto znasz, sumkę znasz. Zapomnij że ze mną rozmawiałeś, nie masz co się trudzić z namierzaniem mnie, logów już nie ma. Ciekawe rzeczy trzymasz na dysku, nie ma co...

TAJEMNICZY NIEZNAJOMY