CIA - Karczma Pod Gupim Smokiem - Monstrum albo wiedźmina opisanie...
SS-NG #33 wakacje 2005
58






REDAKCJA
    Skąd się wzięli wiedźmini pytasz? Otóż tego nie wie nikt. Ale wiadomo, wszystko zaczęło się od takiego maga, heh, jak wszystko w tych czasach zresztą. Imienia nie wspomnę. Czemu się uśmiechasz? Wszystko, co złe od magów pochodzi powiadasz? Może, lecz wiedźmin sam w sobie złem nie jest. On ze złem walczy i ze złem walcząc umiera. Tak... Nie raz to słyszało się już, że jakiegoś mutanta wywlekli z jaskini w kawałkach. Ciężki fach mają wiedźmini.
Dzięki za piwo dobrodzieju. Więc jak mówiłem był czarodziej, sztuką ważenia eliksirów się parał, ba mistrzem był. Po lasach, jaskiniach ganiały takie upiory, że nazwy strach powtórzyć. Pamiętam tamte czasy. Pamiętam, że gdy komu przyszło wyjść z domu, tak bał się, że często z niego nie wychodził. Śmiejecie się panie? Mówicie, że pocieszne klechy rozgłaszam? Nie, to bajania nie są.



Dokładnie jak czarodziej zmutował pierwsze dziecko nie wiadomo. W planach wiedźmin miał być uzdolniony magicznie, miało mu nie robić różnicy czy dzień mamy, czy noc. On widział zawsze świetnie. Jak kot jaki. Dziwisz się? Ha tedy nie wiesz, jakie on cuda wyrabiał na dworach. Pamiętacie zapewne, jakem wczoraj opowiadał o pobycie wiedźmina na dworze. Nie? To opowiem, do sedna sprawy przechodząc od razu. Geralta, białym wilkiem zwanego, na dwór niejakiego Foltesta zaproszono. Ha, co tam się wyrabiało. Wicher był taki, że jeno oknami w chałupach tłukło. Nagle wszystkie świece pogasły. Szczury na środek komnaty wylazły. Służka króla w krzyk, bo przecie nie widziała co to. A co wiedźmin zrobił? Jak stał, a właściwie siedział, bo jadł akuratnie. Widelcem rzucił. Pisk było słychać tylko. Gdy świece zapalono, na środku komnaty stał widelec. Nie, nie przejęzyczyłem się. Stał, a pod nim szczur ukatrupiony. Odtąd wiedźmin na dworach nie jada.
Tak, rozgadałem się a tu w gardle zaschło. Ehh.... Wstrętne tu wino dają. Na czym to skończyłem? A dobrze mówisz, na planach. Heh patrz pan, na planach wszystko się w naszym świecie kończy.



Do wiedźmina wracając, ruchy miał mieć kocie, refleks znakomity i mieczem miał umieć robić. I potrafił to wszystko nasz mutant. Nie jednego mając osiem lat by położył z łatwością. Czy coś nie wyszło pytasz? Ta z magią kiepsko było. Dlatego wiedźminem go zwano. Choć widziałem raz, na gościńcu. Gdy przyszło, co, do czego potrafił tak fikuśnie łapy poskładać, że powtórzyć nie da rady. To znakami wiedźmińskimi zwą.
Tak było dobrodzieju. Ale to, że z magią mutant sobie nie radził, nie było jedyną wadą. Okazało się tedy, że wiedźmin uczuć został pozbawion. Nie patrz tak na mnie, bo aż wino się waży. Nie potrafił się cieszyć, nie płakał, nie zmartwiłby się nawet gdyby cię tu panie coś rozszarpało na części. Czarodziej stworzył potwora powiadasz? Nie potworem to on nie był, jak już mówiłem, z potworami to on walczył i walcząc umierał. Był jedynym, że się tak wyrażę człeko-podobnym, który choćby taką Szyszymore by daleko nie szukać utłuc potrafi.



Co dalej pytacie? Eksperymentów zaprzestano. Mutanta puszczono wolno. Świat został wiedźminami zalany. Nie, nie rozmnożyli się. Że co? Że eunuchy są pytasz się. Gdzie tam, w chędożeniu biegli niektórzy pono wielce. Tak ich te mutacje odmieniły, że chcący, czy niechcący bachorka po bożemu spłodzić nie może.
Potem jeden z tych cudaków założył szkołę Kaer Morhen, wilka czasem zwaną. Brał tam dzieci po lasach żyjące, samotne. U wiedźminów bachory dobrze miały. Dawano im jeść miały gdzie mieszkać. Nie pałętały się po ulicach, nie kradły. Czego wiedźmini uczyli dzieci? A czego oni mogli uczyć, Hę? Zabijać ich szkolili. Potem przerabiali poddawano ich mutacji, próbie traw. Na czym to polega, pytasz. Na naszprycowaniu eliksirami. Przeżyjesz, jesteś wiedźminem, nie, hmm... trudno. Przeżywa jeden na dwudziestu.



Ludziom nie za bardzo podobał się ten proceder. Kupą zaatakowali szkołę. Wiedźmini zarąbali wszystkich, a trupy upchnęli do wąwozu, obok szkoły. By przypadkiem, komu do głowy znowu podobny pomysł nie wpadł. Teraz tam jeno sterta piszczeli straszy. Czy jakieś inne szkoły gdzieś są? Ta. Podobno gdzieś na północ od Nilfgaardu, są jeszcze dwie kota i gryfa. Ale gdzie dokładnie nie wiadomo. Szkoły upadły, już parę lat wstecz. Jedyna, która się ostała to Wilka. Pono jeszcze tam wiedźmini żyją. Jednego to nawet spotkałem, Geralt się zwał.

Mało ludzi w gospodzie teraz. Czy piwa nie chcę? Nie, zaraz mus jechać dalej. Już świta. Chcesz żebym więcej o tym Geralcie opowiedział? To innym razem, jak mówiłem mus jechać. Bywaj.

LeeSter

CIA - Karczma Pod Gupim Smokiem - Monstrum albo wiedźmina opisanie...
SS-NG #33 wakacje 2005
58