CIA - Emu Farma - Przegląd gier na NES
SS-NG #32 Czerwiec 2005
82






REDAKCJA
    Oto kolejna porcja gier z kultowej konsoli NES, u nas znanej bardziej jako Pegasus. Zamieszczone tytuły zyskały sobie renomę jednych z najlepszych, warto więc jeszcze raz do nich wrócić.
THE PUNISHER

Frank Castle traci rodzinę w tragicznych okolicznościach – jego żona i dzieci giną zamordowani w parku. Frank – były policjant – zmienia się w mściciela („Punisher” to z ang. „karać”) i wychodzi na ulicę szukać zemsty. O tym bohaterze amerykańskich komiksów słyszeliśmy ostatnio dość dużo – min. dzięki nie najlepszemu filmowi i dobrej grze komputerowej – wcześniej zaś z salonów gier, gdzie Frank zebrał sobie rzesze fanów. Jeszcze wcześniej był NES i prawdziwa rewelacja.



Wszystkie shooter’y które pojawiały się na NES’a były zazwyczaj statyczne, zaś Castle mógł się przemieszczać – chociaż niezbyt frywolnie, ale to wystarczyło. Jego wrogowie nie mieli za to ograniczonych ruchów – chowali się za skrzyniami, w rzekach, skakali i robili przy tym wszystko, aby nas wyeliminować. Do naszego arsenału należał głównie pistolet i granat, resztę broni i apteczek zdobywaliśmy strzelając do pojawiających się czasami ikon. Do wyboru mamy trzy epizody –możemy zacząć od którego chcemy – na końcu każdego zaś czeka na nas boss. Zwracamy uwagę przede wszystkim na dynamikę rozgrywki – od razu przypomina nam się Virtua Cop. Gra się krótko, ale z zacięciem.

1943

Kiedyś takie gry kojarzono z symulatorami – choć mają z nimi mało wspólnego, to jednak 1943 (poprzednia część zwała się 1942) był zdecydowanym krokiem do przodu od kultowego Galaxiana. Dobrym pomysłem było osadzenie gry w realiach II wojny światowej, bo chociaż tak naprawdę tego na 8-bitowym sprzęcie nie widać, to jednak nutka sentymentalizmu w naszej głowie pobrzmiewa. To, co wyróżnia ją od setek innych prostych symulatorów na Nes’a to możliwość rozwoju – mamy swoje statystyki, które po kolejnych misjach możemy rozwijać. Specjalny atak w trakcie którego robimy „beczkę” niszczy wszystko co aktualnie znajduje się w polu widzenia.



Na trasie naszego lotu znajdujemy liczne bonusy łącznie z paliwem, które lubi nam się szybko skończyć. Gra jest bardzo dynamiczna – ciągle jesteśmy atakowani przez dziesiątki mniejszych i większych samolotów. Bardzo dobrym pomysłem jest zmiana pułapu lotu w czasie gry – odbywa się ona zwykle w końcowym momencie misji. Strzelamy w tedy nie tylko do latającego wroga, ale i do niszczycieli i innych okrętów. Ogólnie gra przypomina znany tytuł wśród strzelanek Aero Fighter. Polecam.
MIGHT FINAL FIGHT

Jak Capcom robi grę, to można być pewnym, że na dobrym poziomie. Jeżeli jeszcze będzie to chodzona bijatyka – no, już nam paluszki biegają po stole z niecierpliwości. Pamiętacie arcade’owy Final Fight? Prawdziwe cudo, prawda? Konwersja na 8 bitową maszynkę daleko ma do starszego braciszka, ale i tak jest naprawdę dobrze – praktycznie nie ma sobie równych na swej platformie. Krótki informator dla tych, których ominęła przyjemność grania w ten tytuł: Final Fight w tym wydaniu to nic innego jak nawalanka z widokiem z boku na swoją postać, która porusza się w prawą stronę.



Akcja toczy się w Metro City, zanim jednak wyjdziemy na ulicę siać postrach wśród miejscowych szumowin, wybieramy postać – a jest ich trzy: Cody ( typowy uliczny wojownik – dobrej postury i z niezłymi prawymi sierpowymi) Guy ( taki amerykański ninja: bardzo szybki, ale niezbyt żywotny) i Haggar ( odpowiednik Pudzianowskiego, potężne ciosy i żywotność, lecz słaba zwinność). Jak widzimy wybór jest w miarę urozmaicony – o wiele lepiej jednak prezentują się przeciwnicy – na każdym poziomie poznamy przynajmniej jednego nowego, nie licząc bossów. Naprawdę warto zagrać – przyjemna dla ucha muzyka, grafika jeszcze do zniesienia i miód – tak samo gęsty i słodki. Mniam.



NEW GHOST BASTERS

Szukałem w emulacjach tego tytułu – znalazłem dwa inne z tej serii, ale to nie było to. Prawdę mówiąc po latach zacząłem się zastanawiać, czy ta gra istnieje – czy nie jest przypadkiem wynikiem mojej urojonej dziecięcej wyobraźni, gdyż odkąd ostatni raz odpaliłem ją na moim starym dobrym „Pegasusie” minęło dobre 9 lat. Szczęście jednak się do mnie uśmiechnęło i pogromcy duchów trafili w me ręce. Nie będzie to grzechem, jeśli śmiem stwierdzić iż jest to najlepsze wydanie gry z wszystkich platform na podstawie tego filmu.



Do naszej dyspozycji zostają oddani wszyscy najważniejsi bohaterowie filmu – Ray, Winston, Egon, Peter i Louis. Do misji wybieramy sobie dwóch pogromców. Jeden wystrzeliwuje ładunek oszałamiający, drugi wysuwa pułapkę – tak jak widzieliśmy to na filmach. Pomimo upływu lat (dokładnie 16!) bez większych problemów rozpoznajemy lokacje z dużego ekranu. Zabawa jest przednia – sterowanie wygodne, zaś akcja dynamiczna. Gra przyciąga naszą uwagę jeszcze dziś – nie pomylcie jej jednak z innymi tytułami związanymi z Ghost Basters, bo możecie się srodze zawieść.

CHIP AND DALE: RESCUE RANGERS

Pamiętacie drużynę RR? Każdy, kto wychował się w tamtych czasach – gdy nie było jeszcze Pepsi w 2L butelkach, markowych Chipsów i Pokemonów, pamięta tę paczkę, a zwłaszcza te dwie wiewiórki. Możemy wybrać pomiędzy dwoma tytułowymi bohaterami, potem ruszamy w świat. Gra jest bardzo urozmaicona: nie straciła wiele ze swojego uroku – wciąż pobrzmiewa w głośnikach ten sam motyw przewodni co w serialu.



Wiewiórki jak dawniej potrafią rzucać różnymi przedmiotami – skrzyniami, jabłkami czy wazonami. Znów trzeba kombinować jak wykończyć bossów, tyle że teraz idzie nam łatwiej – mamy doświadczenie i zapis stanu gry w emulatorze. Czasami pomaga nam zaprzyjaźniona mucha, a raczej taki śmieszny „bzyczek” niszczący wszystko, co spotka na swej drodze. Metalowe psy, wściekłe szczury, skakanie po platformach i drzewach, i najważniejsze – zabawa we dwójkę... ech, dziś już takich gier nie robią. Prawdę mówiąc, nam graczom stała się wielka krzywda – z wszystkich wieczorynek i tak najlepsze były gumisie, a na żadnej platformie ich nie widać.
CIA - Emu Farma - Przegląd gier na NES
SS-NG #32 Czerwiec 2005
82