CIA - Emu Farma - Przegląd gier na N64
SS-NG #32 Czerwiec 2005
81






REDAKCJA
    Nintendo 64 – niegdyś wielkie oczekiwania i niemniejszy szok dla wszystkich tych, którzy oczekiwali nowej konsoli bez emocji. Przedstawiam wam dwie gry o których nie sposób było swojego czasu nie usłyszeć (Tony Hawk zresztą dalej rozwija skrzydła), a obojętne przejście obok groziło banicją i karą dożywotniego przydomku „Ślepy burak”.
TONY HAWK PRO SKATER

Nintendo 64 to raczej prawdziwe zbiegowisko patformówek i zazwyczaj prostych w swej koncepcji gier przygodowych czy RPG – przynajmniej pod tym kątem była w swych dawnych czasach sukcesu promowana. Nie dziwi więc utarcie w mózgownicach graczy właśnie takiego wyobrażenia o tej konsoli – „N64? To zagrajmy w Mario 64”. Oczywiście pojawiały się produkty, w mniejszy lub większy sposób, utożsamiające się z światem rzeczywistym, daleko im jednak było do ideału zarówno pod względem podstawowych założeń, jak i strony graficznej. Realizm, zachowanie praw fizyki, foto-realistyczna grafika – te pojęcia rzadko znajdowały miejsce na 64 bitowym sprzęcie. Miłym zaskoczeniem stał się więc fakt pojawienia się serii Tony Hawk Pro Skater, słynnego tworu na PlayStation, jakże innej platformy od N64. Zabawa jest banalnie prosta i każdemu graczowi - bez względu na wiek, płeć czy przekonania religijne – znana. Jako Tony (albo inny wybrany przez nas skater) wskakujemy na deskę i szalejemy w różnych miastach bądź arenach, robiąc wszystko, aby uzyskać odpowiednią ilość punktów otwierającą kolejne plansze.



Oprócz robienia znakomitych tricków trzeba nam też wykonać liczne zadania – zazwyczaj jest to np. zebranie porozrzucanych na planszy literek układających się w słowo „Skate”. W wypadku takich zmagań naszym głównym przeciwnikiem jest nieubłagany czas, siłą rzeczy więc z każdą planszą musimy obyć się jak najdłużej, aby uzyskać odpowiednie doświadczenie. Na początku może się wydawać ciężko, jednak już po piętnastu minutach kojarzymy kombinacje tricków i zabawa staje się coraz lepsza – z areny na arenę chcemy coraz więcej ramp, skoczni i wyzwań. Jeżeli chodzi o realne oddanie śmigania na desce to jak na trzon serii – i to już bardzo stary – sprawa wygląda dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze. Zdarzają się oczywiście mankamenty, ale przy tak dynamicznej jeździe nie zwracamy na nie większej uwagi. Grafika jeszcze nie woła o pomstę do nieba, zaś niejeden kultowy produkt z N64 mógłby się przy niej schować. Gorzej troszkę z muzyką, gdyż z powodu małej pojemności cartdidży nie można było przenieść wszystkich utworów z psx’owej wersji. Utwory są jednak w bardzo dobrej jakości, czego nie mogliśmy być pewni po wcześniejszych produkcjach na ten sprzęt. Do gry zachęcam nowicjuszy jak i tych, którym sen z powiek spędzają najnowsze odsłony serii – dobra zabawa z Hawk’em zawsze gwarantowana.

Producent: Activision
Data wydania: 1999/2000
Ocena: 9
BANJO-KAZOOIE

Gatunek gier platformowych jest jednym z najstarszych, najbardziej powszechnych i znanych w dziejach rozrywki elektronicznej. Z chwilą powstania konsol generujących grafikę w pełni trójwymiarową pojawiły się szepty o rychłej śmierci platformówek w 2D. Tak też się (teoretycznie) stało, jednak zamiast gryźć piach - ewoluowały - zaś w nową generację weszły nie za rączkę i po ciemku, lecz z pełnym impetem, napędzanym przez takie produkcje jak Mario 64, Gex 3, Croc czy Crash Bandicoot, zaś Banjo-kazooie jest właśnie jedną z nich. Fabuła jest jak zwykle lekkostrawna: naszym bohaterem jest niedźwiadek Banjo. Mieszka w małej drewnianej chatce, zaś jego ulubioną czynnością jest wylegiwanie się na pryczy. Zawiązanie akcji następuje właśnie w momencie, gdy przeciąga się jeszcze w łóżku. Zaraz pod jego chatką zostaje porwana jego siostrzyczka, zaś sprawczynią uprowadzenia jest zła wiedźma mieszkająca w jaskini na szczycie góry. Naszym zadaniem jest oczywiście (po wstaniu z łóżka, co nie jest takie proste jak by się mogło wydawać) odnalezienie ukochanej siostrzyczki i pokonanie wiedźmy. Pomoże nam w tym tytułowy kompan Kazooie, pseudo-struś którego Banjo zawsze nosi w plecaku. Jednym z ważniejszych aktorów drugoplanowych jest kret, wyłaniający się od czasu do czasu z widocznych na ziemi kopców. Udziela nam użytecznych uwag i wskazówek, na początku zaś przeprowadza przez trening. Tak wygląda pokrótce historia – trzeba jeszcze dodać iż gra zawiera wiele humorystycznych dialogów i wydarzeń umilających zabawę.



Grafika jest bardzo ładna, nawet jak na prawie dziewięcioletniego staruszka jakim jest N64 – naszą uwagę zwraca przede wszystkim wielkość świata w którym przyjdzie nam błądzić, a jest nim 15 olbrzymich leveli. Największą frajdę sprawia nam jednak sama rozgrywka: wszystkie ruchy i działania jakie możemy wykonać niedźwiedziem znamy już chociażby z bliźniaczo podobnego Mario 64, tutaj jednak są one wzbogacone o... strusia w plecaku – naszego kompana w doli i niedoli. To właśnie on wykonuje najważniejsze ciosy, udziela swych skrzydeł podczas krótkich lotów czy podwodnych eskapad, a czasami nosi na plecach ratując z większych opresji. Z pomocą szamana zamienimy się w jakiegoś przydatnego gada, np. aligatora, co bardzo urozmaica rozgrywkę. Szybko przywiązujemy się do głównych bohaterów, niejednokrotnie przypominających filmowe postacie (Banjo to po troszku taki Shrek z skrzydlatym osłem na plecach). Nie można wiele wymagać od oprawy dźwiękowej – w końcu cartrige to nie CD, ale i tak muzyki słucha się przyjemnie, zaś sam dźwięk wypada całkiem fachowo. Do ruszenia śladami niedźwiadka zapraszam wszystkich fanów (małych i tych troszkę większych) dobrej zabawy, humoru i akcji – czyli tego, co misie lubią najbardziej.

Producent : Rare
Data wydania: 1998
Ocena: 8
CIA - Emu Farma - Przegląd gier na N64
SS-NG #32 Czerwiec 2005
81