KPWZ - Felieton - VERSUS
SS-NG #31 Maj 2005






gnz
    Kiedy zaczynała kiełkować w mojej głowie myśl o wróceniu do sierotki versusa aż roiło mi się od pomysłów. Mogłem w jednej chwili wykoncypować kilka ciekawych tematów, które nie zahaczałyby zbytnio o banał. Zabrałem się do pracy i tchnęła mnie twórcza niemoc. „Zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma.”, słowa z piosenki Kalibra 44 wcale mi nie pomogły. Pierwszy felieton po wznowieniu sam uznałem za średni, ale doszedłem do budującego wniosku, że to codzienne obowiązki nie pozwalały mi doszlifować jego treści. Czasem żałuję, że nie jestem takim Blizzard Entertainment czy Lionhead Studios i po prostu nie przesuwam premiery na „będzie, kiedy zrobię”.
Drugi tekst był lepszy, ale zauważam jego schematyczność. Miesiąc temu napisałem artykulik związany z MGS`em, a w numerze majowym miałem zająć się pewnym interesującym przetasowaniem na światowej giełdzie producentów gier. Śmierć Papieża, która dotknęła mnie niespodziewanie dla mnie samego osobiście i z opinią o której nie chciałbym wybiegać poza to zdanie, spowodowała ten versus, który będzie swoistym chilloutem wśród felietonów. Nie zawrę na bieżącej stronie humoru, który zwykle okazuje się nieudolny. Bo szanuję czytelników, którzy mimo kawalkady hitów na poprzednich stronach SS-NG postanowili się wzbogacić umysłowo, a przy tym być może podzielić moje zdanie. Pojechałem po sobie, to teraz mogę po innych, startujemy.


  Postal 2

Cyklicznie w mediach pojawiają się reportaże, artykuły i inne przejawy dziennikarskiego rzemiosła traktujące o grach komputerowych. Nie zaprzeczycie stwierdzeniu, że w Polsce (a o sytuacji w naszym kraju będę pisał) opinię społeczeństwa kształtują największe dzienniki. Ton takich felietonów w zatrważającej większości jest skrajny i krytykuje tą najnowszą gałąź rozrywki. Najczęściej podawany argument to brutalność wielu produkcji. Trudno się z tym summa summarum nie zgodzić, ale przykłady, które przytaczają redaktorzy (choć redaktorki na tym polu też wykazują dużo większą inicjatywę niż w innych dziedzinach życia) są – subtelnie mówiąc – nieadekwatne to tematu. Ostatnio to się trochę zmienia, ale to nie zasługa lepszego zorientowania w temacie dziennikarzy, a raczej z faktu wszechobecnej przemocy w wielu grach. Nie potrzeba Pulitzera, żeby obrzydzić się MANHUNTEM (naprawdę nie mam pojęcia, jak można w to grać przy pełnym żołądku, a z dobranocek już wyrosłem jakiś czas temu) czy POSTALEM 2, gdzie misja w kościele – paradoksalnie – woła o pomstę do Nieba. Ulubioną pozycją w reportażach jest PLANESCAPE: TORMENT, który naprawdę jest istną mordownią i bezsensowną młócką mogącą spowodować nieodwracalne zmiany w psychice. I inne takie. Aby lepiej pokazać ludziom ogrom zniszczeń, jakie powodują gry najczęściej oglądamy małe dzieci pocinające w QUAKE`a lub innego, jeszcze bardziej krwistego FPS`a. Ta swoista propaganda obejmuje też przypadki zakupienia brutalnych gier przez maluchów, tylko, że zwraca się wtedy uwagę na winę dystrybutorów lub - to już kompletna bajka – producentów. Dziennikarze niechętnie sięgają do źródła, jakim jest zwyczajna (może i dziś to ewenement, nie wiem, bo nie jestem rodzicem) troska opiekunów nad spędzaniem przez pociechę wolnego czasu. Szkoda, że o tym się zapomina. Osobiście jestem jednak wrogiem zabraniania dziecku powyżej 10-12 grania w cokolwiek, ale młodsze pokolenia wymagają czujnego oka rodziców. Z tego, co wywnioskowałem taka postawa dziennikarzy jest spowodowana chęcią rozgłosu i pokazania swoich porów oraz zmarszczek w telewizji. Przy okazji reportażu o grach jest na to o wiele większa szansa, niż w przypadku mówienia o zaniku podstawowych więzi w dzisiejszym społeczeństwie i degradacji podstawowej społecznej komórki, jaką jest rodzina.

Gdyby kompetencja czwartej władzy (choć na co dzień odnoszę wrażenie, że media wiodą prymat w tej dziedzinie) była odrobinę wyższa to naprawdę mogliby ponarzekać na gry komputerowe (na razie nie wiedzą o konsolach) i – co najciekawsze – mieć rację.


  Manhunt

Wielkich zdolności umysłowych to nie wymaga, bo widać, że dzisiejsze gry to produkcja masowa, jeszcze gorsza od tej serwowanej w kinach. Uniknę tu popularnych od kilku lat argumentów, że kiedyś to był istny raj na ziemi, a teraz mamy małe piekiełko. To nieprawda, dzisiejsze gry to nieprawdopodobny rozmach i moc techniki. Potentaci pokroju EA czy UBISOFT zrobili ze swoich gier konsumpcyjną pożywkę dla tłumów. Trudno się im dziwić, bo mamy wolny rynek i inne atrybuty demokracji, które same w sobie są świetnymi rozwiązaniami. Dzięki nim gry docierają do wielu, nawet egzotycznych, miejsc na kuli ziemskiej, a przez to mogą się cały czas rozwijać i wkraczać na nowe, żyzne tereny wartościowe dla graczy. Tak się niestety nie dzieje. Żyjemy w erze growego średniowiecza. Wypuszczane produkty to chamski product placement (czyli reklamy zawarte wewnątrz gry, mam na takie praktyki alergie), żeby wspomnieć tylko SPLINTER CELL: CHAOS THEORY czy PIKMIN 2. Coraz częściej warstwa fabularna nie jest celowo pomijana, jak bywało dawniej jeżeli nie miało się czegoś ciekawego do przekazania, ona jest na siłę dorabiana do każdego wydawnictwa i rzekomo ma podnosić jego poziom merytoryczny, podczas gdy budzi niesmak. Nie wiem czy czujecie podobnie, ale ja mam niejasne odczucia, gdy przed premierą wspomnianego CHAOS THEORY zapowiedziano czwartą część. Tak bezlitosne nabijanie kasy na graczach nie jest zdrową oznaką. Tylu sequeli ile mamy w grach, nie produkuje kino, które z tego słynęło. Gry się rozwinęły technicznie, ale wartość poznawcza drastycznie zmalała i to nie może nas cieszyć. Tym bardziej powinny nas cieszyć produkcje nie nastawione na szybki zysk, oferujące ambitniejszą zabawę i mające coś do przekazania. Niestety, poczynając od BEYOND GOOD & EVIL przez ICO, a na PRINCE OF PERSIA: SANDS OF TIME kończąc widać, iż świat odzwyczaił się od tego typu spędzania wolnego czasu. Wyniki sprzedaży były wysoce niezadowalające, a przecież mamy tak wielu krytyków prymitywnych zasad rządzących innymi grami. Trzeba się poważnie zastanowić nad przyczyną takiego stanu rzeczy, bo nie robiąc nic będziemy dalej brnąć w terytoria zajęte przez znane marki i niekoniecznie ambitne zabawy.

Odpowiedź na to nie jest ani prosta, ani klarowna, ani przyjemna. Wina jest głównie po naszej stronie. Tak, tak, to my bezpośrednio kształtujemy rynek poprzez kupowanie produktów. Widocznie jesteśmy już tak ogłupieni telewizją i grami innymi od wyżej wymienionych, że podświadomie zaczynamy unikać wymagającej zabawy. Zjawisko jest zatrważające, ale niestety nie dotyczy ono jedynie sektora gier. To powszechna cecha dzisiejszych społeczeństw i świat już dawno zaczął się upraszczać. Nie można demonizować gier stricte zręcznościowych (sam jestem fanem NBA STREET V3 czy SSX 3), ale następnym razem zanim na coś ponarzekamy, zacznijmy naprawę tego stanu rzeczy od siebie.
KPWZ - Felieton - VERSUS
SS-NG #31 Maj 2005