Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   58
                   

Zdzisław "TopGun" Borawski


Ostatnio złożyło się kilka spraw, tak, że ogarnęła mnie refleksja nad pisemkami o grach komputerowych. Pierwszą była dyskusja nt. SS na łamach forum SS-NG. Druga następującą nieco później była eksmisja z mojego starego pokoju u rodziny. Brat uznał, że moje stare modele mogły by powędrować do mieszkania gdzie gnieżdżę się obecnie. Razem z modelami powędrowały archiwalne numery ś.p. Gamblera, SS-a oraz pojedyncze sztuki TS-a w których się od kilku dni pławię.



    Pierwsza sprawa jaka przyszła mi do głowy, to to, że pisemka komputerowe z tego pionierskiego okresu były swego rodzaju olbrzymami na glinianych nogach ówczesnego boomu w tej dziedzinie. Zapytacie się czemu wtedy był boom. W Polsce odzywaliśmy po zmianie ustroju z jedynie słusznego na inny jedynie słuszny, kochany rząd (nie zależnie od opcji barwnej) jeszcze nie dopracował metod podcinania skrzydeł działalności prywatnej (teraz ma już dużo lepsze metody, ale nie o tym miało być – obiecałem sobie, że będę pisał o pisemkach a nie wylewał żale i frustracji młodego polskiego przedsiębiorcy prywatnego noszącego co miesiąc haracz na rzecz..... no właśnie tego miało nie być).
    Jednak nie tylko w Polsce był to okres szczególny. Gry robiono z nieco większym rozmachem. I bynajmniej nie jest to czcza gadanina starego dziadka za lat młodości którego itd. itp.. Przykładem może być np. Wing Commander o numerach 3 oraz 4-ry. Do tych gier nakręcono całiem dlugi film fabularny. 3-jak była dostarczana na 4-rech płytkach CD z czego tylko około 40 MB każdej z nich było symulatorem. Reszta to film z dobrymi aktorami. (Mark Hamil, Malcolm McDowell i inni). Zresztą nawet na opakowaniu do WC3 był napis „Interactive Movie”. Co więcej na podstawie tej gry nakręcono film który trafił do kin. Co prawda film był mierny i zupełnie miał klimatu gry, ale to już inna bajka.
    Jeśli już przy filmach jesteśmy to wato było by wspomnieć o Mortal Kombat. To chyba jest najlepszy film jaki powstał z inspiracji gry komputerowej. Co prawda kolejne części nie były w stanie osiągnąć tego poziomu, ale tak czy inaczej MKI się oglądało nawet jeśli nie było się fanem gry o czym może zaświadczyć niżej podpisany.
    Z tamtych czasów pochodzą również inne wykwity współpracy przemysłu growego i filmowego jak Street Fighter czy film o braciach Mario.
   Jedynym zasadniczo elementem jaki ostał się z tamtych czasów to kolejne filmy z Larą Joli.... Ups miała być Angelina Kroft... (ech ta demencja starcza). Ale one od pewnego czasu żyją własnym życiem, całkiem od gry oddalone.
   I tylko gwoli wyjaśnienia, podejrzewam, że budżety niektórych obecnych gier na pewno przewyższają te dzięki którym powstały powyższe przykłady. Tak więc rozmach pewnie jest ten sam, ale chyba mniej w tym trochę fantazji.
   Były to ciągle czasy pionierskie, w inny sposób niż te w których główną rolę pionierów pełnili autorzy PC-MANa i innych podobnych.
    Autorzy zachłystywali się porostu pojawiającym się na każdym kroku nowymi perspektywami, wypływającymi z niesamowitego skoku technologicznego jaki odbywał się na naszych oczach. Prawda, teraz też świat nie stoi w miejscu, ale żeby nie być gołosłownym. Dawniej recenzja symulatora zawierała akapit w którym recenzent omawiał, rodzaj tworzenia grafiki. Czy jest to wektorówka, cieniowana wektorówka, cieniowana w inny sposób i czy pokryta teksturami. Teraz zasadniczo teki akapit zmniejszył do stwierdzenia, że liczba wielokątów zwiększyła się po raz kolejny o ileś tam tysięcy a rozdzielczość tekstur o tyle a tyle. Albo wspominało się, czy gra obsługuje GUS-a albo tzw „Wave Tabla”.
    Kolejny element jaki wtedy powstał na fali postępu i jakoś zmarł śmiercią naturalną były hełmy VR. Nie wiem czy teraz ktokolwiek jeszcze cos takiego produkuje, ale wtedy wierzyliśmy, że już za rok dwa trafią one pod każda strzechę. Jak widać, tak się nie stało.
    To były też czasy, że już po pierwszym spojrzeniu rozpoznawało się charakterystyczny dla danego producenta sposób prezentacji świata. Na pierwszy rzut oka było wiadomo, na jakim silniku powstała dana gra. teraz odnoszę wrażenie, wszystkie one wyglądają tak samo.
    W sumie, może to i lepiej, Dążą one do ukazania świata rzeczywistego. Jak się nożna domyślać dążą do tego celu znajdującego się w nieskończoności (zupełnie jak funkcja kwadratowa, która jest coraz bliżej celu lecz nigdy tam nie dociera – choć być może gry i komputery dokonają tego skoku) im bliżej jego są tym mniejsze między nimi różnice.
    Ale znowu odbiegłem od tematu. Jak widać w dziedzinie gier komputerowych bulgotało wtedy jak w kotle. Choć już wtedy wielu twierdziło, że gry są juz wtórne i nie wnoszą nic nowego gdyż są głównie sequelami wzbogaconymi o filmiki na CD. Pewnie za kilka lat również ktoś inny będzie pisał, że w 2004 to dopiero się gotowało w tych grach komputerowych. Będzie tak pisał bo, taka jest kolej rzeczy, że jak się człowiek intensywnie rozwija to odbiera świat inaczej, niż będzie to robił z pewnym bagażem doświadczeń. Efektem tego są teksty: „za mojej młodości”, które zawsze były , są i będą. Więc trzymajmy się tej konwencji i nie przeciwstawiajmy się przywilejom wieku (poczułem się stary i zmęczony). Teraz jak obserwuję to sobie z boku mamy raczej do czynienia z rozwojem bardziej statycznym i zorganizowanym. Idą w to takie pieniądze, że nikt nie zamierza specjalnie ryzykować więc takich nagłych wykwitów nie ma. A nawet jeśli ktoś chciałby zaryzykować i zrobić coś naprawdę awangardowego to decydenci pieniędzy nie dadzą i koniec. Rynek jest teraz tak zapchany, że nikt nie będzie przed szereg wyskakiwał.
    No ale miało być o grach. W owym czasie na polskim rynku nie było jeszcze wielkich koncernów prasowych, które de facto w chwili obecnej kontrolują zdecydowaną większość rynku prasy związanej z grami komputerowymi (Bauer i Axel). Były za to wydawnictwa o zasięgu krajowym (większości już nie ma, albo są wykupione i podległe zagranicznym właścicielom).
   Robiło się te pisemka trochę na wariata myślę. Zresztą były to czasy, kiedy zachłystywaliśmy się możliwościami. Prawie wszytko czego się dotknęło kilku pasjonatów z pomysłem było się w stanie utrzymać i zarobić na siebie. W związku z tym znajdowali się chętni na wyłożenie pieniędzy na ten interes. Byle by to coś było związane z komputerami, rozrywką, nowościami. Tą metodą wyrastały całe, duże jak na owe czasy, wydawnictwa zajmujące się praktycznie tylko komputerami. Choć by Lupus mający w onym czasie około 8-miu pisemek. ProScript również wydawał nie tylko SS-a przez pewien czas. Rynek chłoną praktycznie wszytko ci się na nim znalazło (dotyczyło to prawie wszystkich dziedzin życia). Redaktor pisemka to był gość (ja sam z tego nieźle żyłem , mimo, że nie byłem żadnym stachanowcem pod względem ilości pisanych tekstów a moje bazgranie przypadało na końcówkę tego okresu). Na początku redakcje potrafiły wysyłać całe stadko pismaków na ETCS, a w kraju, to człowiek miał obolałe ręce od podpisywania własnych artykułów. Ba zdarzały się nawet udane szturmy czytelników na stoiska gazetek (wybaczcie ale dziury w pamięci nie pozwalają mi na 100% stwierdzić którego magazynu to było stoisko wiec nie będę strzelał). Potem jak to zwykle bywa zrobiło się pod górkę. Skończył się entuzjazm i zaczęła swego rodzaju weryfikacja.
    Tym boleśniejsza, że na rynku była cała masa pisemek o podobnej tematyce i nagle zrobiło się bardo ciasno, bo czytelnik nie był w stanie kupić wszystkiego, i musiał zacząć dokonywać wyborów. Gazetki to odczuły i to bardzo. Choć by dlatego, że skończył się hulaszczy tryb życia, wycieczki na targi za granicę (w tzw moich czasach relacje przygotowane były w oparciu o materiały przewiezione przez zaprzyjaźnionych dystrybutorów). Zaczęło się zaciskanie pasa, wierszówki zaczęły zostawać w tyle za inflacją (a ponoć gdzieniegdzie nawet się zmniejszyły). To nie były jedyne objawy. Jeśli chce ktoś dowodów namacalnych niech poczyta relacje z kolejnych edycji Gambleriady. Ostanie miały się do wcześniejszych jak pięść do nosa. Coraz mniejsze i biedniejsze. Ba w pewnym momencie całkiem zniknęły i zdaje się, że w tej chwili nie ma zadanych regularnych targów gier komputerowych w naszym kraju.
    Jak pisałem gazetki były kolosami na glinianych nogach. I obrazowo rzecz ujmując, rzeka kryzysu je podmyła. Sam zresztą doświadczyłem tego na sobie, kiedy to jeszcze w ostatnich latach zanim padła stara konstrukcja parałem się prowadzeniem serwisów internetowych poświeconych graniu online. Jeszcze początek tej działalności był optymistyczny. Tenbit nawet zastanawiał się nad emitowanym na żywo w TVN finałem turnieju WarBirds i finansowaniem hoteli dla zawodników. W internecie tendencja zwyżkowa utrzymała się chwilkę dłużej. Jednak i tutaj kryzys dał się we znaki. Obcinanie funduszy dotknęło w pierwszym, rzędzie właśnie serwerów z mniej masowymi grami.
    I uwaga właśnie w tym momencie na rynku gazetek wydążyło się coś bardzo ale to bardzo ciekawego. Coś czego tylko najstarsi górale mogli się spodziewać. Albo może nie tylko oni. Spodziewali się tego kolejni inwestorzy na rynku gazetek. Bo właśnie w tym okresie końcowym ,kiedy to kryzys zaczynał szaleć na rynku pojawiły się nowe pisma. Rzucę nawet tytułami. Play wydawany przez Axela Springera gdzie schronił się między innymi Martinez i Alex oraz Click! który w początkowym swym okresie był gazetką zupełnie inna niż obecnie, a doprowadzony do obecnej postaci został przez Żabę (czyli inaczej Froggera) już po upadku SS-a. I zdawało by się, że te nowe twory, jak że różne od starych i poważnych pisemek padną jak muchy, a jedyne co przetrwa to coś z starej gwardii. Stało się jednak inaczej. Przetrwały te pisemka które bądź powstawały od zera bądź przeszły bardzo poważną rewolucję i zmieniły swój kształt.
    Było to wynikiem różnorakich czynników. Z jednej strony do akcji weszło dwu nowych potężnych graczy, (Axel, Bauer) którzy do tej pory zadowalali się wojną na rynku pisemek dla nastolatków (Bravo vs. Popkorn – to jednak nie wysrczało i postanowili wpompować kasę w inne dzedziny), z drugiej do tych wydawnictw trafiło trochę ludzi z starej gwardii. Na początek cała reszta patrzyła na te nowe wykwity z pogardą i obrzydzeniem. Potem reszta zaczęła padać jak muchy i a redaktoży częściowo zasilać szeregi nowych pisemek. A tam już czekał na nich zupełnie inny styl pracy, inna ideologia oraz zastępy badaczy runku wiedzących co się sprzeda a co nie. I teraz można podejść do tematu w dwójnasób. Ewolucyjnie: przyszli silniejsi gracze, wybrali chcących się przystosować z starych drużyn i zmietli resztki starego. (taki los spotkał np. Neandertalczykow, część się przystosowała i przekazała kolejnym pokoleniom choć odrobinę swoich genów, a reszta wymarła).
    Z drugiej jednak strony raz i chyba na zawsze skończyło się kreowanie czytelnika przez pismo. Zjawisko to, mające miejsce w pierwszych latach rozwoju, do okresu kryzysowego objawiało się silnymi podziałami na czytelników pisemka A i B którzy toczyli miedzy sobą wojny. I to tak naprawdę czytelnicy przychodzili do pisma jak do zdroju dającego wiedzę o grach, starali się pojąc wyższe idee wyrażane przez redaktorów, którzy jawili się zgoła nadludźmi Teraz jest na odwrót, pisma robią wszytko aby się przypodobać. Tak czy inaczej pismo wzbudzało ogromne emocje, nir tylko swą treścią ale i samym istnieniem. Zdaję się ze jedynym reliktem tego jest ciągłe opluwanie CD Action, tylko że teraz jest to opluwanie dla zasady (w rubryce listy ciągle się tam przewijają teksty o tym ze CDA jest szmatławe, a to oznacza, że komuś chce się je obsobaczyć, że wywołuje ono jakieś emocje) a nie dla tego ze inni są ponoć lepsi – swoją droga CD – Action to też temat ciekawy, bo pismo stare, wiekowe, przeszło niejedną burzę, zapoczątkowało całkiem po cichu nowe trendy (bo wszyscy na nie pluli a po pewnym czasie reszta tez próbowała się ratować płytkami CD wzorem wzmiankowanej gazetki) i nadal istniejące – czyżby zagubione ogniowo które utrzymało się przy życiu. Na ten temat jednak pisać nie będę bo nigdy z pismem tym do czynienia specjalnie nie miałem.
    Ta kreacja czytelnika też chyba była znakiem czasów. Bo czy teraz powtarza się fenomen Republiki i pasiastych znaczków? Chyba zmieniły się potrzeby rynku.
    I tu chyba dochodzimy powoli do sedna. Czasy z przed ostatniego kryzysu były kipiącym żywiołem, odkrywaniem wolności i możliwości kształtowania świata naokoło siebie. Był on właśnie wyrwany z poprzedniej formy a więc podatny i łatwy do zmieniania. Wygrywały w nim pisma będące efektem fascynacji, zaczynające się od idei. Teraz rzeczywistość się ustaliła, nie daje się jej naginać tak prosto. Kryzys nauczył ostrożności, planowania i nie pchania się na żywioł (koniec kosynierów). Teraz wszytko ma swój początek i koniec w twardych liczbach, statystykach i badaniach rynku ( tak w sumie być powinno chyba).
    Stare pisemka najprawdopodobniej musiały upaść, jako twory zakorzenione w innych realiach. Które rozwijały się, żywiołowo w środowisku przyjaznym i pozwalającym na eksperymentowanie. W momencie zamiany realiów były już zbyt skostniałe, aby walczyć (a właściwie dostosowywać się do) „z nowym”. Zresztą znamienne jest to, że większość gazetek przed swoją śmiercią przechodziła rewolucję (A ta jak wiadomo zjada własne dzieci). Zmiany jednak były zawsze zbyt małe, żeby pozyskać nowe pokolenia graczy (bo o ich to właśnie, a właściwie ich rodziców pieniądze toczyła się gra) i jednocześnie na tyle duże aby starszemu pokoleniu pomóc zerwać z nałogiem.
    Na koniec został ostani aspekt. Zmienili się czytelnicy. Właściwie nie tyle się zmienili co przekształcili w oglądaczy. Głównym medium przekazu stał się screen a nie tekst redaktora. Jak ktoś nie wierzy niech zajrzy do starych pisemek. Obrazki wielkości znaczka pocztowego, mala czcionka i zero wolnej przestrzeni. Ech można to nawet liczbą poprzeć. Kiedyś, jak zaczynałem pisać, na tzw kolumnie (jedna strona) mieściło się 5000 znaków ze spacjami (Gambler). W schyłkowym okresie SS-a na kolumnie było juz około 3000 znaków a i tak marudzili, że za dużo. Na koniec liczba ta spadła nawet do 2000-2500 znaków (zdaje się ze dotyczyło to reanimowanego TS-a). Przyczyna. Nowe pokolenie graczy nie chciało już czytać, wolało podglądać. I tak nastał koniec tej ery.
    No starczy tego smęcenia. Idę poczytać stare numery. Chyba gdzieś jeszcze jest kilka felietonów De.Stroyera czy inszego Randala w Gamblerze do przeczytania. Albo i może jakieś stare Bergery w SS-sie. Stary już jestem nie ma co.
   Wybaczcie, ale stary redaktor musi na koniec sobie poszaleć jak za dawnych dobrych lata. Tak więc:
   Do zobaczenia moi mili, zegna się z wami odlatujący z obowiązkowym w takich wypadkach hukiem dopalacza Su-27 emerytowany redaktor Gen.TopGun (który za zakrętem wyłącza dopalacze i dalej spokojnie postukując laseczka idzie w siną dal).


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   58