-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   67
                      

Przemysław "Pshemooz" Zawada


Było o filmach (trudno, żeby nie), było o książkach, było o postaciach i wszelkich pojazdach, było o przeróżnych innych pier..., yyy, rzeczach a nie było nic o komiksach co mam zamiar właśnie nadrobić. Dla sporej grupy osób komiks to taka instytucja, na którą się zbytnio uwagi nie zwraca, ale jest też spora grupa takich, którzy komiks uważają za jeden z ważniejszych przejawów sztuki. A wg. mnie zależy to tylko od samego komiksu :)



W dzisiejszym odcinku działu SW w tym magazynie omówimy sobie dwa komiksy, jeden dosyć krótki natomiast drugi dużo dłuższy i składający się z kilku części. Żeby odbębnić co najtrudniejsze, zajmiemy się tym dłuższym. Mowa tu mianowicie znowu o Trylogii Thrawna a raczej o komiksie, który powstał na jej podstawie. Scenariusz do tej pozycji napisał niejaki Mike Baron a autorami rysunków było kilku autorów, między innymi Edvin Biukovic (nie brzmi to jak czysto amerykańskie nazwisko), Olivier Vatine i Fred Blanchard. Komisk został wydany przez Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. w 2002 roku a sam druk miał miejsce bodajże w Czechach :) W sumie na całość składa się dziewięć zeszytów, po trzy na każdy tom (tego chyba by się każdy domyślił)

Niszczyciel Gwiezdny nawet w komiksie prezentuje się niesamowicie


  Fabuła komiksu dla przeciętnego fana Gwiezdnych Wojen jest chyba dosć łatwa do przewidzenia, otóż nie znajdziemy tam nic więcej jak tylko wydarzenia opowiedziane przez Timothy'ego Zahna w swojej genialnej trylogii, której akcja działa się 5 lat po Bitwie pod Endorem.
  Zajmę się zatem dialogami i samą oprawą graficzną, bo chyba to własnie jest w tym wszystkim najważniejsze.
  Teskty w komiksie na pewno wydadzą Wam się znajome..., pomyślmy, tak, tak, te same widzieliście w książce, bingo! Zasadniczą kwestią, której musiała się podjąć osoba pisząca dialogi to wybrać tylko te najbardziej odpowiednie i wstawić do odpowiednich obrazków - trudne, nie? ;-) Sam ich dobór jak dla mnie wyszedł całkiem dobrze, nie zauważyłem jakichś wielkich przeoczeń albo tym podobnych wypadków (a Trylogię Thrawna czytałem tak około 13 razy więc wiem co mówię).

Aleksanda Jakubowska przed Imperialną Komisją Śledczą


Inaczej jest jednak z samymi rysunkami, to znaczy nie to, że niby są inne niż w książce, bo w książce wogóle ich nie było, prędzej chodzi o samą kreskę, jakiej użyli autorzy w rozrysowywaniu przygód naszych bohaterów. Na pewno narażę się tutaj tym, którzy uwielbiają ten styl ale uważam, że ten typ kreski jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedni. Już nie będę się rozpisywał o postaciach, które momentami naprawdę nie są podobne do tych z filmu (z wyjątkiem C 3PO i R2-D2), prędzej mam na myśli to, że osoba, która np. nigdy wcześniej nie miała styczności z książkową wersją wydarzeń nie będzie wiedziała momentami, co tak naprawdę się na tym obrazku dzieje. Przykładó jest tu niestety dużo, za dużo, przynajmniej jak dla mnie. Niestety, nie jestem zwolennikiem takiego rysowania (i tak dziękuję w duchu, że nie zastosowali kreski z Clone Wars - to byłaby porażka) i cały czas marzy mi się, żeby np. za rysowanie komiksów z obszaru Gwiezdnych Wojen zabrał się np. Grzegorz Rosiński. Bo właśnie styl kreski ze słynnego Thorgala jest dla mnie czymś naprawdę niesamowitym i w pełni oddającym realizm. Wyobraźcie sobie teraz to samo ale w świecie SW..., ech, marzenia ściętej głowy.
Inaczej jest jednak z samymi rysunkami, to znaczy nie to, że niby są inne niż w książce, bo w książce wogóle ich nie było, prędzej chodzi o samą kreskę, jakiej użyli autorzy w rozrysowywaniu przygód naszych bohaterów. Na pewno narażę się tutaj tym, którzy uwielbiają ten styl ale uważam, że ten typ kreski jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedni. Już nie będę się rozpisywał o postaciach, które momentami naprawdę nie są podobne do tych z filmu (z wyjątkiem C 3PO i R2-D2), prędzej mam na myśli to, że osoba, która np. nigdy wcześniej nie miała styczności z książkową wersją wydarzeń nie będzie wiedziała momentami, co tak naprawdę się na tym obrazku dzieje. Przykładó jest tu niestety dużo, za dużo, przynajmniej jak dla mnie. Niestety, nie jestem zwolennikiem takiego rysowania (i tak dziękuję w duchu, że nie zastosowali kreski z Clone Wars - to byłaby porażka) i cały czas marzy mi się, żeby np. za rysowanie komiksów z obszaru Gwiezdnych Wojen zabrał się np. Grzegorz Rosiński. Bo właśnie styl kreski ze słynnego Thorgala jest dla mnie czymś naprawdę niesamowitym i w pełni oddającym realzim. Wyobraźcie sobie teraz to samo ale w świecie SW..., ech, marzenia ściętej głowy.
  Wiem, stary narzekający piernik ze mnie, już taki jestem, że w tego typu twórczości najbardziej lubię realizm i w miarę stonowany sposób rysowania niż jakieś cholerawieco.

Rozprawka o wyższości Dartha Vadera nad Moffem Tarkinem


   Tak czy inaczej momentami ciężko zorientować się, co tam się dzieje na tych obrazkach, gdyby jeszcze była możliowść zamieszczenia opisów wyjaśniających ale jak wiadomo, w komiksie miejsca na to za dużo nie ma, dlatego to wszystko momentami jest po prostu zbyt chaotyczne.
  A pozatym nie mam zastrzeżeń :)
  Zupełnie inaczej sprawa ma się z krótkim komiksem zatytułowanym ""Narodziny Gwiazdy Śmierci". Całość składa się z jednego zeszytu a jej fabuła jest dość krótka, przedstawia spotkanie Grand Moffa Tarkina z Vaderem i Imperatorem w Imperial City, na którym mowa jest o... budżecie, który pochłonie cały projekt budowy stacji kosmicznej. Dziwne? Wcale nie, albowiem ten komiks jest po prostu czystą parodią a miejsc do śmiechu jest naprawdę dużo. Już sam początkowy obrazek pokazujący prom Tarkina zmierzający do Pałacu Imperialnego i przelatujące obok statki (pamiętacie Valeriana? Poszukajcie tam jego statku, miłośnicy Star Treka też coś dla siebie znajdą i nie zapomnijcie o Yellow Submarine) pokazuje, że wydarzenia zawarte w tym komiksie trzeba traktować z przymrużeniem oka i dużą dozą poczucia humoru. Nie wiem jak czytelnicy, ale np. mnie niesamowicie rozśmieszyło postanowienie nieinstalowania barierek ochronnych na Gwieździe Śmierci z powodu zbytniego przeciążenia budżetu Imprium. Zresztą ja tutaj nie będę zbytnio się wypowiadał na temat gagów zawartych w tym dziele, każdy kto dorwie w swoje ręce ten komiks sam się przekona, że naprawdę można się pośmiać. Sama kreska jak dla mnie momentami jest dużo fajniejsza niż w dziele opisanym powyżej, mimo że również na celu miała wzbudzenie uśmiechu na twarzy czytelnika.
Bez komentarza


  Co to dużo mówić - to trzeba po prostu zobaczyć, bo oprócz tego, jak planowano budżet stacji trzeba też wiedzieć, w jaki sposób plany Gwiazdy Śmierci "wyciekły" z Imperium i trafiły do Rebelii a dokonał tego sam..., no właśnie, ja już więcej nic nie mówię. Miłego czytania.



  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   67