-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   66
                 

Wojciech "Keiran" Skitał


Ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej remake'ów. Mamy nowe wersje klasycznych gier czy filmów, coraz częściej topowi muzycy nagrywają nowe wersje starych hitów. Wygląda na to, że ludziom zaczyna brakować pomysłów. Wiele osób wydaje się nie przejmować tym procesem, ale dla mnie jest to kolejny dowód na to, że ludzie to kopie inż. Mamonia, który lubi tylko te piosenki, które zna.



Wbrew pozorom powyższy wstęp nie wziął się z powietrza, bo dzisiaj przedstawię Wam serial, który w Stanach okazał się niezłym hitem, a który tak naprawdę już kiedyś w TV leciał. Nie jest to jednak po prostu nowo nakręcony serial według starego scenariusza, ale produkcja zmieniona praktycznie od podstaw, jedynie trzymająca się starych założeń. Na dodatek jest to dobry serial. A więc? Wyjątek, który jednakże potwierdza tezę, ale dość już filozofowania. Pilot BG pojawił się już w 2003 roku (aktualnie dostępny jest na DVD) i wprowadza nas do tego co będzie się działo w serialu. Film rozpoczyna krótka informacja o tym jak to ludzie postanowili zabawić się w Boga i stworzyli Cylonów, roboty mające im służyć. Co było do przewidzenia wkrótce roboty wszczęły bunt i rozgorzała kilkudziesięcioletnia wojna. Później Cyloni wycofali się i pozostała tylko jedna stacja na której skupieni wokół dwunastu kolonii ludzie mieli utrzymywać stosunki dyplomatyczne z Cylonami. Tak oto zaczyna się film, a pierwsze sceny są niczym hitchcockowskie trzęsienie ziemi - na stacji pojawia się kilku Cylonów (pierwszy raz w historii) w tym jeden do złudzenia podobny do kobiety (podczas gdy Cyloni to raczej tosteropodobne roboty), a stacja zostaje zniszczona. Tak oto rozpoczyna się druga wojna. Ludzie całkowicie zaskoczeni atakiem tracą właściwie wszystko, tym bardziej, że w efekcie nieświadomych działań jednego człowieka wszelkie środki obronne stają się bezużyteczne. Wkrótce okazuje się, że ocalało tylko kilkadziesiąt tysięcy ludzi i jeden okręt klasy Battlestar, dowodzony przez komandora Adamę (w tej roli świetny Edward James Olmos, czyli pamiętny porucznik Castillo z Miami Vice). Największa niespodzianka jaka mnie spotkała gdy oglądałem ten film to taka, ze jest to produkcja naprawdę dobra. Czuje się tutaj nieustające zagrożenie, czemu sprzyja duży realizm. Nie ma tutaj heroizmu typowego dla produkcji typu space-opera, a wszystko spowija mroczny klimat. Pilot bardzo miło wprowadził mnie w serial i spodziewałem się świetnej produkcji. Po obejrzeniu pierwszych trzech odcinków (bo gdy piszę te słowa było ich tylko tyle z planowanych trzynastu) mogę powiedzieć, że jest dobrze. Jednak troszeczkę się zawiodłem, bo pomimo świetnych patentów zdarzają się jednak rozwiązania typowo serialowe.
Główne postacie które poznamy w BG to: wspomniany wyżej komandor Adama i Laura Roslin - nowa pani prezydent, dawna nic nieznacząca członkini rządu. Są to jakby dwa bieguny. Adama pomimo tego, że wie o przegranej wojnie do końca chce walczyć, Roślin jest jakby rozsądniejsza, aczkolwiek czasami zbyt pacyfistyczna, a to do niej właśnie zwykle należy ostateczna decyzja. Poza tym pojawiają się inne interesujące osoby np.: pierwszy oficer Paul Tigh - podstarzały już i zgorzkniały alkoholik czy skłocony z ojcem kapitan ‘Apollo' Adama. Fabuła w serialu skupia się na próbie dotarcia do Ziemi (tej naszej) która jest legendarną trzynastą kolonią, a więc miejscem gdzie żyją ludzie. Pomysł jest według mnie nad wyraz interesujący i ciekaw jestem jak sytuacja potoczy się dalej. Ale tym co sprawiło, że BG tak mi się spodobał nie były fabuła czy postacie, ale drobne detale. Gdy obserwujemy zmagania myśliwców możemy zaobserwować, że nie wyrusza bez naprowadzającej ich jednostki do walki elektronicznej, czyli czegoś w rodzaju współczesnego nam AWACSa. Inny taki drobny detal to silniczki manewrowe pomagające myśliwcom w wykonywaniu manewrów, wydać, że ktoś uczył się fizyki. Kolejna śliczna sprawa to wykorzystywanie konwencjonalnej amunicji zamiast wszędobylskich laserów. Pod względem technicznym serial stoi na bardzo dobrym poziomie. Bardzo podobają mi się efekty specjalne, wygląda na to, że serial ma całkiem niezły budżet. Nie można też narzekać na grę aktorską. Najgorzej z tego wszystkiego wypadła muzyka, nie znaczy to jednak, że jest zła, raczej odmienna od tego do czego przyzwyczaiłem się w produkcjach tego typu. Gdy w większości filmów i seriali SF mamy do czynienia z klasycznymi kawałkami pełnymi pompy, tutaj są raczej rytmy niepokojące, zahaczające momentami o jakieś prymitywne rytmy. Co ciekawe jest to niezłe połączenie z tym co mamy na ekranie. Battlestar Galactica to jeden z najlepszych seriali SF od czasów Space Above and Beyond (czyli Gwiezdnej Eskadry), przynajmniej moim skromnym zdaniem, wypowiedzi moich znajomych są zresztą podobnie entuzjastyczne. Co jednak ciekawe fani oryginalnej serii są zdegustowani dużą ilością zmian w stosunku do oryginału. Ja jednak pierwszej wersji BG nie widziałem, a z tego co zdążyłem o niej przeczytać to raczej tego nie zrobię, gdyż jest dużo bardziej cukierkowa.



  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   66