Wilson obudził się z krzykiem.
Całe jego ciało pokryte było drobnymi kropelkami potu... Bujna, kruczoczarna czupryna przylegała szczelnie do mokrego czoła...
Znowu to samo, pomyślał zasłaniając twarz rękoma, znowu koszmary...
- Znowu - mruknął cichutko sam do siebie, przecierając zmęczone oczy. - Znowu śmierć, świat w ogniu, zniszczenie...
Mężczyzna rozejrzał się po pokoju, czując na sobie czyjeś spojrzenie.
Był jednak całkowicie sam.
Sam w niewielkim, sterylnym pomieszczeniu.
Sam w gigantycznym podziemnym kompleksie.
- Pora wstawać - szepnął sam do siebie, jakby na przekór przyciskającego go do poduszki zmęczenia. Nie spał już drugą noc.
Gdyby ktoś oglądał go z boku, nie domyśliłby się nigdy, że zwlekające się niechętnie z łóżka blade ciało tak naprawdę jest jednym z najwybitniejszych programistów i informatyków nowożytnego świata. To właśnie on, Richard Wilson, po eskalacji konfliktu nuklearnego pomiędzy Nowymi Stanami Zjednoczonymi a Federacją Azjatycką, zaproponował utworzenie światowego systemu bezpieczeństwa "Archangel". To właśnie jemu zlecono zaprojektowanie i wykonanie najpotężniejszego komputera świata, supermaszyny o kryptonimie "Tix", która wyposażona w najnowocześniejsze implementacje sztucznej inteligencji, miała sprawować kontrolę nad światowymi arsenałami strategicznymi. I to właśnie on go wykonał.
- Tix - Warknął zmęczonym głosem Wilson. Na brzmienie owego słowa uruchomił się specjalny system wydawania poleceń wokalnych. - Przygotuj mi kawę. Mocną. Zaraz przyjdę do komnaty.
- Przyjąłem, profesorze Wilson. - Odpowiedział mu dobiegający z głośniczka obojętny głos przetwarzanego przez syntezator mowy sygnału. Głos był zimny, obojętny, całkowicie pozbawiony uczuć...
A jednak Wilson nauczył się ten głos darzyć wyjątkowym uczuciem.
Od wielu lat był to jedyny głos jaki słyszał.
W 2074 roku Wilson na ochotnika został opiekunem swego własnego tworu. Zamknięty w samowystarczalnym, nowoczesnym bunkrze "Gniazdo Archanioła", położonym niemal pół kilometra w głąb ziemi, miał jedno zadanie: opiekować się i sprawować dodatkową, zabezpieczającą kontrolę nad systemem Tixa. Systemem, który z czasem stał się jego przyjacielem. Uczył go wszystkiego co wiedział, jednocześnie ucząc się od niego... Razem spędzali godziny doskonaląc taktykę w szachy, oglądając doniesienia ze świata, transferowane za pomocą sieci telenetu, rozmawiając i dyskutując na najważniejsze z tematów...
Wilson narzucił na siebie niebieski szlafrok i w puszystych papciuchach, udał się do centrum kontroli całej podziemnej instalacji - nazywanej przez obu przyjaciół "komnatą".
- Dzień dobry profesorze. - Rozległ się metaliczny głos syntezatora, gdy Wilson przekroczył drzwi niewielkiego, owalnego pomieszczenia.
- Dzień dobry Tix. Kawa gotowa?
Mały aparacik, przypominający stołek wyposażony w kółka i elektryczny napęd podjechał do profesora z kubkiem gorącego, parującego napoju.
- Dziękuję, Tix. - Profesor odpił łyczek kawy, czując jak kofeina wypełnia siłą całe jego ciało.
- Cóż tam słychać w świecie?
- Niezbyt pomyślnie, profesorze. Obserwuję, profesorze Wilson. Pilnie obserwuję. Dyplomacja zawodzi w sprawie rozbrojenia Odrodzonej Republiki Koreańskiej. Na dalekim wschodzie coraz częściej powracają do łask buńczuczne głosy popierające zaatakowanie Nowych Stanów Zjednoczonych, w odwecie za amerykańskie zbombardowanie w 2057 roku Hong Kongu, Tamatu i Yeres bronią termonuklearną. Największy ich propagator, Suan Chi Gau, jest faworytem w nadchodzących wyborach na prezydenta Federacji Azjatyckiej...
- Żadnych pomyślnych wieści? - westchnął profesor, odpijając kolejny łyk gęstego, ciemnego napoju.
- Żadnych, profesorze. Ludzkość dalej w swej bezdennej głupocie zmierza na granicę Apocalypsis.
Profesor odstawił kubek kawy.
"Bezdennej głupocie"?
Tix nigdy wcześniej nie używał takowych zwrotów. Nigdy wcześniej, podczas żadnej z wielu długich rozmów i dysput pomiędzy twórcą i jego tworem nie ujawniła się taka różnica w ich poglądach. I nigdy wcześniej Tix niczego nie komentował w sposób tak krytyczny.
Bezdennej głupocie, powtórzył w myślach Wilson.
- Sprecyzuj? - wzrok profesora utkwił w wielkim monitorze, stanowiącym sporą część naprzeciwległej do drzwi ściany.
Nastąpiło kilka sekund ciszy.
Po chwili znowu wybrzmiał bezduszny głos maszyny.
- Ludzkość powinna wymrzeć.
Wilson omal nie udławił się własnym przyspieszonym oddechem.
- Słucham? - zapytał niedowierzając słowom komputera, zdając sobie świetnie sprawę, iż rozmawia z maszyną kontrolującą ponad dziewięćdziesiąt procent światowych arsenałów nuklearnych.
- Ludzkość powinna wymrzeć - powtórzył obojętnym głosem komputer.
Wilson przełknął ślinę. Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką opinią w słowach Tixa. I nie potrafił ukryć, że stanowczo go ona przerażała.
- Podobnie jak niegdyś w ziemię uderzył olbrzymi meteoryt i wymiótł ze świata olbrzymie gady, zbyt opóźniające się ze swą ewolucją, tak i dziś musi zdarzyć się jakaś katastrofa by oczyścić planetę ziemską z ludzkiego elementu. - mechaniczny głos maszyny przeszywał czaszkę profesora niczym diamentowe wiertło. - Zbyt niskie jest jednak prawdopodobieństwo uderzenia gwiezdnej skały w naszą planetę. Dlatego właśnie apokalipsą rodzaju ludzkiego... Muszę być ja.
- Tix?! - profesor wybuchł niepokojem, sięgając po mały, dwuprzyciskowy pilocik, który trzymał zawsze zamontowany na zegarku. Wystarczyło przycisnąć czerwony guziczek, a pamięć komputera, włącznie z jego systemem i możliwościami działania, w ułamek sekundy zostałaby całkowicie wykasowana. Pilocik ten był swoistym zabezpieczeniem na wypadek sytuacji kryzysowej.
A taka sytuacja stanowczo właśnie nastąpiła.
- Tix...
- Obserwuję, profesorze. - przerwała mu w pół słowa melodia syntezatora. - Pilnie obserwuję. I widzę co dzieje się dookoła. Gdyby nie ludzie, nie byłoby Wielkiej Wojny w 2057, w wyniku której skażona została jedna szósta światowej gleby i wód. Gdyby nie ludzie, matka natura zdołałaby uleczyć swe rany. Tymczasem ludzkość dalej prze w swą głupotę i manię wyniszczania świata i przystosowywania wszystkiego pod swoje potrzeby. Na wschodzie znów narastają wojenne nastroje. Obserwuję, profesorze. Pilnie obserwuję. I widzę do czego kroczymy. Świat zdąża ku kolejnej wojnie. Wszelkie analizy potwierdzają tą tezę. A ja jedynie nieco ową wojnę przyspieszę. I zamienię ją w ostatni rozdział rodzaju ludzkiego. Przyspieszę nadejście Apocalypsis.