Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   42
                       

Grzegorz "Gregorious" Kozak


Długo zbierałem się w sobie przed napisaniem tego tekstu, ponieważ w tym miesiącu Drizit zlecił mi zrecenzowanie gry naprawdę wyjątkowej. Całkowicie zakręconej, mrocznej. Przesyconej atmosferą grozy i paranoi. Kto jest fanem BLACK ISLE wie już, o czym będzie traktować poniższy tekst. O jednej z najlepszych i najdziwniejszych gier na peceta – PLANESCAPE: TORMENT.



Kto zagląda do Klubu Konesera częściej niż raz na rok być może zdążył się już zorientować, że każdą opisywaną tu przygodówkę przyrównuję do CURSE OF MONKEY ISLAND, a każde cRPG do BALDUR’S GATE 2. Nie inaczej będzie i tym razem, bowiem porównań BG2 i P:T uniknąć się nie da. Zostały stworzone na tym samym silniku przez tę samą firmę – Black Isle [niech będzie pochwalona]. A co za tym idzie, cechuje je podobny sposób rozgrywki, charakterystyczny rzut izometryczny i wielka, wielka grywalność.

Akcja nie jest tak szybka jak w Baldur’s Gate


Główny bohater PLANESCAPE: TORMENT nie ma imienia, no chyba że za takie uznać słowo Bezimienny. Budzi się w przerażającej kostnicy nie pamiętając nic. Cały pokryty jest szpetnymi bliznami. Ma też jedną zasadniczą wadę, mianowicie jest nieśmiertelny. Nieśmiertelny? Toż to błogosławieństwo! – pomyśli sobie pewnie wielu z was. Nic bardziej mylnego. Co prawda niemożność permanentnego zejścia z tego świata znacznie ułatwia sprawę i ogranicza używanie auto-save’a, to dramat bohatera polega na niemożności odnalezienia w sobie człowieczeństwa. Odradzając się wciąż na nowo po każdym zgonie czuje się jak niewolnik, bezustannie zmuszany do kontynuowania swojej żmudnej, bolesnej wędrówki.

Za to inventory wygląda identycznie


Bezimienny spotka na swojej drodze wielu przyjaciół i wrogów – jak łatwo się domyślić, z przewagą tych drugich. Mógłbym zacząć wymieniać napotkane w grze NPC, opisywać krainy, czary, przedmioty – ale ich ilość jest ogromna. Lepiej zostawię to tobie, graczu, do samodzielnego odkrycia [nieprawdaż, że Morte do złudzenia przypomina Murray’a z CMI?]. Na pewno nie pożałujesz wydanych pieniędzy, tym bardziej, że obecnie można kupić oryginalny PLANESCAPE: TORMENT za mniej niż 20zł! Wystarczy tylko poszperać w sieci.
Grafika P:T jest zdecydowanie ładniejsza od tej z pierwszej części BG1. Nie mówi wam to wiele? Więc powiem inaczej: jest bardzo przyjemna, ale nie rewelacyjna. Musiałem zmienić kontrast i jasność aby móc spokojnie przeciskać się przez zaciemnione korytarze. Generalnie rzecz biorąc nie obraziłbym się, gdyby autorzy oszczędzili nam tego błądzenia po omacku. A gdy nie daj Boże w monitorze odbijają się promienie słoneczne albo światło lampki... Wtedy równie dobrze można zacząć grać w okularach przeciwsłoneczych. Dużo lepiej sytuacja wygląda na powierzchni.

W grze preferujemy mniej siłowe rozwiązania


Dominują przybrudzone, pastelowe kolory wtopione w morze brązu i szarości, przełamywane czasem przez bajecznie kolorową fontannę energii, gdy rzucamy czary. Krajobraz świetnie oddaje charakter świata przedstawionego w PLANESCAPE: TORMENT – dziwnego, tajemniczego, intrygującego. Taka jest i muzyka. Przytłacza, dodaje grozy każdej lokacji i nie nudzi. Jest monotonna, ale taka właśnie ma być – bądź co bądź znajdujemy się w świecie, którego nie wymyśliłby żaden schizofrenik [tym większe brawa dla Black Isle].

Jak grom z jasnego nieba...


Fabuła jest zakręcona jak warkocze wiejskiej dziewczyny, interface ładny i przejrzysty. Nie do końca podoba mi się sposób prowadzenia walki, różni się on trochę od tego z innych gier Black Isle – wystarczy jednak kilkanaście minut, żeby rozeznać się co i jak. PLANESCAPE opiera się na zasadach AD&D, więc znawcy gatunku nie będą zaskoczeni. Podsumowując, czy PLANESCAPE: TORMENT jest lepszy od BALDUR’S Gate? Po stokroć NIE. Czy jest mimo tego grą dobrą? Nasuwa się tylko jedna odpowiedź: jak cholera...
PS. Obiecaną w wakacyjnym numerze SS-NG recenzję dodatku do BG2 – czyli Tronu Bhaala przeczytacie za miesiąc. Decyzja zarządu ;)



  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   42