Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   53
                       

Krzysztof "Genosha" Kozak


Pierwsza część BALDUR’S GATE była grą wyśmienitą i wniosła wiele nowego do gatunku. Na pewno zasłużyła sobie na miano klasyka, ale w moim odczuciu dopiero wydany przez BioWare w 2000 roku BALDUR’S GATE 2 zostanie na zawsze zapamiętany. Bo bez owijania w bawełnę trzeba przyznać, że jest to po prostu gra wybitna.



Budzisz się w klatce. Nie wiesz, co się z tobą działo przez ostatnie dni. Wyrasta przed tobą smukła postać twojego oprawcy. Zdążysz tylko obejrzeć się i dojrzeć uwięzionych razem z tobą w lochu Jaheirę i Minsca... nieludzkie eksperymenty trwają, a ty padasz rażony energią.
Budzi cię twoja przyjaciółka z dawnych lat, Imoen. Coś się stało, w lochu trwa walka między nieznaną frakcją a czarodziejem, który jest odpowiedzialny za twoje uwięzienie. Imoen otwiera klatkę i... zaczyna się przygoda. Jedna z najwspanialszych w historii gier komputerowych.

Jedna z prób pod koniec gry – jesteśmy w piekle.


Co się zmieniło w porównaniu z BALDUR’S GATE 1? Na pierwszy rzut oka to, co w każdym sequelu cRPG – ulepszona grafika, więcej przedmiotów, przeciwników, czarów i innych bzdur tego typu. A jednak BALDUR’S GATE 2 ma w sobie coś więcej. Niesamowity klimat, bardziej pociągający od tego z „jedynki”. Fantastyczną fabułę, która przykuwa do monitora na długie godziny i nie daje spokoju, póki nie zostanie rozwiązana. I co być może najważniejsze – relacje między poszczególnymi członkami drużyny zostały tak dopracowane, że po kilku dniach gry czujemy się naprawdę zżyci z naszymi towarzyszami. Zawiązują się przyjaźnie, romanse, antypatie... każda drużyna jest unikalna i dlatego warto przejść grę kilkakrotnie [chciałem napisać kilkunastokrotnie, ale zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy są takimi jej fanami jak ja].

Walka w podziemnym królestwie Drow’ów.


Grafika BALDUR’S GATE 2 jest... soczysta. To dobre słowo. Kolory są idealnie dobrane do otoczenia. Przybrudzone, pastelowe barwy rozlatujących się slumsów, lśniące, marmurowe dachy świątyń, zielone lasy, lśniące w słońcu potoki. To wszystko, doprawione fantastyczną, utrzymaną w klimatach pierwszej części muzyką, zachęca do gry. Tym bardziej, że do odkrycia jest bardzo wiele – przede wszystkim duża, porównywalna do tytułowego Baldur’s Gate Athkatla. Miasto, w którym wszystko się zaczyna. Prócz niej przyjdzie nam wędrować po podziemnej krainie, mniej ważnych miejscowościach, zamkach, lochach i puszczach. Tych ostatnich jest niestety najmniej i uważam to za jedną z większych wad BALDUR’S GATE 2. W pierwszej części urzekały bezdroża, stepy, lasy. Po prostu były. Z rzadka natrafiało się w nich na żywego ducha, za to można było nacieszyć oczy tą namiastką natury. W BG2 natomiast niemalże co krok napotkać można postać mającą dla nas bardzo ważne i długie zadanie. Nie ma praktycznie wędrowania sobie bez celu, ot, przed siebie. A szkoda...
Fatalnie w BG2 rozwiązano tryb multiplayer. Na dobrą sprawę jest tak słaby, że nie ma większego sensu szerzej go opisywać. Jest to gra nastawiona praktycznie tylko na single player. Gdyby nie te dwie usterki – brak wolnej przestrzeni i nie nadający się do niczego multiplayer – gra otrzymałaby ode mnie najwyższą z możliwych ocen.
Wielkim urozmaiceniem, poza pokaźną liczbą gotowych do przyłączenia się do nas NPC [wśród nich jest wielu bohaterów znanych nam z poprzednich części, m.in. Minsc, Jaheira, Edwin czy Viconia], są klasy naszej postaci. Większość pozostała nienaruszona od czasów BG1 – mamy więc wojownika, paladyna, maga, łowcę, kapłana, złodzieja – ale dodano takie ciekawe klasy, jak barbarzyńca, mnich czy czarodziej. Wybór każdej z tych profesji wiąże się nie tylko z preferowanym przez nas później stylem walki, ale także z zakończeniem niektórych questów. W BALDUR’S GATE 2 stosunkowo szybko – mniej więcej po ukończeniu 1/4 rozgrywki – zdobywamy swoją siedzibę, którą możemy zarządzać i czerpać z niej zyski. Wraz z siedzibą otrzymujemy kilku ludzi do pomocy. Tak więc złodziej kierować będzie poczynaniami swojej początkującej gildii, mag zostanie nauczycielem młodych adeptów w położonej w centrum miasta sferze, a wojownik otrzyma piękny zamek rodziny d’Arnise. Nie pozostaje nic, tylko grać i odkrywać kolejne z wielu sekretów gry.

Lochy, znowu lochy... byle do powierzchni.


W BG2 świetnie wyważono poziom trudności. Grając na dwóch najczęściej używanych – Normal oraz Core Rules – możemy, przy sporym, choć absolutnie nie nużącym wysiłku ukończyć grę drużyną nastawioną wybitnie na fajną zabawę, nie zaś hack’n’slash. Tak więc jeśli chcecie naprawdę poznać tą grę, eksperymentujcie. A jeśli macie zamiar załatwić sprawę szybko i bezboleśnie, wystarczy wziąć do drużyny krasnoludzkiego berserkera Korgana, który wyręczy nas w każdej brudnej robocie. Tyle, że co to za zabawa...

Od pewnego poziomu to magowie wiodą prym.


Przyznaję się bez bicia, że grałem tylko w angielską wersję BG. Nie wiem, jak sprawili się tłumacze i jak podłożono wyśmienite w oryginale głosy. Gra nie jest skomplikowana, lecz dla pełnego jej zrozumienia warto czytać przydługie czasem dialogi. Irytujące byłoby dla mnie częste wśród graczy klikanie na byle kwestię, byle tylko pchnąć akcję do przodu.
Ostatnio pojawiły się pogłoski o planowanym stworzeniu BALDUR’S GATE 3. Z niecierpliwością będę czekać na jakiekolwiek informacje, jako że po dodatku do BG2 – THRONE OF BHAAL – który opiszę w październikowym numerze SS-NG, wydawało się, że saga dziecka Bhaala jest definitywnie zakończona. Jednak na premierę na pewno przyjdzie nam poczekać ładnych parę lat. Więc póki co zapewniam, że warto wrócić i jeszcze raz ukończyć BALDUR’S GATE 2: SHADOWS OF AMN. Przygoda czeka.
A jeśli jeszcze masz wątpliwości, to powiem tylko, że BG2 zdobyło na przeróżnych targach i festiwalach ponad 40 nagród...

Ocena: 9/10


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   53