Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   12
              

Jacek "AloneMan" Marciniak

PRODUCENT: SPELLBOUND STUDIOS    DYSTRYBUTOR:CD PROJEKT   GATUNEK: STRATEGICZNA   
WWW:
WWW.CHICAGO1930-GAME.COM



Stany Zjednoczone czasów prohibicji, rozwoju mafii i bohaterskich herosów typu Eliott Ness to wdzięczny temat na grę komputerową. Było już kilka tytułów w tych klimatach, jak chociażby JACK ORLANDO czy prastare UNTOUCHABLES. Na rynku ukazała się właśnie produkcja zatytułowana CHICAGO 1930, która także pozwala poczuć klimat tych czasów.



Właśnie mija mniej więcej 6 lat od momentu gdy światowym rynkiem gier wstrząsnął COMMANDOS: BEHIND ENEMY LINES. Produkt ten wywołał niemałe zamieszane z racji niespotykanego wcześniej połączenia strategii RTS, gry taktycznej oraz strzelaniny. Przygody dzielnych komandosów w czasie II Wojny Światowej doczekały się kilku dodatków i kontynuacji, a także licznych naśladowców. Do najlepszych należały gry firmy Spellbound Studios – DESPERADOS oraz ROBIN HOOD. Wykorzystywały one schemat COMMANDOS, ale były dużo przyjemniejsze w obsłudze i łatwiejsze do ukończenia od arcytrudnego pierwowzoru. Po wydanym nieco ponad rok temu „rAbin Chodzie”, Spellbound nieco przycichła, aby teraz wystrzelić z CHICAGO 1930.



ALFONS CAPONE
Jak nietrudno się domyślić, akcja gry ma miejsce w USA, w którym kwitnie nielegalny handel alkoholem. Jego produkcją i rozprowadzaniem zajmuje się oczywiście mafia, która ma przy tym duże poparcie społeczne. Do walki z tym procederem staje rzecz jasna policja i tak rozpoczyna się nieoficjalna wojna pomiędzy stróżami prawa a gangsterami. Wojna, w której żadna ze stron nie cofnie się przed niczym, aby zniszczyć przeciwnika. Obie strony mają mniej więcej podobne poparcie społeczne, gdyż obywatele USA (i chyba wszystkich innych państw na świecie) nie bardzo przepadają za prohibicją. CHICAGO 1930 jest właściwie klonem ROBIN HOOD, tyle że osadzonym w innej epoce. Można by nawet zaryzykować twierdzenie, że to tylko Mod, gdyby nie kilka zmian w interfejsie i sposobie prowadzenia rozgrywki. Ciekawym rozwiązaniem jest wprowadzenie specjalnych ikonek, które pokazują stosunek pozostałych postaci do naszych bohaterów. Wygląda to w ten sposób, że idąc korytarzem, na którym znajdują się np. cywile, można zaobserwować jaki mają do nas stosunek. Ulega on zmianie w zależności od podejmowanych działań i gdy przypadkowo kogoś zabijemy, to możemy być pewni, że przyjaciół w okolicy już nie zyskamy. Innym, wcześniej niestosowanym, rozwiązaniem jest konieczność chowania posiadanej broni. Chodząc z wyciągniętym karabinem, gracz od razu wzbudza zainteresowanie otoczenia (nie muszę chyba dodawać, że negatywne zainteresowanie).



ELIOTT NESS
W CHICAGO 1930 twórcy oddali do wyboru dwie kampanie – jedna dla mafii, a druga dla policji. Można więc wybierać, czy chce się stać na straży prawa, czy też zwyczajnie nieco nieuczciwie zarobić. Tak czy tak, różnic pomiędzy tymi sposobami rozgrywki nie ma niestety zbyt wiele. Wszystko sprowadza się bowiem do jednego, a mianowicie do zabicia przeciwników. Zadania są niby inne, ale w gruncie rzeczy zawsze kończą się tak samo. Twórcy mogli trochę bardziej się przyłożyć i wprowadzić więcej różnic pomiędzy grą policjantami a członkami mafii. Paradoksalna jest bowiem sytuacja, gdy policja polująca w jakimś budynku na groźnych przestępców musi zajmować się szukaniem np. kluczy do drzwi. Takie zabiegi tylko psują całą zabawę, bo gracz zamiast skupić się na zadaniu, musi znaleźć jakieś przedmioty.
Na plus należy za to zaliczyć gościom z firmy Spellbound rozwinięcie pomysłu z ROBIN HOOD tj. indywidualnych umiejętności postaci. Wprowadza to do rozgrywki elementy gry fabularnej i wymusza na graczu nieco fantazji. Poszczególne postacie mają inne talenty i tak np. jeden umie doskonale posługiwać się bronią, ale kompletnie nie zna się na pokojowych kontaktach z ludźmi. Drugi z kolei potrafi wyleczyć rany, ale ze strzelaniem idzie mu już nieco gorzej.

WHISKY
Grafika CHICAGO 1930 nie wykorzystuje w pełni możliwości obecnych komputerów, ale bynajmniej nie odrzuca od monitora. Gra się całkiem przyjemnie, a wszystkie pomieszczenia zostały starannie wykonane. Pewnym problemem jest jednak, od dawna zaniechany przez producentów, manewr „niewidzialnych przedmiotów”. Polega on na tym, że niektóre ważne dla akcji przedmioty mają wielkość kilku pikseli i są praktycznie niewidoczne na ekranie. Wymusza to konieczność latania myszką po całym ekranie w celu znalezienia poszukiwanego elementu. Muszę przyznać, że już dawno nie spotkałem się z tak perfidnym rozwiązaniem.



Pewne zastrzeżenia można mieć także do muzyki towarzyszącej podczas gry. Jest ona bardzo ciekawa i klimatyczna, ale zbyt szybko się nudzi. Po kilku godzinach ciągłego siedzenia przy komputerze potrafi wręcz doprowadzić do szału. Same efekty dźwiękowe nie odbiegają od standardów – kilka kwestii mówionych, odgłosy wystrzałów itd. Po prostu norma. Najbardziej żal wspomnianej muzyki, która jest naprawdę niezła, ale twórcy gry mogli skomponować trochę więcej kawałków.



TOMMY GUN
Podsumowując, CHICAGO 1930 to gra przeciętna. Z jednej strony ma kilka ciekawych rozwiązań, ale to tak naprawdę przeróbka DESPERADOS i ROBIN HOOD. To za mało, aby osiągnąć sukces na rynku. Chciałem wystawić ocenę 5/10, ale dodałem jeden punkt za niską cenę i niskie wymagania sprzętowe. Otóż w tą grę mogą spokojnie pograć osoby, które dysponują sprzętem sprzed kilku lat. Naprawdę, w czasach ciągłego wyścigu technologicznego, stworzenie takiego tytułu wzbudziło u mnie respekt dla Spellbound. CHICAGO 1930 mogę więc polecić osobom mającym nieco starsze komputery, a także wielbicielom COMMANDOS czy ROBIN HOOD. Cała reszta może spokojnie sobie odpuścić.



Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   12