19     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : MEDAL OF HONOR ALLIED ASSAULT: BRAKETHROUGH



Paweł "Gonzo" Kazimierczak


Panowie z EA Games nie składają broni. Niemal w tempie błyskawicznym wypuszczają na rynek gry sygnowane logiem MEDAL OF HONOR. Nic to, że lwia część zespołu tworzącego pierwszą część tej gry przeniosła się do Activision. Wyszły już RISING SUN na konsole, BRAKETHROUGH na PC, a w kolejce czeka PACIFIC ASSAULT (też na blaszaki). Będzie ciepło, oj będzie!



Zdziwienie budzi precyzja z jaką Electronic Arts wypuszcza dodatki do swoich hitów. Sytuacje doskonale znamy z THE SIMS, teraz jednak w rok po SPEARHEAD (SS-NG #6) rynek wchłonął drugi dodatek do ALLIED ASSAULT: BRAKETHROUGH. Pełna nazwa gry budzi respekt, ale nie tym się teraz zajmiemy.

ZMIAN BRAK
To tylko dodatek więc zmiana engine nie była planowana. Ciągle poruszamy się na silniku QUAKE’a 3, który co ciekawe nie odstrasza. Nie sposób się zachwycić widokami, ale da się grać. Jedynym faktem, który śmieszy mnie od oryginalnej gry jest wygląd wrażych ludzi. Od razu skojarzyli mi się z postacią Hitmana. Są nijacy i zawsze po śmierci mają identyczną minę.

KABOOM!

Widać, że się komuś nie chciało dopracować szczegółów. Pomimo tej przeciętności oprawy wideo gra potrafi nas niemile zaskoczyć załamaniami tekstur, tudzież innymi typowo wojennymi zjawiskami. Być może jest to wina najnowszych detonatorów, ale nawet z patchem 2.4 występują takie problemy. Ciągle nasze zadania są liniowe i wyjście poza planszę (!) jest karane natychmiastową śmiercią. Niby dostajemy w trakcie gry dynamicznie przydzielane questy, ale to złudzenie, bo mówi nam o nich konkretna osoba w konkretnym miejscu.

No niech który tylko wyskoczy!

Poza tym kilka razy zdarzyło mi się ciche przemknięcie obok oddziału Niemców albo Włochów, a misji nie dostałem. Zdezorientowany wracałem środkiem drogi myśląc, że coś pominąłem i zabiłem wspominaną grupę wrogów. Po powrocie do aliantów otrzymałem dalsze instrukcje. Jest to beznadziejny pomysł, że musimy zabić wszystkich na mapie, bo jeśli pominiemy jednego nawet wojaka to gra całkowicie „siada”. Nasz arsenał nie wzbogacił się specjalnie, więc nie ma sensu się na ten temat rozpisywać. W trakcie gry zawitamy do Monte Cassino, na Sycylię oraz do Tunezji. Tereny różnią się od siebie, choć w obrębie poziomów obserwujemy te same tekstury. Autorzy miejscami starali się zaciekawić gracza. Jedna z misji toczy się na uszkodzonej łodzi podwodnej, innym razem jedziemy jeepem i prujemy z karabinku do wrogów. Ten fragment jest miłą odmianą od reszty zabawy, która jest czystym FPP. Nie mogę nie wspomnieć o genialnych sprzymierzonych z Tobą NPC, którzy potrafią (a jakże!) wspierać Cię ogniem, o ile nie utknęli w drzwiach albo nie zaplatali się na początku planszy. Niestety inteligencja sojuszników i wrogów jest bardzo nierówna.
Czasem postępują rozważnie i mądrze, by za chwilę wpakować Cię w kłopoty sprowadzając na głowę połowę III Rzeszy. Naziści cierpią na zakaźną chorobę uszu, bo nie słyszą jak strzelasz za ich plecami (a może się boją odwrócić?). Tak czy siak, czasem masz wrażenie, że zabijasz bezdennie głupie boty.

Jadą wojaki, będzie rzeźnia

Kolejnym uchybieniem jest, celowo wymieniona dopiero teraz, postać dowodzona przez gracza. Sierżant Baker przez całą wojnę nic nie mówi, jest cichym Rambo zabijającym setki Niemców podczas swojej krucjaty przeciwko złu. Takie można odnieść wrażenie.

Widać, że ciekawa lektura

ZALET NIE BRAK
Zalety oczywiście są, ale nie ma ich wiele. Gra, pomimo całej swojej wtórności potrafi człowieka wciągnąć. Pamiętajcie, że MOHAAB rozkręca się z czasem i nawet jeśli na początku powiewa nudą, to później robi się ciekawiej. Gra potrafi zainteresować i nie sądzę, aby jakiś znawca II Wojny Światowej przeszedł obok niej obojętnie. Jeśli skończycie kampanie singleplayer to macie okazje poprawić historię w trybie dla wielu graczy. Rozgrywka jest dynamiczna i z pewnością zdobędzie sobie liczne grono fanów. Kończąc, napisze jeszcze o bardzo dobrej muzyce, która zagrzewa nas do coraz szybszego naciskania spustu. Kawałki są klimatyczne i nawet jeżeli na ekranie nie ma wroga, oprawa dźwiękowa buduje odpowiedni klimat. Jeśli graliście w poprzednie części MOHAA to bez wahania kupujcie opisywany tutaj produkt (gra nie wymaga SPEARHEAD`A do działania). W przeciwnym wypadku odradzałbym zakup ze względu na cenę i fakt, że niewiele drożej kosztuje CALL OF DUTY, który zbiera same najwyższe oceny. Nie było mi dane jeszcze w niego zagrać, ale w święta nadrobię tę zaległość. Tymczasem bywajcie i powodzenia w MOHAAB!




19     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : MEDAL OF HONOR ALLIED ASSAULT: BRAKETHROUGH