57     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Kill Bill Vol. 1



Kill Bill Vol. 1

Paweł " Gonzo " Kazimierczak


Na wszystko przychodzi koniec. Dopadł on również obecną formę Movie Zone. Od teraz ten mini-dział nie będzie opisywał samych nowości. W zamian będziemy wyszukiwać dla Was takie obrazy, które w jakiś sposób nadają się dla graczy. Nie oznacza to oczywiście, że filmy właśnie wyświetlane na srebrnym ekranie nie będą recenzowane. Będą, ale pod postawionym powyżej warunkiem. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie, jeśli macie jakieś uwagi to wysyłajcie je na adres mailowy redakcji. Co by nie zostać gołosłownym, prezentujemy dziś najnowszy film Quentina Tarantino, pt. KILL BILL VOL. 1. Być może z grami nie ma on dużo wspólnego, ale z anime już na pewno.



Reżyser tego filmu powinien być wam znany, bo to on stał za kamerą, podczas gdy Willis, Travolta, Thurman i Jackson w pocie czoła kręcili kolejne sceny nieźle pomieszanego (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) filmu. Mowa tu o PULP FICTION, który wniósł sporo do skostniałego kina amerykańskiego i udowodnił, że są tam ludzie kreatywni. Dwa lata później Quentin (BTW - czy nie tak nazywała się jedna postać w MORTAL KOMBAT 4?) nakręcił JACKIE BROWN i od tego momentu nastała cisza. Nie liczę tutaj udziałów jako producent czy scenarzysta. Niecałe sześć lat widzowie musieli przeczekać do zupełnie nowej produkcji "Tarantino prezentuje". Co ciekawe, KILL BILL VOL. 1 dostał zarówno pochlebne opinie krytyków, jak i widzów. Nie dziwota, wszak to naprawdę świetny obraz.

Doświadczenie przeciwko duszy młodej a hardej


ZEMSTA JEST BARDZO SŁODKIM CUKIERKIEM
O prawdziwości tego stwierdzenia główna bohaterka (ponownie Uma Thurman) dowiaduje się w trakcie filmu. Napisałem "główna bohaterka", bo Tarantino zastosował tutaj genialna sztuczkę polegającą na tym, że w momencie gdy ktoś zwraca się do niej następuje tak znane "piiip". Szok! Jako człowiek dociekliwy uznałem, że jestem strasznie sprytny i poczekałem w napisach do listy aktorów.

Nawet inteligentny proszek zgłupieje przy takich plamach


Niestety, było tam enigmatycznie napisane "Panna młoda". Thurman gra tutaj ową pannę młodą, której ślub w jakimś prowincjonalnej mieścinie w USA zostaje brutalnie przerwany przez grupę uzbrojonych napastników. Wszyscy zostają wybici co do nogi, nawet jej nienarodzone dziecko. Ona jedna przeżywa, ale zapada w komę (nie, nie kimę). Budzi się kilka miesięcy później i poprzysięga zemstę. A ma z kim wyrównywać rachunki. Jej głównym celem jest tytułowy tajemniczy Bill, ale tę rozprawę obejrzymy dopiero w części drugiej (premiera ponoć w lutym). Nie możemy jednak narzekać na brak rozrywki, o nie! Film bardzo dynamicznie się zaczyna. Od początku w ruch idą noże kuchenne, a krew sika na wszystkie strony. Muszę przyznać, że czerwień jest kolorem występującym nader często, więc ograniczenie "od lat 15" jest co najmniej nie na miejscu. Główną przeciwniczką w VOLUME 1 jest O-Ren Ishi (Lucy Liu). Ma ona kilka setek ochraniarzy.
Pani Uma bardzo ochoczo zabiera się do roboty. W powietrze wylatują ręce, nogi, głowy, tułowia i inne wystające części ludzkiego ciała. W drodze do Ishi musi jeszcze walczyć z jej osobistymi gorylami (gorylkami wypadałoby napisać). Te sceny są niezwykle brutalne, ale dawno w kinie nie było takiej masakry. Widzowie mogą podziwiać artyzm takiej rzezi (nie bierzcie mnie za psychopatę, ale po CARMAGEDDONIE umiem docenić sztukę). Ostania walka pierwszej części toczy się na śniegu i chyba nie muszę pisać, jak ładnie wygląda połączenie bieli z czerwienią.

Już chciałam zagrać w Aniołkach Charliego 3, a tu Thurman mnie zabiła


ZABAWY Z BRONIĄ NA WODĘ
Wyraźnie widać jak Quentin bawi się koncepcjami. Znaczna część filmu jest najzwyklejszym anime (!), a wspomniana walka z ochroniarzami O-Ren Ishi jest czarno-biała. Takie wstawki świadczą o swobodzie reżysera, a także o jego kunszcie i fachowości. Trzeba nielichych umiejętności aby zdobyć się na takie posunięcia. Poza tym widać nawiązania do innych filmów (strój bohaterki jest najczęściej wymienianym przykładem). Tarantino jest wielki, akcja filmu wciąga bardziej niż afrykańskie bagna. Cały czas w głębi nas jest ta chęć zemsty towarzysząca pannie młodej. Łatwo utożsamiamy się z główna bohaterką, a to oznacza dobra zabawę. Adrenalina litrami pompowana wprost do naszych tętnic gwarantuje mocne wrażenia.


Wierzcie na słowo, gorszych kur** nie widzieliście


Dla równowagi kilka wad też się znajdzie, ale są one bardzo nieznaczne. Pomimo wymienionych dynamicznych scen, sporo jest dłużyzn (np. powrót do zdrowia w szpitalu). Nie rzutuje to na ostateczną ocenę filmu, ale trochę przeszkadza. Dla niecierpliwych tudzież nadpobudliwych, końcówka filmu może być monotonna. Te ciągłe kończyny fruwające pojawiają się za często, ale ta wada jest jakby doczepiona na siłę, tak aby maksyma "Nic nie jest doskonałe" miała odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kolejnym małym minusem filmu jest jeden z głównych wątków, który dla niejednego widza jest oczywisty od początku. Nie wiem po co było rozbijać KILL BILL na dwie części, więc póki co ten fakt odnotowuję jako celowy zabieg marketingowy. Zobaczymy w części drugiej czy się myliłem. Może to dziwnie zabrzmi, ale chciałbym w tym względzie nie mieć racji. A na VOLUME 1 koniecznie rezerwujcie bilety, i nie ma tu żadnego "ale".


57     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Kill Bill Vol. 1