59     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : ZNAK PRZEZNACZENIA


ZNAK PRZEZNACZENIA

Tomasz " kołek " Kołodziej


Dlaczego to musiało tak się zacząć? Co mnie zmusiło żebym wszedł do jaskini na skraju urwiska niedaleko mojej wioski. Teraz myślę, że tak miało być, że tak miałem zapisane w starych księgach Morhanu które znajdują się w Świątyni Niepokonanych Hallmarków.



Ale może zacznę od początku mojej dziwnej historii. Mam na imię Kasib van der Cook. Z opowiadań mojego ojczyma, Pataxa, wynika, że zostałem znaleziony nad brzegiem rzeki przy zwłokach mojej matki i ojca. Nic mi nie mógł powiedzieć na ich temat, ponieważ ich ciała były w bestialski sposób zmasakrowane i ograbione. Chociaż Patax nie wiedział z jakiego rodu pochodzę, jak mam na imię i czy jestem szlachcicem, wziął mnie pod swój dach i wychował jak własnego syna. Z czasem kiedy zacząłem zadawać coraz więcej pytań na różne tematy, które mnie gnębiły, ojczym odpowiadał na nie wszystkie. Tylko jedno z nich zostawało bez odpowiedzi : "Co to za znamię na moim ramieniu?". Ojczym tylko mówił, że jak będę większy to się wszystkiego dowiem. Lata mijały, robiłem się coraz większy i silniejszy. Patax brał nas, to znaczy mnie i mojego brata codziennie na polanę i uczył nas strzelać z łuku i walki białą bronią. Ale oczywiście musiałem zarobić na chleb i odzienie. Patax był kowalem, miał własną kuźnię i kopalnie miedzi. Po lekcjach fechtunku, do kolacji pracowałem razem z Arbornem, moim przyrodnim bratem, w kuźni. Dni mijały bardzo szybko. Z podrostka stałem się dobrze zbudowanym młodzieńcem.
Strzelanie z łuku miałem opanowane do perfekcji a w walce na białą broń byłem najlepszy w mej wiosce i okolicach. Praca w kuźni nabrała tempa po naukach jakich udzielił nam ojczym. Nauczyliśmy się wykuwać broń i zbroje różnego rodzaju, po które ludzie przyjeżdżali z odległych wiosek. Pewnego dnia kiedy pracowaliśmy w kuźni z Arbornem, podjechał do nas mężczyzna w zbroi lśniącej jak słońce w pełni lata. Twarz jego była tajemnicza i bardzo dziwna. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, ale zdziwiło mnie to, że przygląda się memu znamieniu. Po chwili ciszy nieznajomy zszedł z konia. Był wyższy o pół głowy ode mnie, dobrze zbudowany i bardzo pewny siebie. W pewnej chwili na jego szyi zauważyłem medalion. Wydawał mi się bardzo dziwny i znajomy, coś mi przypominał. Widniały na nim inicjały "D.van der C.". Na środku medalionu były dwa miecze i tarcza na której umieszczona była złota głowa smoka. Nie wiedziałem co mam zrobić i co powiedzieć. Nagle poczułem straszny ból w miejscu gdzie miałem znamię. Paliło ono żywym ogniem. Po chwili zrozumiałem, że medalion nieznajomego i moje znamię jest prawie identyczne. Nie zastanawiając się chwyciłem za miecz i zadałem cios. Nieznajomy w mgnieniu oka zrobił unik i chwycił mnie za rękę.
- Szukam mojego młodszego brata, Kasiba van der Cooka - odezwał się nieznajomy.
- Kim ty jesteś, że zadajesz pytania? - spytałem
- Bardzo przepraszam, że się nie przedstawiłem ale sam mnie zaatakowałeś pierwszy - uśmiechnął się nieznajomy.
- Chętnie odbędę z tobą pojedynek, bo jeszcze nie skończyłem
Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej, przecież jestem najlepszym wojownikiem w wiosce. Patrzyłem prosto w oczy przeciwnika. Widziałem w nich tylko spokój i opanowanie. Nieznajomy ściągnął swój płaszcz i podał go Arbornowi. Staliśmy tak na przeciw siebie i czekaliśmy na jakiś ruch.
- Zadaj mi jedno pytanie zanim poleje się krew - zaczął nieznajomy.
- Krew nie musi się polać - powiedział Patax
- Twój ojczym ma racje, nie musimy walczyć...
Staliśmy jeszcze tak przez chwile gdy w końcu opuściłem miecz. Nieznajomy widząc to uśmiechnął się i opuścił swój miecz.
- Teraz mogę ci się przedstawić. Jestem Dosh van der Cook, generał Niepokonanych Hallmarków, twój brat. Widzę, że tak jak ja jesteś zawzięty i odważny. Bardzo się cieszę, że w końcu cię widzę.
- To jest niemożliwe. Ja nie mam brata. Zginął razem z rodzicami. Nie wierzę ci.
- Hmm, widzisz swoje znamię na ramieniu? Widnieje na nim głowa niedźwiedzia. Oznacza to, że posiadasz siłę i odwagę niedźwiedzia. Na moim znamieniu jest głowa smoka. Jesteśmy braćmi Kasib.
Stałem tak przez jakieś parę sekund a wydawało mi się że minęło wiele godzin. W końcu Dosh się odezwał.
- Jeśli interesuje cię śmierć naszych rodziców i twoje przeznaczenie musisz udać się do Świątyni Niepokonanych Hallmarków i odczytać księgę.
- On ma rację - odezwał się Patax - Przy twoim ciele nad rzeką był medalion i list. Aby otworzyć tę księgę musisz przekręcić ten medalion w otworze w księdze. Musisz mieć jednak ukończone dwadzieścia lat gdyż wtedy będziesz odpowiedzialny za swe czyny.
- Pozostaje jedno pytanie - powiedziałem z uśmiechem - Jak mnie znalazłeś?
- To bardzo proste. Przejeżdżałem w pobliskiej wiosce i zapytałem pewną dziewczynę czy nie wie gdzie jest jakaś dobra kuźnia. Potrzebowałem wtedy naprawy mojej zbroi gdyż została ona uszkodzona przez zombi, z którymi walczyłem - Dosh się uśmiechnął - Dziewczyna od razu powiedziała mi o waszej kuźni, że jest najlepsza i pracuje tam taki piękny młodzieniec z dziwnym znamieniem na ramieniu.
Rozbawiła mnie ta opowieść gdyż dowiedziałem się, że podobam się pobliskim dziewkom.
- No ale dość tych pytań - powiedział Patax - Dosh musisz być bardzo głodny i zmęczony poszukiwaniami, zapraszam na wieczerzę.
- Będę zaszczycony dobry człowieku - odpowiedział i wszyscy udaliśmy się do chaty. Przez cały wieczór rozmawialiśmy. Dosh o swoich przygodach, a my o naszym życiu. Rankiem Dosh żegnając się z nami wyruszył z powrotem do Świątyni. Wszyscy powrócili do swoich obowiązków a ja czekałem aż ukończę 20 wiosen. Czas minął przy dalszym szkoleniu walki. Oczywiście pomagał mi przy tym Arborn. Aż w końcu nastał czas pożegnania, musiałem wyruszać do Świątyni Niepokonanych Hallmarków. Wziąłem ze sobą najlepszy oręż i zbroję. Patax ostrzegał mnie przed ciemnymi i gęstymi lasami, przed śmiercią czającą się wśród drzew. Szedłem przez pół dnia kiedy w końcu doszedłem do wielkiej jaskini. Patax ostrzegał nas przed nią, i zabraniał wchodzenia do niej. Pomyślałem sobie, dlaczego mam nie spróbować, przecież jestem świetnym wojownikiem i mam dobry pancerz. Gdy wszedłem do środka widok powalił mnie na kolana. Dookoła porozrzucane były ludzkie kości, sterty zardzewiałej broni i zbroi. Idąc dalej, najciszej jak mogłem, poczułem delikatny powiew odoru który przeszywał całą jaskinię. Powoli wydobyłem miecz, bo nie wiedziałem kogo lub co mogę spotkać. To co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wielki stwór powoli wynurzał się z głębi jaskini. Na początku myślałem, że to ogromny pająk ale pająki przecież nie mają rogów. Z pyska ściekała mu kleista ciecz. Cały pokryty był zrogowaciałą skórą, jego długie macki sięgały do samej ziemi. Bez zastanowienia ruszyłem na potwora. Ciosy które zadawałem nie trafiały celu. Stwór był bardzo szybki mimo swojej wielkości. Wpadłem na pomysł żeby przeszyć mieczem jego wyłupiaste oczy i przebić czaszkę. Stawiając wszystko na jedna kartę pobiegłem z wyciągniętym mieczem. Miecz ugodził stwora w oczy ale nie przebił jego czaszki. Szybko machnął swoimi mackami i wytrącił mi miecz. Gdy próbowałem się po niego schylić złapał mnie za nogi i zaczął ciągnąć w stronę pyska. Kiedy poczułem jego kleistą ciecz na mych butach z mego medalionu błysnęła wielka tęcza a z niej wyłonił się ogromny siwy niedźwiedź. Mój sprzymierzeniec wziął wielki zamach i wielką łapą roztrzaskał głowę na kawałki. Zielona krew rozlała się po całej jaskini a ścierwo upadło na ziemię. Niedźwiedź głośno zaryczał i zaczął się do mnie przybliżać. Wystraszony nie wiedziałem co robić. Podszedł tak blisko, że pyskiem dotykał mej twarzy. Wpatrywał mi się głęboko w oczy i po chwili... uśmiechnął się. Bardzo się zdziwiłem. Zaraz potem zaczął się rozmazywać i "wlatywać" do mego medalionu. Nastała grobowa cisza. Szybko podniosłem się na nogi i ujrzałem jakiś blask dochodzący z oddali jaskini. Bez zastanowienia poszedłem w tamtą stronę. Gdy doszedłem zobaczyłem wielkie skarby zbierane przez stwora. Były tam piękne zbroje, miecze różnego rodzaju hełmy, sztylety. Gdy podszedłem bliżej mój wzrok zwróciła jedna buława królewska. Wysadzana była wspaniałymi kamieniami, a na rękojeści wygrawerowany był napis "Królestwo i Ojczyzna. Morpho van der Cook". Oniemiałem. Bez zastanowienia zacząłem szukać innych rzeczy należących do mojej rodziny. Po pewnym czasie skompletowałem wspaniałą zbroję płytową. Na napierśniku widniał medalion, taki sam jaki ja nosiłem na szyi. Gdy włożyłem zbroję poczułem zimny chłód przepływający przez me ciało. Niewątpliwie zbroja ta była nasycona jakąś magią. Gdy zabierałem się do drogi usłyszałem głos za moimi plecami.
- Witaj bracie
Szybko odwróciłem się gotowy do ataku.
- Wypełniłeś swoją misję jaką naznaczony byłeś od urodzenia.
- Dosh! Jak ty się tu znalazłeś?!? Przed chwilą omal nie zginąłem. Jakiś wielki pająk chciał mnie pożreć!
- Wiedziałem, że dasz sobie radę...
- Ty! Masz cos z tym wspólnego?? Jak śmiałeś?
- Uspokój się, to wszystko zapisane jest w Księdze Hallmarków. A teraz pozwól, że zabiorę cię tam.
Nagle poczułem się strasznie lekki. Zacząłem wirować aż nagle znalazłem się w wielkiej świątyni. Dosh oprowadził mnie po całej świątyni i zaprowadził do potężnej biblioteki gdzie było tysiące ksiąg. Jedna się tylko wyróżniała. Unosiła się w powietrzu nad podestem. Dosh powiedział mi abym do niej podszedł. Wyciągnąłem medalion i podszedłem do księgi. Zauważyłem okrągły otwór pośrodku niej. Wsadziłem do niego medalion i usłyszałem głośny ryk niedźwiedzia. Pojawił się on nad księgą i wielką łapą otworzył księgę. Siedziałem tak przez całe popołudnie i czytałem. Gdy doszedłem do końca przeczytałem, że dana mi jest jeszcze jedna misja. Musze zacząć swe życie od początku nic nie umiejąc aby stać się wielkim szanowanym królem całego świata. Poczułem, że znów wiruje i pojawiłem się przed jakimś wielkim zamkiem.


59     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : ZNAK PRZEZNACZENIA