07     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     HALF-LIFE FAMILY: RECENZJA - Opposing Force



Kamil "Iwan" Iwanowicz


"... moja zbroja jest już doszczętnie zniszczona. Przed chwilą odparłem atak latających stworzeń. Zatrzymałem się tutaj, żeby zebrać trochę sił. Jeśli zdołałeś tu dotrzeć i czytasz to co piszę, wiedz, że ta planeta jest bardzo zdradliwa. Pamiętaj, że nie wolno się załamać. To dziwne echo naśladujące każdy twój dźwięk podczas walki osiąga apogeum i straszliwie dekoncentruje. Muszę już iść. Jeśli na tej skale nic nie będzie już wyryte, oznacza, że w grocie po lewej czeka śmierć."
Podpisano: Gracz



Gdy miałem już w domu płytę z dodatkiem do HALF-LIFE nie spostrzegłem się, a już siedziałem przed komputerem z wypiekami na twarzy.

Eee... czemu pan ma takie wielkie ręce?

HALF-LIFE zabił mnie swoim klimatem i grywalnością, więc chciałem ponownie zagłębić się w ten straszny świat. OPPOSING FORCE, bo tak brzmi nazwa dodatku, rozpoczyna się równie oryginalnie, co jego poprzednik. Tym razem stajemy po drugiej stronie barykady- jesteśmy jednym z komandosów i wraz z kilkoma "kulegami" wybieramy się polować na Gordona Freemana (jakby kto nie wiedział: G.F. to bohater poprzedniej części gry). Myślę, że taka inwersja to bardzo dobry pomysł ze strony programistów. Początek natomiast, przypomina chwile spędzone przed H-L i szybko wprowadza w mocny, lekko zakręcony klimat. Oddział komandosów, w tym nasz bohater lecą helikopterem we wspomnianym celu. Chłopaki rozmawiają ze sobą, plotą jakieś głupoty, przez "drzwi" widać kolejne helikoptery z ludźmi, jest fajnie, uderza realizm sytuacji, gdy nagle... Skromne 'łubudubu', eksplozje, wokół panika, coś dzieje z maszyną; obraz zanika... Cisza... Słychać tylko przyspieszone bicie serca...
Co dzieje się dalej zdradzić nie mogę, powiem tylko, że "wejście" trzyma klimat poprzednika i to trzyma bardzo mocno! Niby już coś takiego widzieliśmy, ale OPPOSING FORCE na wstępie rozwala bezapelacyjnie.
I znowu walka zamienia się w paniczną obronę, którą dla odmiany zaczynamy nie z łomem, tylko z wielkim kluczem do prania po łbach... Niestety, owe narzędzie nadaje się co najwyżej do podrapania po plecach lub rozwalenia kilku skrzynek. Ścierając się z przeciwnikami przy jego pomocy, dostajemy ostre baty. Jako nieunikniona kolej rzeczy po krótkiej rozgrywce znajdujemy przy towarzyszu pistolet. Ale nie jest to zwykły pistolet (taki też potem będzie)- ten ma (prawy button myszy) "czerwone światełko"- bynajmniej nie do świecenia po oczach. Kula zawsze trafia tam, gdzie wskazuje laserowy celownik, co czyni omawianą broń wielce przydatną w precyzyjnym eliminowaniu wrogów z bliska, czy z daleka. Ogólnie rzecz biorąc i przy okazji nie zabierając „radochy” w odkrywaniu nowych broni donoszę, iż sporo wyposażenia to sprzęt z pierwowzoru OF. Wprawdzie dodano kilka nowych narzędzi śmierci (genialnych, szczególnie wymiata "przyssawka", choć to chyba nie jest tak do końca broń :), kilka zastąpiono nieco odmiennymi z założenia, jednak posiadających podobne cechy co w części pierwszej, więc bywalec pewnej stacji badawczej w Meksyku nie powinien się ani na chwilę pogubić. Dodano też kilka nowych kreatur i "jeszcze jakiś innych, niedobrych komandosów". Jest zdecydowanie pozytywnie, choć żadne z nich nie "jeży włosów na klacie", czy nie przyspiesza niebezpiecznie bicia serca. Choć przyznać muszę- jedno monstrum prawie zwaliło mnie z krzesła. Choć samo w sobie nie jest zbyt straszne, to okoliczności 'radosnego obcowania' z nim były doprawdy przerażające

Einstein! Ty już więcej nie pijesz!

Zanim je przedstawię (okoliczności), opiszę dokładniej wspomniane monstrum: rozmiarem przypomina śmieciarkę, na odległość wypluwa wiązkę czegoś w rodzaju 'różowego prądu', który mimo, iż leci do celu szybko, nie ma możliwości zmiany kierunku; zaś z bliska potwór miażdży nas przednimi odnóżami. Na dużej przestrzeni i w liczbie "1", przy odrobinie gimnastyki można bezproblemowo utłuc gada poczciwym shotgunem (chociaż „nastrzelać” trzeba się co nie miara- potwór posiada potężną skorupę, co nie przeszkadza mu dość szybko poruszać się poprzez "krowie podskoki"), jednak w ciasnym korytarzu egzekucja wymaga potężniejszego uzbrojenia (rakietnica included).
Jeśli w korytarzu jest tak ciemno, jak w pochmurną noc w środku lasu (nic nie widać), a z jego licznych odnóg można spodziewać się różowej wiązki lub zmiażdżenia o ścianę, to klimat staje się tak ciężki, że aż dostaje nadwagi. Atmosfery zagrożenia dopełniają dźwięki dochodzące z nieznanych kierunków i widok przez noktowizor.
No właśnie. W OF, jako komandos z prawdziwego zdarzenia po wciśnięciu "F" mroku nie rozjaśni latarka, jeno obraz traci nieco na ostrości (... i przy okazji drastycznie spada ilość wyświetlanych FPS-ów) ukazując świat w zieleni i jej odcieniach. Widoczność zmniejsza się do kilku metrów, co doskonale potęguje klimat w całkowicie zaciemnionych i naszpikowanych wrogami pomieszczeniach. Noktowizor wnosi nieco świeżości do gry i najzwyczajniej daje radę! Zmianie uległ również wygląd ikon (zdrowie, moc/energia i bronie) w ochronnym kombinezonie, które moim zdaniem wyglądają teraz znacznie lepiej. Bardziej pasują do futurystycznego i hmmm.. "bezwzględnego" klimatu OPPOSING FORCE.

Zieeeeloooonoooo miiii...

"O co właściwie chodzi w tej grze"- zapytają ciocia, czy dziadek zupełnie nie obeznani w temacie. Jak brzmiałaby najkrótsza odpowiedź opisująca ogólne założenie gry? "Biegasz i strzelasz". Jednak mam nadzieję, że osoba czytająca ten tekst, w 'branży' obeznana troszkę jest i bez zbędnego lania wody i streszczenia historii gier wszelakich przyswoi sobie, iż HALF-LIFE wraz z dodatkiem - to gry, w których trzeba zdrowo kombinować. I chwała im za to... Sytuacje zwane z marszu 'zagadkami', tak naprawdę nimi nie są. OF to nie przygodówka, w której mamy możliwość wybierania opcji dialogowych, czy gromadzimy rozmaite przedmioty. Sytuacje, w których należałoby użyć szarych komórek polegają np. na doprowadzeniu potrzebnych składników do określonego miejsca, dojścia do trudno dostępnego miejsca poprzez odpowiednie ustawienie skrzynek, ustawienia miejsca lądowania rakiet za pomocą dwóch wajch odpowiadających odpowiednio za pionowy i poziomy ruch 'lufy', dane będzie też odłączyć prąd w danym sektorze, żeby nie zostać porażonym przy przechodzeniu przez wodę stale zasilaną w ampery dzięki urwanemu przewodowi zwisającemu z sufitu, itd. Jak widać, mimo obowiązkowego zabijania, w H-L trzeba czasem spuścić palec z cyngla i zdrowo pokombinować. Zagadki są przemyślane, pomysłowe i trudne.

Chyba już tu byłem...

W OPPOSING FORCE co jakiś czas dostajemy pod komendę kilku ocalałych z rzezi komandosów. Można wyróżnić spośród nich medyka, "spawacza" i typowych zabijaków. Spawacz będzie nieraz niezbędny, aby wywalić zamknięte drzwi blokujące dostęp do dalszych pomieszczeń, 'wojownik' wspomoże ogniem karabinu, a medyk wyleczy z ran. Chłopaki w obliczu zagrożenia zachowują się dosyć inteligentnie: nie idą jak owce na rzeź, tylko starają się kombinować, chować przed snajperami krzycząc przy tym typowo po Amerykańsku jakieś komendy (polecam „obczajenie” treningu).

OPPOSING FORCE to doskonała porcja rozrywki nie odbiegająca poziomem od pierwowzoru, co się bardzo ceni. Jednakże jest to tylko nowa, świeża skóra opierająca się na starym szkielecie. Nie uznaję tego jako minus, bo przecież gra się wspaniale, ale... Początek to powtórka z rozrywki, zakończenie jest bliźniaczo podobne, tak samo jak niektóre zagadki. Za to jeden punkt leci w dół. Bez zbędnego marudzenia- jeśli spodobał Ci się HALF-LIFE, to śmiało łykaj OPPOSING FORCE. Wspaniała opowieść pełna wartkiej akcji.

Ocena: 8/10


07     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     HALF-LIFE FAMILY: RECENZJA - Opposing Force