54     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     MANGA ZONE: Kombinezon Bojowy – Gundam Wing #6 „Walc bez końca”



Kombinezon Bojowy – Gundam Wing #6 „Walc bez końca”

Wojciech "Sashh" Felczak


Mangi i anime o robotach bojowych wzbudzają w ludziach skrajnie różne emocje. Przez jednych są kochane, przez innych wręcz znienawidzone. W dzisiejszym wydaniu Manga Zone klasyczny przedstawiciel tego gatunku – Gundam Wing, który niegdyś emitowany był w polskiej telewizji Hyper. Czy manga jest lepsza od anime? Zapraszam do lektury.




„Rok 195 po kolonizacji. Gdy zniszczono „Librę” i upadło OZ, Ziemia oraz kolonie postanowiły na zawsze żyć w pokoju. Założyły United Earth Sphere Nation – Ziemskie Narody Zjednoczone. Czy ludzkość dokonała właściwego wyboru? Czy pokój winno ustanawiać się za wysoką cenę ludzkich istnień? Kolonie wysłały pięciu młodych wojowników, aby przynieśli im pokój. Teraz ich bojowe machiny ucichły i złożyły skrzydła. Zbudowane do walki walczyły o pokój. A teraz... Śpią...”*

Po emisji anime „Gundam Wing” w naszym kraju oczywistym biegiem rzeczy musiała się ukazać manga o tym samym tytule. Wiadomo, jeśli coś się podoba (a anime cieszyło się ogromną popularnością) – trzeba wyeksploatować to do końca. Nie inaczej było w tym przypadku. Wydawnictwo Egmont szybko zwietrzyło okazję i wydało (a właściwie wydaje, bo wciąż ukazują się kolejne numery) 8-tomową serię „Kombinezon Bojowy Gundam Wing” (fatalne wręcz tłumaczenie tytułowego „Mobile Suit” – mogli zostawić oryginalną nazwę, tym bardziej, że słów „Gundam Wing” już nie przetłumaczyli...). W ręku mam najnowszy 6 numer, którego treść to akcja serii OAV – Endless Waltz.
Na początek pokrótce o fabule, którą wielu z Was zapewne już zna. Po długiej i wyczerpującej wojnie pomiędzy koloniami kosmicznymi, a Ziemią, nastał upragniony pokój. Niestety, rok po finałowej bitwie, nadal żyje grupka osób, której marzy się władza. Na czele tej ekipy stoi Dekim Barton, który posługując się małą Mariemaią, pragnie zapanować nad Wszechświatem. Piloci Gundamów (wielkich robotów bojowych) stwierdzają, że ich maszyny nie będą im dłużej potrzebne i wysyłają je w stronę Słońca. Z wyjątkiem Wufeia Changa, który dołącza się do ekipy „złych”. Po odzyskaniu robotów Hero, Trowa, Wufei, Quatre oraz Duo przystępują do wojny, która ma odmienić losy Świata.
Niestety, fabuła nie jest mocną stroną tej mangi. Nie dość, że wydarzenia biegną w ekspresowym tempie (co dla niektórych będzie oczywiście plusem), to ogólnie – przepraszam za wyrażenie - komiks „nie trzyma się kupy”. Mimo, iż nieraz oglądałem kinówkę, trudno było mi połapać się w wydarzeniach. Niektóre sceny zostały przedstawione w sposób rozszerzony w stosunku do kreskówki, inne w sposób skrócony. Można to też uznać za zaletę, gdyż, aby w pełni zrozumieć fabułę, trzeba to kilkakrotnie przeczytać.
Do wad zaliczam także: udziwnione pseudofilozoficzne rozmyślania na temat pokoju i wojny (ten temat dziwnym trafem upodobał sobie Wufei Chang, który zamiast iść do psychoterapeuty, walczy z każdym napotkanym człowiekiem i stara się mu wpoić swoje racje), mało oryginalne i głupawe dialogi, nielogiczność postępowania bohaterów (głównie Wufei Chang, ale inni także nie grzeszą polotem i wyobraźnią). Opisując fabułę, trzeba także wspomnieć słowem o tłumaczeniu. Uważam, że jest ono dobre, a na pewno o niebo lepsze od tłumaczenia anime, po którego dokładniejszym wsłuchaniu się, można się miejscami posikać ze śmiechu. Pod koniec zaciekawiła mnie jedna sprawa – co będzie w następnych dwóch tomach, gdyż na końcu Endless Waltz’a wszystkie Gundamy zostają zniszczone... Pożyjemy, zobaczymy.
Przejdźmy do spraw czysto technicznych. Rysunki są dużo lepsze, niż w poprzednich tomach, co nie znaczy, że są czymś wybitnym. Pod tym względem manga trzyma średni poziom, miejscami jest bardzo niechlujnie narysowana i nieczytelna, ale trzeba to zaakceptować. Wyjątkowo dobrze wypadają grafiki Gundamów. Są one cudne i znacznie podwyższają poziom tej pozycji. Polskie, prawie 200-stronicowe wydanie, to mały tomik (bardzo poręczny rozmiar) z miękką obwolutą. Rysunki oczywiście czarno-białe. Wydawca postarał się, Gundama czytało się komfortowo i to mu się chwali.
Na koniec jak zawsze pozostało mi odpowiedzieć na pytanie: kupić Winga, czy też nie. Ujmę to tak: jeśli jesteście wielkimi fanami serii, lub ogólnie miłośnikami wielkich robotów – kupujcie bez żadnych wątpliwości. Was oczywiście wady typu mierna fabuła, czy średnie rysunki w żaden sposób nie zniechęcą i będziecie jeszcze nieraz z wypiekami na twarzy tą mangę czytać. Co do pozostałych osób – osobiście nie polecam zakupu - uważam, że produkt nie jest wart swojej ceny, ale decyzja należy jak zwykle do Was.

Wydawnictwo: Egmont Polska
Najnowszy numer: 6 (z 8)
Cykl wydawniczy: dwumiesięcznik
Format: kieszonkowy, układ oryginalny
Cechy: Czarno-biały, obwoluta, grzbiet
Autorzy: Hajime Yadate i Yoshiyuki Tomino
Wydawca oryginału: Kodansha Ltd. Tokio

* Gundam Wing #6


54     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     MANGA ZONE: Kombinezon Bojowy – Gundam Wing #6 „Walc bez końca”