26     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : GRIM FANDANGO

GRIM FANDANGO

Krzysztof "Genosha" Kozak


Nazywają mnie Posępnym Żniwiarzem... idę, skryty pod kapturem, w dłoni kosę dzierżę, a odziany jestem w czerń. Niektórzy samą Śmierć we mnie widzą lub widzieć chcą... Co mi w interesach nie pomaga, bo nazywam się Manny Calavera i jestem agentem dość specyficznego biura podróży. Zanim wyruszymy, mam do ciebie jedno pytanie. Czy byłeś uczciwy za życia?



Koniec lat dziewięćdziesiątych był błogosławionym okresem dla miłośników przygodówek. Gracze zostali wtedy zasypani dobrymi tytułami, wśród których można było odszukać i gry wybitne. Wśród nich dwie prawdziwe perły: CURSE OF MONKEY ISLAND oraz GRIM FANDANGO.

Klasa i styl. Można znów poczuć się jak w imperium Ala Capone.


Gra ujrzała światło dzienne w 1998 roku, stając się z miejsca jednym z największych hitów na rynku. W Polsce GRIM FANDANGO nie zyskał popularności, po części z racji ceny – ponad 200 pln , a po części z powodu ilości ezgemplarzy jaka trafiła na polskie półki sklepowe. Było to zaledwie dwieście sztuk – śmiesznie mało. Nie pomogły dodatkowe dostawy, spóźnione o wiele miesięcy. Gra przeszła bez większego echa, a szkoda. Wielka szkoda.
Głównym bohaterem gry jest Manny Calavera. Manny, zaznaczyć to trzeba na wstępie, jest martwy. Jak i wszyscy mieszkańcy Miasta Umarłych, zamieszkałej przez kościotrupy aglomeracji stanowiącej mieszankę Chicago lat 20., Meksyku i wpływów indian Ameryki Środkowej. Manny pracuje w Departamencie Śmierci. Ma ręce pełne roboty, wysyła ludzi wszelakimi środkami transportu do lepszego świata. Pierwszeństwo oczywiście mają uczciwi za życia, reszta musi cierpliwie czekać na swoją kolej. Calavera aniołkiem na ziemskim padole nie był, to i trafiła mu się taka nudna, urzędnicza fucha. Jednak źle się dzieje w Mieście Umarłych. Ktoś uniemożliwia podróże słynnym pociągiem numer dziewięć, zarezerwowanym dla tych, którzy najlepiej wykorzystali swój czas na ziemi. Ktoś musi zająć się sprawą od zaraz. Chyba już wiesz kto?
Zacznijmy od nielicznych wad gry. Sterujemy Mannym tylko za pomocą klawiatury, co z początku może być trochę męczące. System sterowania jest identyczny do tego z ESCAPE FROM MONKEY ISLAND i został poddany dość surowej krytyce. Jednak po trzydziestu minutach idzie się przyzwyczaić, tym bardziej że fabuła niesamowicie wciąga i każe zapomnieć o drobnych niedoróbkach. Spędziłem przy GRIM FANDANGO wiele godzin i gra dwukrotnie mi się zawiesiła. Manny zniknął gdzieś poza ekranem i w żaden sposób nie chciał powrócić, pozostało więc wyjście do Windowsa. Bodajże ostatnią wadą gry jest jej lekka niestabilność.

Po takich wizytach połowa ludzi przechodzi na wegetarianizm.


Grafika potrafi się tu i ówdzie rozmazać, lekko zniechęcając nas do dalszej zabawy. Wystarczy jednak wyjść z pomieszczenia i wrócić do niego ponownie, aby wszystko wróciło do normy.
Przyjrzyjmy się teraz zaletom GRIM FANDANGO, które zdecydowanie biorą górę nad kilkoma niedociągnięciami. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy, a może raczej uszy, są fenomenalnie dobrane głosy aktorów. Niskie, nastrojowe, w przypadku kobiet zmysłowe, okraszone meksykańskim akcentem, idealnie oddające nastrój, który wraz z rozgrywką gęstnieje jak atmosfera w polskim parlamencie. Przy GRIM FANDANGO pracował ten sam sztab fachowców co przy CURSE OF MONKEY ISLAND, a to zaowocowało równie genialnym efektem. Dialogi przeplatane są wstawkami hiszpańskimi, aż chce się krzyknąć: Hasta la victoria siempre!

Patrz i ucz się, czyli jak to się robi w zaświatach.


Grafika jest bardzo specyficzna, jednak nie sposób jej nie polubić. Postaci wyglądają na wycięte z papierowych walców, lecz jest to zabieg celowy. Brzmieć to może dziwnie, ale efekt jest fantastyczny – trzeba samemu zagrać i przekonać się, jak pięknie trójwymiarowe postaci komponują się ze statycznym tłem. Takie rozwiązanie pozwala na uruchomienie GRIM FANDANGO nawet na słabych i starych komputerach, nie zakłócając zbytnio płynności rozgrywki.

Posępny Żniwiarz? Nie mam pojęcia skąd się to wzięło.


Chwilami można odnieść wrażenie, iż gra prezentuje się lepiej niż wydane przez tą samą firmę trzy lata później ESCAPE FROM MONKEY ISLAND. Porównań między GRIM FANDANGO a serią Małpiej Wyspy nie da się uniknąć, łączy je bowiem bardzo wiele. Przewrotny, momentami czarny humor, umiejętnie poprowadzona akcja, fabuła godna współczesnych mistrzów pióra czy kojący uszy soundtrack – to wszystko składa się na wyjątkowość przygodówek spod znaku Lucas Arts.
GRIM FANDANGO nie jest pozycją obowiązkową dla każdego gracza. Niektórym może nie przypaść do gustu poziom trudności, inni zarzucą rozgrywkę z powodu niewystarczającej znajomości angielskiego, jeszcze inni wybiorą byle strzelankę nad przygodę z Mannym Calaverą. Stracą jednak bardzo wiele, ponieważ GRIM FANDANGO jest jedną z najlepszych gier przygodowych w historii i grając w ten tytuł ponownie po tylu latach tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że takich gier już dzisiaj nie robią.

Ocena: 8/10

26     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : GRIM FANDANGO