18     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Pirates of the Carribean



Wojciech "Keiran" Skitał


Pierwszą grą w której mogliśmy wcielić się w postać pirata było legendarne już PIRATES! Sida Meiera. Gra ta ukazała się na większość popularnych w tym czasie platform, choć najlepiej wyglądała na Amidze. Tym co zapewniło ogromny sukces temu tytułowi była niewiarygodna wręcz swoboda. Gracz mógł wybrać epokę, w której chciał żyć (od XV do XVII wieku) oraz swoją narodowość, a następnie robić co mu się tylko żywnie podobało. Zostać korsarzem, handlarzem, bądź też pospolitym piratem.



O dziwo gra ta przez długi czas nie znajdowała naśladowców, musieliśmy czekać na PIRATES GOLD!, które było w zasadzie tylko remake'em. Oprócz oprawy pozostał ten sam schemat. Późniejsze gry w podobnym klimacie, które mogę skojarzyć to bardzo dobra przygodówka RED GUARD (również od Bethesdy) oraz raczej przeciętne CUTTHROATS i CORSAIRS.

Nathaniel ma kłopoty.


Dopiero pojawienie się SEA DOGS poprawiło sytuację gier marynistycznych. Pomimo tego, że w Polsce ukazała się po długim oczekiwaniu to zdołała zebrać grono wielbicieli. Sama gra była bardzo podobna do PIRATES, choć znalazło się w niej więcej aspektów strategicznych. A dlaczego mówię o SEA DOGS? Otóż recenzowane PIRATES OF THE CARRIBEAN początkowo miało ukazać się jako SEA DOGS 2. Na zmianę planów wpłynęła sytuacja na rynku filmowym. Otóż, znana wytwórnia Disneya przygotowała film pod tym samym tytułem, jako że zapowiadał się na murowany hit, to panowie z Bethesdy pomyśleli o licencji. Niestety nie był to chyba krok w dobrym kierunku.
Samą grę jak zwykle zaczynamy od procesu instalacji, niestety średnio przyjemnego. Gra zajmuje prawie dwa i pół gigabajta na dysku twardym. Byłoby to jeszcze do zniesienia, ale sama instalacja trwa za długo, ktoś tu pokpił sprawę, bo gra składa się z ogromnej ilości plików co tak wydłuża cały proces. Ale tak to jest gdy równolegle robi się wersje konsolową.
Początek gry również może rozczarować; nie mamy żadnego wpływu na postać, którą będziemy animować. Pod opiekę dostajemy Brytyjczyka - Nathaniela Hawka, który jak na mój gust jest trochę zbyt ciapowaty. Tym na co warto teraz zwrócić uwagę jest grafika. Ta naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Pomimo wysokich minimalnych wymagań, to już na moim sprzęcie chodzi idealnie. Animacja postaci jest ładna, co czasem bywało bolączką takich gier. Wszelkie budynki w miastach również są ładne. Dlaczego tylko każdy sklep wygląda tak samo? No i niestety zmieniając lokacje zobaczymy napis "Loading"', na szczęście trwa tylko chwilę. Najlepiej jednak wyglądają okręty, a zwłaszcza same bitwy. Obiekty są znakomicie odwzorowane, a morze również wygląda pięknie. Ale nie ma róży bez kolców, już mapa świata po której się poruszamy wygląda bardzo przeciętnie. Podobnie jest z wyglądem samych menu postaci, są takie zbyt kolorowe (wpływ Disneya?) jak na grę o piratach.

Do abordażu psy! Do abordażu!


Udźwiękowienie, zwłaszcza od strony muzycznej jest świetne. Melodie idealnie pasują do tych czasów. Niestety autorzy nie pokusili się o całkowity dubbing, tylko niektóre kwestie (powitania) są mówione.
Natomiast okrzyki w trakcie pojedynków, czy odgłosy dział to miód dla uszu. Całą oprawę zabija niestety tragiczne sterowanie. Przyzwyczajenie się do niego zajmuje kilka godzin, w porównaniu do POTC tak krytykowane sterowanie z GOTHICA jest idealne. Przede wszystkim, dlaczego nie ma możliwości strafe'owania? Postać może tylko chodzić do przodu, do tyłu lub się odwracać. A poza tym pojedynki - radzę przed każdym save'ować, bo są one raczej efektem szczęścia niż umiejętności, za dużo w nich przypadku. Natomiast same bitwy morskie to już inna kwestia, są dość trudne zwłaszcza na początku, ale za to dają dużo satysfakcji. Przyczepić się można również do samego trybu eksploracji, zajmuje on zbyt dużo czasu. Wprawdzie jest tryb szybkiego dojścia do wybranego miejsca, trafimy w ten sposób do sklepu lub stoczni, ale już o lichwiarzu można zapomnieć. Jeśli wziąć pod uwagę że miasta są dość duże, to zajmuje to stanowczo za dużo czasu.

Rewelacyjny widok, prawda?


A co możemy robić w tej grze? Jest to w gruncie rzeczy dość swobodny RPG, nie dorównujący jednak MORROWINDOWI. Nasz bohater z walki na walkę poprawia swoje umiejętności i zdobywa punkty, które możemy przeznaczyć na rozwinięcie jakiejś cechy. Poza walką możemy handlować, co jest raczej nudnym zajęciem, gdyż warunki nie zmieniają się.
Zastanawiający jest sam fakt użycia licencji filmowej - sam motyw z filmu wygląda tu na wciśnięty trochę na siłę. Poza tym, gra z Karaibami ma wspólny jedynie tytuł gdyż cała gra toczy się w jakimś fikcyjnym miejscu, przypominającym tylko Karaiby.

Bitwa morska pełną gębą.


Mam teraz dylemat, no bo komu polecić tą grę. Zapowiadał się hit i oprawa jest naprawdę w porządku, ale to sterowanie czy kiepskie pojedynki wyraźnie wskazują na przyspieszoną datę wydania gry, tak aby zdążyć na premierę filmu. Gdy widzę taką grę to chętnie powiedziałbym twórcom: "czy nie mogliście nad tym popracować jeszcze pół roku?". Sama gra wymaga wiele cierpliwości, ale może warto zaryzykować, bo po pewnym czasie naprawdę wciąga i zapominamy o niedoróbkach. Fani tytułów o piratach mogą sobie dopisać jedno oczko, natomiast zagorzali przeciwnicy - jedno oczko odjąć. Dla każdego innego jest to chyba gra na 7.


7
897
+ oprawa
+ tematyka
+ nieźle oddany klimat
- sterowanie
- pojedynki
- średnio wykorzystana licencja
Gatunek: RPG na morzu
Producent/ Wydawca: Bethesda
Dystrybutor Pl: CD-Projekt
Termin wydania: wrzesień/październik (PC)
Wymagania min: P3 800 MHz, 128 MB Ram, Akcelerator 32MB (zgodny z D-X 8.1)

18     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Pirates of the Carribean