52     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Salon des morts


Salon des morts

Patryk " Paweł Romanowicz " Stanik


Dostaliśmy "własną" strefę stabilizacyjną (dla ułatwienia - nazwijmy ją okupacyjną). Większość gazet nazywa nas czwartym Mocarstwem, a mniejszość z tej większości robi to oczywiście ironicznie. Czym zatem jesteśmy? Jak będzie wyglądała nasza rola na scenie międzynarodowej?



Jak się okazało (co można wnioskować choćby z przezwiska narodów przeciwnych wojnie, to jest Rosji, Niemców i oczywiście Francji, jako tych największych, które nazywane są teraz salonem odrzuconych), opłacało się Polakom wystawić dwustuosobową armię Gromu, gdyż zyski w tej tabeli są większe, aniżeli straty. Dziwi sam fakt oburzenia jeszcze przed wojną ludności, że w ogóle wysyłamy ludzi na obcą wojnę. Nie zwrócili oni chyba uwagi na wiele setek policjantów, żołnierzy czy choćby medyków, którzy non-stop, choćby w akcji błękitnych hełmów, narażają życie dla innych narodów. Można powiedzieć zawsze, że to są misje pokojowe, ale nie sądzę jednak, by nasi uczynili wiele złego podczas tej wojny, choćby z faktu, że niewiele mogli, bo zwyczajnie było ich za mało. A jeśli znów wrócimy do rachunku zysków i strat, to summa sumarum "opłacało się" (żeby nie wnikać w kwestie socjologiczno- psychologiczno- filozoficzne, które to chyba już kiedyś opisywałem).
Szczerze mówiąc, sam jestem zbity z pantałyku, bo dlaczegóż to nasz kraj nagle został dostrzeżony i dlaczego strefa okupacyjna jest dla nas opłacalna. Jedno zapewne wynika z drugiego.
Zacznijmy od wejścia Polski (może nawet z potknięciem) na scenę międzynarodową, gdzie było nie było, Polacy od dawna nie znajdowali własnego miejsca. Może nie tyle nie znajdowaliśmy, co zostawaliśmy skrzętnie odpychani butami wielkich mocarstw od sceny głównej. Po powyższym stwierdzeniu można zrozumieć złość Chiraca, który nagle z odpychającego nas - staje się odpychanym, i żal mu… żołądek ściska, że popełnił wiele błędów dyplomatycznych, których wyjątkowo ustrzegli się Polacy. Nie znaczy to, że nasza strefa jest oczywista, że z dnia na dzień (jak i po przystąpieniu do Unii) będziemy szanowani na świecie, jak dajmy na to Rosjanie w XIX wieku. Na razie, po ogólnej fazie "natrząchiwania" się z małego państewka mającego kompleks niższości, kraje przeciwne wojnie powoli zaczną odczuwać lekkiego kaca, który albo się będzie pogłębiał (jak w przypadku Francji, sytuację ratować chce jednak premier), albo będzie starannie i subtelnie leczony (vide Niemcy). Rosjanie zaś z całą swą dumą mocarstwową nie przyznają się do błędu (to był błąd - myślicie, że byli przeciwni ze względów humanitarnych? A takiego wała! Sami mieli kontrakty na grubą kasę z Irakiem, które chcieliby utrzymać, a poza tym humanitaryzmem sami szczycą się w Czeczenii). Chiny także za bardzo nie protestują, sami mają kłopoty z SARS, które mogą poważnie nadwerężyć ich prężnie, póki co, rozwijającą się gospodarkę. Sam zresztą słyszałem opinie, że nie przypadkiem jest, iż w Azji właśnie SARS się narodziło; osoby tak mówiące miały na myśli prawa natury, które cały czas w ryzach utrzymują równowagę na świecie, która mogłaby być narażona przez tą masę, rodzących się w Azji ludzi. Taka naturalna selekcja, czy też może obrona przed upadkiem (im więcej ludzi, tym mniej jedzenia; natura to rozumie, ludzie nie chcą tego dostrzegać, chowając się właśnie za własnym humanitaryzmem).
Przejdźmy teraz do ewentualnych korzyści okupowania Iraku. Po trosze został zaprezentowany wzrost znaczenia i prestiżu Polski. Nie dość, że Zachód jest zaskoczony tym skokiem, to i my sami nie możemy tego zrozumieć. Na razie jesteśmy w chwilowej stagnacji, cały świat czeka na to, czy uda nam się w Iraku, czy też nie. Mówiąc "nam", zakładam oczywiście USA i całą resztę menażerii, bo my sami, choć ponoć strefa ma być nasza, będziemy (już jesteśmy) pionkami amerykańskiej rozgrywki. Amerykanom potrzebny był sojusznik (Wielka Brytania świetnie się nadała), który będzie gwarantem działania o wolność w Iraku, a wojna nie będzie postrzegana jako wyraz szowinizmu amerykańskiego. Myślę nawet, że na rękę amerykanom było nie mieszanie się w tą sprawę wielu krajów. Taka ilość była optymalna: jest na kogo zwalić i jest kim się podeprzeć (w polityce, bo militarnie nie musieli oczywiście).
Powyższe stwierdzenia będą jednak prawdziwe tylko wtedy, jeśli nam się uda. Już na wstępie śmiesznym było przyznanie się do problemów związanych z wystawieniem dwóch tysięcy ludzi, gdzie Polska Armia dysponuje siłą stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Zero mobilności już na początku, nie mówiąc o pożyczce od USA na wystawienie tych wojsk. Nie przeszło to bez echa, ale dalej komentatorzy na razie wstrzymują się z większymi rewelacjami, czekając na to co będzie.
My tymczasem żyjemy sobie w "Czwartym Mocarstwie" nie czując związanych z przemianowaniem naszego statusu zmian. Nadal jest bida z nędzą, Miller się poniża (podobno bez 80-cio procentowego poparcia miał podać się do dymisji, co mówił jeszcze jako opozycjonista; teraz ma 80 procent negatywnych ocen swego rządu i trwa, choć chyba nie długo; nie wie nawet, jak bardzo wzburzają się fale wokół niego), rząd kompromituje coraz bardziej, czyli nic nowego. Najgorsza jest perspektywa następnych wyborów parlamentarnych, gdzie nie będzie po prostu na kogo głosować! PO i PiS to korupcja na wielką skalę, SLD właśnie stacza się coraz bardziej, UW nie tylko, że została na marginesie, to nie ma pomysłu na przyszłość (a tak ad hoc mają "wymiotopędną" wręcz reklamówkę o Unii), Samoobrona i LPR to wielka niewiadoma ze wskazaniem In Minus. Wprawdzie, prawdę mówi Lepper, że jego partia jeszcze nie rządziła, ale nie wiem, czy podłożenie ognia pod płonący las może coś zmienić. LPR zaś, pomimo erudycji słonia Giertycha, nadal pozostaje przygnieciona Rydzykiem (którego powinny władze zamknąć już kilka lat temu, kiedyś takich heretyków po prostu palono). Jest jeszcze PSL, jednak to grupa ludzi, która z nazwy reprezentuje jedną grupę wyborców, a z praktyki samych siebie tylko. Kompletnie beznadziejna sytuacja - żadnej partii godnej zaufania. Tu lekarstwem mogłaby być ta widmowa partia Kwaśniewskiego, ale jak pogłoski o niej pojawiły się znikąd, tak teraz zostały chyba zapomniane. I jak tu uczciwy człowieku masz głosować? Wszyscy złodzieje, żeby nie powtarzać się po Lepperze (który sam uczciwością nie grzeszy, nawet w stosunku do swoich, a może w szczególności do nich, rolników).
Człowiek jest w kraju bezradny, a tu weź i wybieraj ludzi godnych zaufania do Parlamentu Europejskiego! Przecież nie chcemy Europie podkładać zgniłego jajka. No, póki co brak perspektyw, równia pochyła, nie muszę pisać, w którą stronę…
A polityka, choć coraz bardziej beznadziejna, przenika głębiej i głębiej. "Przekrój", skądinąd bardzo kiedyś dobra gazeta - nie dość, że wydaje ostatni dech (pamiętacie nagłą kampanię "Machiny"? Ostatni dech przedśmiertny - wiele innych przypadków reagowało podobnie wzmożoną reklamą) - to Najsztub, miast zająć się wartością merytoryczną pisma, woli, jako małe słoneczko układu przekrojowego, swoim egocentryzmem doprowadzić do drgawek ostatnich wiernych czytelników. Zaś polityka ta, kiedyś pojawiająca się w większej reprezentacji sporadycznie, teraz przesiąka do każdych dłuższych artykułów. Dłuższych i coraz nudniejszych. Chcę nie wierzyć, że przeprowadzka do Warszawy to zmieniła, jednak od tamtego czasu gwałci się pismo o tak świetnych tradycjach. Choć niewiele wiem o tradycji. Ale usunięcie Filutka chociażby - ot, doskonała data końca ery "Przekroju". Szkoda. A Najsztub niech sobie znajdzie porządną pracę w gazecie Samoobrona czy Szczerbiec, gdzie będzie mógł bredzić o polityce do woli - tam jednak będzie mniej groźny.


52     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Salon des morts