44     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Po kilku głębszych... przemyśleniach



Kamil "Iwan" Iwanowicz


Gry SERIOUS SAM FIRST ENCOUNTER i SERIOUS SAM SECOND ENCOUNTER to produkty jedyne w swoim rodzaju. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu również przytakniesz, że żaden WILL ROCK, ani nikt inny nie będzie mógł się z nimi równać.



DLA TYCH, CO WIEDZĄ...
Słyszę krzyk. Stłumiony krzyk dobiegający z oddali. Moim oczom ukazuje się chmara ludzików, którzy w akompaniamencie wrzasku pędzą w moją stronę trzymając bomby. Wyjmuję "Tommy guna" i zaczynam robić z nimi porządek, ale z każdą chwilą jest ich więcej. Gdy w końcu udaje mi się znacznie uszczuplić oddziały samobójców, do akcji wkraczają szare szkielety, co zwiastuje tupot ich kopyt. Najpierw jeden, drugi, potem cała armia. Po chwili, pół areny pokrywa się ogniem stale dobywającym się z mojego miotacza. Na ziemi leżą liczne spalone szczątki, ale wrogowie wciąż nacierają. Następnie atakują bojowe roboty, zasypując mnie swoimi rakietami, które rażą też przeciwników. Uwijając się wśród śmiertelnych razów i gorących płomieni, zauważam w oddali całą watahę harpii. W ostatniej chwili umknąłem wielkiej ognistej kuli, która uderzyła w skupisko przeciwników. I gdy przed nosem śmignął mi "dyniogłowy" z piłą w rękach, a harpie zaczęły zrzucać z powietrza tych wybuchowych wariatów - ktoś przywalił mi od tyłu tak, że przeleciałem w powietrzu kawał planszy i zacząłem się zastanawiać: "Boże, gdzie jesteś"... O! Dostałem piłę motorową!"

Ej! Miało nie być po brzuchu!


...I DLA TYCH CO NIE WIEDZĄ
SERIOUS SAM (a raczej Croteam) wykorzystał motyw prosty, ale jeszcze dotąd w FPS'ach niespotykany. Otóż, dane jest graczowi walczyć w jednej bitwie z wielkimi armiami potworów. Nie z trzema, czterema, czy piętnastoma, ale czasem nawet z kilkudziesięcioma, dochodząc nawet do setki (trudno się doliczyć :). Wielkie bitwy są rozgrywane na, nierzadko wymyślnych, arenach, np. zaciemnione pomieszczenie, w którym widać cokolwiek tylko podczas rozbłysków po wybuchach (i dzięki ogniowi miotacza); turbina bez grawitacji; arena na której wszyscy odbijają się od ścian itd.
Oprawa graficzna to przede wszystkim: soczyste kolory, interakcja z otoczeniem, piękne wybuchy, tekstury, szczegółowi wrogowie i wspaniałe efekty. To tyle jeśli chodzi o podstawowe informacje. Zabieramy się za mięsko (aha, POWAŻNY SAM to wielki, silny, chodzący w czerwonych trampkach debil).

Poradnik kucharza - jak zrobić zupę mleczną


PO GŁĘBSZEJ ANALIZIE...
Do tej pory światło dzienne ujrzały dwie części przygód Sama. Z pozoru wychodzi na to, że druga część to pierwsza, plus 3 nowe bronie, kilka potworów i nowe plansze. Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. SECOND ENCOUNTER prezentuje się znacznie lepiej od swojego poprzednika. Wyraźnie widać, że panowie odpowiedzialni za tą masową rzeźnię, przy pierwszej części nabrali doświadczenia i zmienili nieco charakter gry. Przede wszystkim, czeka nas dużo skakania po platformach, zmagania się z pędem powietrza, szklistą podłogą i starożytnymi zagadkami. Wszystko to jest ciekawie pomyślane i przywodzi na myśl... TOMB RAIDER'a (zresztą, we właściwym opisie lokacji jest do TR wyraźna aluzja...). Oczywiście, tu nie będziemy 10 godzin szukać jakiegoś przełącznika, bo Sam wie, gdzie kończy się miodność (gdzieś tak przy 20 podejściu? :), a zaczyna frustracja.
Hardcore'owy charakter gry dotyczy obu części SS, a przejawia się w tym, iż twórcy wcale nie kryją przed graczem, że ich gra to po prostu... gra. Teksty w stylu: "To muszą być te drzwi, inaczej nie byłoby tej bajeranckiej wstawki filmowej" niszczą granicę sterylności gry w stosunku do gracza (zagrajcie np. w IRON STRATEGY, ETHERLORDS [wersja PL], czy HELI HEROES, a zrozumiecie o czym mówię). Chłopaki z Croteam nie tworzyli na siłę skomplikowanej fabuły, która jest Samowi potrzebna niczym kolorowe żelki...
Oni dobrze wiedzą, że gracz zdaje sobie sprawę, iż niektóre rzeczy w SS to taki mały żart, pole do popisu dla gagów, głupoty i parodii. SS nie stara się udowadniać, że jest grą skomplikowaną i mocno rozbudowaną, wręcz przeciwnie - pokazuje, że najważniejsza jest tu ostra rozwałka i dobra zabawa (co potrafi się też przełożyć na odstresowanie). Ta gra dobitnie pokazuje, że nie musisz już wołać "Mama, to drzewo jest brzydkie", tylko możesz je wystrzelić w powietrze. Tak ja to rozumiem. A najfajniejsze jest w SS to, że mimo pozornej (i rzeczywistej chyba też) prostoty, gra posiada takie coś, co nosi nazwę...

W tym roku prezentów nie będzie


...FINEZJA
Inaczej tego określić nie sposób. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy właściwie jesteśmy non-stop wrzucani do kolejnych pomieszczeń/ aren pełnych potworów i... to jest wszystko. Jednak nie czuć w tym żadnej monotonii, ani nic takiego. Przechodząc przez kolejne drzwi oczekuję czegoś nowego i zawsze wydaje mi się, że to znalazłem. Może powodują to liczne bonusy, jak np. tajny mściwy bałwan, tajny zmniejszający się bałwan albo tajny św. Mikołaj... Ale wróćmy jeszcze na chwilę do różnic pomiędzy pierwszą i drugą częścią gry. A dokładniej, do aren. Przez pierwsze dwie krainy w SE nie widać kolosalnych różnic w konstrukcji plansz, w stosunku do tych z FE. Jednak trzecia kraina (miejsce akcji - Polska, serio!) z wesołych, zielonych palm zmienia się w arktyczny chłód śniegu. A akcje rozgrywane pod sam koniec gry to już zupełnie inna bajka, dla mnie najzwyczajniej fenomenalna... Niebo staje się czarne niczym smoła, słońce nie wychodzi zza ciemnych chmur, świat staje się mroczny, a w oddali słychać już znajomy wrzask... Do tego dochodzą rozbijające się po planszy odłamy magmy i mamy gotową batalię. Batalię, jakiej w grach FPP jeszcze nigdy nie widziałem. Batalię, w której trzeba stosować nieco strategii (!). Muzyka towarzysząca tej bitwie jest, jak nigdy, bardzo poważna (serious), żeby nie powiedzieć pompatyczna. Nadaje tej walce niesamowity charakter. A walka z końcowym bossem, wedle tradycji, wydaje się prosta - uderza jednak swą finezją i zabójczym klimatem. Pierwszy raz, od dość długiego czasu, dane mi było poczuć tak niesamowitą atmosferę. Przede wszystkim, zaskoczyła mnie muzyka pasująca do charakteru gry w stu procentach. I w tym miejscu najwyraźniej widać doświadczenie, jakie zebrali programiści podczas "zabawy" z częścią pierwszą.

Kto mnie przytuli?


KONIEC WIEŚCI
SERIOUS SAM SECOND ENCOUNTER, wbrew pozorom znacznie różni się od swojej poprzedniczki i również wbrew pozorom kryje w sobie coś więcej, niż tylko "zabijanie potforuf". Ktoś z Was może mieć do mnie pretensje, że piszę o tych dwóch grach długo po ich premierze, ale ten tekst to nie recenzja, lecz luźna refleksja. A na refleksje podobno zawsze jest czas.
P.S. Ciąg dalszy nastapi - tak odpowiada zakonczenie na hasło "niedokończona historia" więc już zacieram ręce.


44     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Po kilku głębszych... przemyśleniach