37     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Opowieść o straconych złudzeniach


OPOWIEŚĆ O STRACONYCH ZŁUDZENIACH



486 - to słowo (jeśli to w ogóle słowo) przelatywało przez moją głowę już od około pół roku. Nie wiem kiedy dokładnie napadła mnie ta myśl. Najprawdopodobniej po odwiedzeniu kilku stron z abandonware'm i po dostarczeniu mi przez moją koleżankę dwóch krążków ze starymi grami. Ale koniec końców, patrząc w przeszłość, w którymś momencie podjąłem decyzję o kupieniu części do odwzorowania sobie mojego pierwszego komputera PC.
Z tego co pamiętam, to nigdy za bardzo nie lubiłem "windy". Pamiętam również, że chyba jako ostatni na moim osiedlu zainstalowałem ten system (znajomości były wtedy ważne, w końcu im więcej znajomości, tym więcej źródeł gier). Zaleta systemu - "user friendly" dla mnie była jego największą wadą. Po przesiadce na "windę" czułem jak system po prostu sam się rządził, a ja nie miałem nad nim takiej kontroli, jaką mieć bym chciał. No i oczywiście można było zapomnieć o większości gier, pod dosa, bo z uruchomieniem ich było mnóstwo problemów.
A dzisiaj, w dobie mody na to co "stare, ale jare" mnie też coś tknęło i widząc stare tytuły sprzed lat, które nijak nie pójdą na Windowsach z Athlonem 1,5 Ghz, postanowiłem, że złożę sobie to, od czego zaczęła się cała moja komputerowa przygoda. Miałem ścisły plan jak to wszystko powinno wyglądać: 486DX 33Mhz (ani Mhz'a więcej, to był właśnie mój pierwszy procesor), 4Mb Ram'u, Dysk 2 GB (akurat na dosa), Karta SVGA, Płyta główna z co najmniej 1 slotem PCI (choć właściwie nie pamiętałem, czy za tamtych czasów się ich używało). Na slocie PCI szczególnie mi zależało, planowałem umieścić tam mojego SoundBlastera 128PCI, który ma możliwość emulowania starych kart dźwiękowych.
Któregoś więc dnia, kiedy w końcu uzbierałem większą ilość gotówki, zdecydowałem się pojechać na giełdę. Kiedyś miałem tam stosunkowo blisko, teraz zaś musiałem zasuwać aż pod "Stodołę". Szybka rundka dookoła wyszukując karteczek "kupię"/"sprzedam" szybko dała mi do zrozumienia, że moda na nostalgię na giełdzie nie obowiązuje. Na słowa "części do 486" najczęstszą reakcją był niekontrolowany wytrzeszcz oczu, uśmieszek politowania i czasami propozycja Pentiuma 1. Znalazłem kilka płyt głównych rzekomo pod 486, które zaraz okazywały się płytami pod Pentium, oraz jeden jedyny procesor 486DX2 66Mhz.
Pozostały mi aukcje interentowe, ale ponieważ z reguły nie za bardzo lubiłem mieszać zakupy z internetem, na jakiś czas darowałem sobie wszystko. Nie tak dawno dopiero, mój kumpel wykombinował mi ZA FRIKO cały komputer. Gdy jechałem go odebrać, znów przewijała mi się przez umysł moja nierealna konfiguracja. Odebrałem zakurzone pudło i podłączyłem żeby zobaczyć co tak właściwie otrzymałem. Zobaczyłem: Było to 486 DLC, z płytą główną jeszcze na 386. Ramu 8 Mb, Dysk 130 MB, slota PCI żadnego, o SoundBlasterze nie wspominając.
Chociaż teoretycznie, taki scenariusz był jak najbardziej do przewidzenia, to jednak mnie bardzo ta konfiguracja zmartwiła. Płyta 386 nie dawała za bardzo, możliwości modernizacji,
wiedziałem też że nie przyjmie dysku 2GB (choć z drugiej strony nie byłem pewien czy 486 by go przyjął).
Mimo wszystko przystąpiłem jednak do dzieła. Przeprowadziłem natychmiastowy format dysku. Instalacyjną wersję dos'a, ściągnąłem z internetu już wieki temu. Po instalacji systemu, skopiowałem Norton Commander'a, którego przez te wszystkie lata trzymałem na dysku. Dalej poszło już łatwo. Kabelek LPT, Link, i kopiowanie. Z całej chmary gier wybrałem stosunkowo niewiele (jeżeli wziąć pod uwagę, że cały katalog z abandonwarem przekraczał 2GB). Cóż mi potem pozostało? Grać!
I grałem. Uruchamiając "Lotus: The ultimate challenge", "Cannon Fodder 2", "Fifę", kilka części lemingów, "Humansów", "Scorch'a", "Zool'a 2" itp. itd. (lista mogłaby ciągnąć się w nieskończoność) na mojej twarzy pojawiał się nostalgiczny uśmiech. Oczy mi się rozszerzały widząc grafikę, która powoli znikała wraz z modernizacją dawnego komputera.
Teraz widziałem ją znów. Tak więc grałem, jeden dzień, drugi, trzeci. I co się stało? Sam nie jestem pewien, ale ku mojemu zdziwieniu żadna gra nie mogła utrzymać mnie przed monitorem na dłużej niż 10 minut. Pomimo całego uroku "Wolfenstiena" (mojej pierwszej gry), wszystkich godzin spędzonych z kumplami przy "Scorch'u", kilku rozwalonych klawiatur przy "Mortalu", czy niezliczonej ilości kraks w "Wings of Fury". Po pierwszych zachwytach grałem przymuszając się do tego sam.
Ostatecznie, jak na ironię, całe to nieskoordynowane pudło zaczęło budzić we mnie wstręt. Brzydzić zaczął mnie czarniutki ekran w Dosie, brak wysokich rozdzielczości w grach, brzęki PC-Speaker'a, nawet brak CD-ROM'u. I coraz bardziej chciało mi się to wyłączyć i pograć sobie w GTA3, lub IceWind Dale 2, włączyć Winamp'a i puścić jakąś MP3'kę, czy (chyba po raz pierwszy) obejrzeć film w Divix'ie.

Do dziś nie jestem pewien dlaczego tak się stało. Być może to przez brak SoundBlastera który bądź co bądź, dodawał grom klimatu, może przez toporną zacinającą się klawiaturę, lub obleśny monitorek 14'sto calowy. Być może przez wszystko razem (bo do końca nie jestem pewien). Więc czy "czar" prysnął?
Od dawna wiem, że posiadam tendencję do idealizowania przeszłości, ale nigdy wcześniej ta idealizacja nie odbywała się tak niezauważalnie.
Okazało się więc, że 486 działa na mnie tak samo, jak mój emulator Atari - łącznie 311 gier, które kiedyś miałem - żadna nie potrafi mnie przyciągnąć na dłużej niż 5 minut, a 3/4 z nich w ogóle nie uruchomiłem.
Wydawało mi się jednak, że tu powinno być inaczej. W końcu jakby na to nie patrzeć, czasy Atari nie były moimi czasami. W końcu chodziłem wtedy jeszcze do przedszkola! 486 dostałem w drugiej klasie szkoły podstawowej i miałem dość długo. Od tego czasu minęło już prawie 10 lat. Może tu tkwi problem.
Bądź co bądź, pomimo że przez długi okres czasu czytałem sztandarową gazetę "starych", wychowałem się na starym komputerze, jeszcze wcześniej posiadałem małą śmieszną klawiaturkę z napisem "Atari 65 XE" i prenumeruję zina przeznaczonego dla "starego" pokolenia, nie jestem jego (tj. pokolenia) częścią. Cicha ideologiczno-komputerowa wojna "starych" i "młodych", klasyki i nowości, "miodności" i grafiki, programistów pasjonatów i zwolenników growej komercjalizacji nie jest moją wojną. Los tak śmiesznie to urządził, że z racji mojego wieku jestem właściwie bezpokoleniowcem. Czy więc jestem może za młody, aby stare gierki coś dla mnie znaczyły? Czy minęło zbyt mało czasu? Chyba jednak nie zgodzę się z tym stwierdzeniem.
Dzisiejsza moda na nostalgię z całą pewnością nie zaważyła na zdobyciu przeze mnie starego komputera, mogła mnie najwyżej bardziej do tego zmobilizować. Od lat bowiem uchodziłem za sentymentalistę i radykalnego przeciwnika windowsów, teraz jednak będę musiał ten pogląd zweryfikować.
Zastanawiam się tylko, dlaczego tak desperacko uciekałem do przeszłości? Dlaczego tyle osób tak do niej ucieka? Czy faktycznie chodziło o komputer, czy może o multum zjawisk które w tamtych czasach było z nim związanych? Nie jestem pewien... Ale chyba jednak poszukam jakiegoś SoundBlastera na ISĘ, skombinuję sobie dobrą klawiaturę na DIN, jeśli się nie rozmyślę, to może nawet znajdę jakąś płytę ze slotami PCI.

Jednak póki co, to małe śmieszne pudło stoi u mnie w kącie, taśmy od dysków malowniczo zwisają z innych kabelków, same kabelki tworzą trudną do wyśledzenia plątaninę, zahaczając o resztę bebechów maszyny.
Czasami jak mnie coś najdzie, to go jeszcze włączam, ale nie wiem co tu uruchomić, by mi się nie znudziło.
Hmm... mam jeszcze tą dyskietkę z wirusami które przez lata infekowały mi dysk.
A może by tak zobaczyć, co by się mogło stać, gdyby kumpel nie podrzucił mi wtedy tego Mks_vir'a...


37     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Opowieść o straconych złudzeniach