HGK | 14
<< | ^ | >>



Historia Gier Komputerowych: GRY WOJENNE

Gry wojenne, zwane również strategicznymi, dawniej były kierowane do specyficznej grupy osób. Przede wszystkim ich odbiorcami byli zapaleni amatorzy historii, którzy lubowali się w wielogodzinnym obmyślaniu taktyki. Dopiero później pojawiły się tytuły przeznaczone dla szerszego grona odbiorców, których z kolei prawdziwi stratedzy nigdy nie zaakceptowali.

PREHISTORIA
Pierwsza gra wojenna powstała już w roku 1978. Chodzi mi oczywiście o legendarną EMPIRE, której miłośnikom tego gatunku przedstawiać nie trzeba. Najpierw tytuł ten pojawił się na komputerach Apple II (wszyscy, którzy je pamiętają, proszeni są o podniesienie ręki), a konwersja na PC ukazała się dopiero kilka lat później. Jak sam tytuł wskazuje, zadaniem gracza było stworzenie imperium, które przetrwa wieki. Zasady gry były proste jak budowa cepa i można było je opanować dosłownie w kilka minut. Zaczynało się z jednym miastem i jedną jednostką, aby wkrótce opanować cały świat. W miastach można było produkować nowe jednostki, które wyruszały w bój. Podobnie jak w grach planszowych, rozgrywka w EMPIRE była podzielona na tury. Dziś zapewne gra ta nie zainteresowałaby wielu osób, ale dawniej zarywało się przy niej noce. Ktoś kiedyś napisał, że "jedyną wadą EMPIRE jest jej atrakcyjność". Chyba nie muszę nic dodawać...

WIELKI ROK 1985
Po EMPIRE na długo zapanowała pustka. Nowe strategie pojawiały się jedynie w postaci gier planszowych, a na komputery nie wydawano praktycznie nic. Dopiero w 1985 roku ukazała się prawdziwa perełka, jaką była seria tytułów R.T. Smitha. Stworzył on cykl strategii opartych na realiach historycznych. Gry takie jak ARNHEM czy DESERT RATS są dzisiaj przedmiotem kultu w niektórych kręgach. Otóż ciągle są to jedne z najdokładniejszych, a zarazem najtrudniejszych, gier wojennych. Zarówno sterowanie, jak i obmyślenie dobrej taktyki, było w tym przypadku piekielnie trudne. Sam muszę przyznać, że nie jestem entuzjastą wyżej wymienionych tytułów, ale szanuję ich twórcę, za to czego dokonał.



Również w roku 1985 pojawiła się inna seria gier, o których należy wspomnieć, a mianowicie produkty firmy P.S.S. np. THEATRE EUROPE, FALKLANDS '82 oraz BATTLE OF BRITAIN. Najlepsza z nich była chyba ta pierwsza, która pokazywała mroczne widmo konfliktu między wschodem a zachodem - Układ Warszawski napada na RFN i armie NATO mają za zadanie powstrzymać agresora. Najciekawsze w grze było to, że gracz mógł używać broni nuklearnej oraz chemicznej. To co następowało po zdecydowaniu się na taki krok, potwierdzało tylko tezę, że takiej wojny nie można wygrać.
W tym samym roku 1985, pojawił się protoplasta strategii rozgrywanych w czasie rzeczywistym, czyli popularnych RTS-ów. Jednak NETHER EARTH, bo tak nazywała się owa gra, nigdy nie zyskała należnego jej miejsca w panteonie komputerowej rozrywki. Trudno tu podać konkretne przyczyny takiego stanu rzeczy, ale na pewno nie była nią miodność gry, bo ta nawet dzisiaj powala. Podstawowym celem NETHER EARTH było zbudowanie jak najsilniejszego robota i pokonanie przeciwnika. Maszyny powstawały z przeróżnych części, w zdobywanych fabrykach. Ja z chęcią spędzałem godziny nad tą grą i jeszcze nie raz do niej usiądę.

DRUGA POŁOWA LAT 80-TYCH
Teraz znowu o serii, tym razem firmowanej nazwiskiem Sida Meiera! W drugiej połowie lat 80-tych stworzył on kilka wyśmienitych tytułów m.in. CONFLICT IN VIETNAM, DECISION IN THE DESERT, ROAD TO MOSCOW. Wszystkie były do siebie podobne pod względem wyglądu i sterowania, ale rozgrywały się w zupełnie innych realiach, co oczywiście miało pewien wpływ na rozgrywkę. Autorowi tej serii udało się trafić w sedno! Gra nie była ani banalnie prosta, ani zbyt trudna. Dzięki temu mogli w nią grać zarówno starzy weterani strategii, jak i ci, którzy wcześniej od takich tytułów stronili. W 1987 roku pojawiła się gra pt. DEFENDER OF THE CROWN. Długo się wahałem, czy mogę umieścić ją w tym artykule, ponieważ nie jest to tytuł stricte wojenny.



Pojawia się w nim kilka elementów ekonomicznych i zręcznościowych. Zdecydowałem jednak, że obmyślenie dobrej taktyki było najważniejsze, a do innych gatunków i tak nie mógłbym tej gry zaszufladkować. DEFENDER OF THE CROWN była w swoim czasie grą bardzo rozbudowaną i skomplikowaną. O tym jak dobry był to program, niech świadczy wydanie ostatnimi czasy jego nowej wersji. Jednak wszystkie zasady pozostały takie same, a ulepszono jedynie grafikę. Po prostu DEFENDER OF THE CROWN jest wieczne!
Kolejną rasową grą wojenną był WARLORDS, powstały w roku 1991. Co ciekawe akcja nie rozgrywała się, jak to zwykle bywa, w realiach historycznych, ale w świecie fantasy. Sterowanie było łatwe do opanowania, co na pewno przysporzyło grze popularności. WARLORDS doczekał się dwóch kontynuacji, które może nie były wielkimi przebojami, ale trzymały poziom. W tym samym czasie pojawiła się zupełnie odmienna V FOR VICTORY. Była to seria gier wojennych, które przypominały dzieła R.T. SMITHA tzn. maksymalny realizm kosztem przyjaznej użytkownikowi obsługi. Grafika w grach z tej serii była słaba, ale nie były one przecież adresowane do miłośników sztuki wizualnej, tylko do zapalonych strategów. Tak więc seria ta zyskała uznanie tylko w pewnych kręgach.

MIŁY POCZĄTEK ROZŁAMU
Rok 1993 można spokojnie, podobnie jak 1985, nazwać rokiem przełomu w dziejach gier wojennych. Wtedy to pojawiły się dwa tytuły, które można określić kamieniami milowymi gatunku. Pierwszą z nich była oczywiście DUNE 2. Produkt ten był drugą (a wielu uważa błędnie, że pierwszą) strategią czasu rzeczywistego, jednak w stosunku do NETHER EARTH był znacznie bardziej rozbudowany. Grę cechowała prostota obsługi, co stało się później regułą dla kolejnych RTS-ów, a także fantastyczna fabuła. Nie mogło być jednak inaczej, gdyż powstała w oparciu o epickie dzieło Franka Herberta. Również poziom trudności nie był zbyt wygórowany i wraz z dobrą oprawą audio-wizualną dodawał grze uroku. Spokojnie można dzisiaj powiedzieć, że DUNE 2 zachęcił do sięgnięcia po prawdziwe gry wojenne wielu ludzi, przedtem tolerujących wyłącznie zręcznościówki. Natomiast drugim kamieniem milowym, który ukazał się w roku 1993 był SYNDICATE. Do dzisiaj wielu ludzi dziwi się, jak programistom z Bullfrog udało się zmieścić tak rozbudowaną grę na tych kilku dyskietkach. Tytuł ten posiadał doskonałą, jak na owe czasy, grafikę i po prostu wciągał jak ruchome piaski.
Akcja SYNDICATE miała miejsce w świecie przyszłości, opanowanym przez zwalczające się, potężne korporacje. Gracz dostawał w dowodzenie oddział najemników i w imię jednej z organizacji musiał porywać, zabijać itp. Do dzisiaj ta gra potrafi oderwać od rzeczywistego świata na długie godziny. SYNDICATE była również przełomem na naszym rodzimym rynku, będąc chyba pierwszą grą, która oficjalnie została spolszczona.
Natomiast na świecie, właśnie po wydaniu tych dwóch pozycji krąg miłośników gier wojennych rozbił się na dwie oddzielne frakcje - koneserów strategii turowych oraz na wielbicieli RTS-ów. Ci pierwsi dostali powód do dumy w 1994 roku, a mowa tu o PANZER GENERAL. Fenomenalna gra, która pozwalała na walkę podczas całej II Wojny Światowej. Można było wybierać wśród bitew na wszystkich frontach, a na samym końcu dokonać... podboju Stanów Zjednoczonych. W sumie sterowanie w grze było proste i nie przysparzało wielu trudności, a i grafice nie można było niczego zarzucić, co dotychczas było rzadkością w rasowych strategiach.
Z kolei miłośnicy RTS-ów odpowiedzieli ze zdwojoną siłą rok później, przy okazji wydania COMMAND & CONQUER. Prawdopodobnie była to pierwsza gra wojenna wydana wyłącznie na CD, a już na pewno pierwsza mieszcząca się na dwóch krążkach. Taka objętość do czegoś zobowiązuje i rzeczywiście, autorzy pokazali klasę. Grafika podczas samej rozgrywki była czymś niesamowitym, a filmiki to po prostu dzieło sztuki. Dwie zwalczające się frakcje - GDI i NOD, a dla każdej z nich kilkanaście misji. W ten tytuł grano miesiącami. Pojawiły się również kontynuacje takie jak C&C: RED ALERT, TIBERIAN SUN i RED ALERT 2. Wszystkie były znakomite i w całej światowej prasie otrzymywały wysokie oceny. W międzyczasie pojawili się POLANIE czyli pierwszy polski RTS. Nie był to żaden kamień milowy, ale pamiętam jak zagrywałem się w to godzinami. Chyba dlatego, że przyjemniej brać udział w tworzeniu państwa polskiego niż w wojnie przyszłości. Właśnie dlatego o nim wspomniałem.

OKRES WZGLĘDNEJ STAGNACJI
Tymczasem w roku 1996 rozpoczęła swój żywot, kultowa już dzisiaj, seria BATTLEGROUND. W sumie w tym cyklu ukazało się na pewno 7 gier, a potem już straciłem rachubę. Niestety każda następna część różniła się od poprzedniej jedynie zmianą scenerii tzn. nowe oddziały, nowe bitwy, nowe ukształtowanie terenu, natomiast reszta pozostawała taka sama. Mimo to, do pewnego czasu oczywiście, fani pochłaniali kolejne epizody cyklu z takim samym entuzjazmem, jak za pierwszym razem. Niestety taktyka "odcinania kuponów" nikomu jeszcze nie wyszła na dobre, tak więc seria marnie skończyła. Jednak pierwsze wydania były bardzo innowacyjne i ożywiły cały growy światek.
Na początku 1997 roku nie pojawiało się zbyt wiele ciekawych gier wojennych. Oczywiście można było pograć w CLOSE COMBAT czy STEEL PANTHERS, ale nie były to pozycje rewolucyjne. Taki tytuł pojawił się dopiero pod koniec roku, a chodzi mi o MYTH. Była to gra wojenna, w której duży nacisk położono na grafikę. Ta powodowała wręcz, że można było spaść z krzesła. Duże postacie rycerzy (akcja gry toczyła się w świecie fantasy) czy płynąca rzekami krew wyglądały naprawdę czarująco. Oprócz grafiki uwagę zwracał też doskonały engine.



MYTH to kolejna gra, która nawet dzisiaj, może przysporzyć wiele radości grającemu. Na przełomie lat 1997 i 1998 pojawiła się masa RTS-ów, z których wymienić wystarczy TOTAL ANNIHILATION, DARK COLONY i 7TH LEGION. Wszystkie one powielały stare schematy i niewiele wnosiły nowego. Powstał również polski przedstawiciel gatunku pt. EARTH 2140.
Natomiast ogromną popularność zyskał STARCRAFT. Podobnie jak wymienione wcześniej tytuły, nie wnosił wiele do gatunku... poza jednym, miał bardzo dobrze rozwiniętą opcję gry w sieci. Na serwerze BattleNet (na którym szaleli dotychczas miłośnicy DIABLO) zawrzało po pojawieniu się STARCRAFTA. Oczywiście świetnie grało się też w trybie dla pojedynczego gracza, ale STARCRAFT był wręcz stworzony dla opcji multiplayer. Mania grania w ten tytuł ogarnęła niemal wszystkich i w zasadzie trudno się dziwić. Nawet dzisiaj wielu ludzi gra w STARCRAFTA z tym samym błyskiem w oku. [co ty nie powiesz ;P SC rlz 4ever ! - dop. LooZ^]
Potem jednak znowu nastały ciężkie czasy dla miłośników gier wojennych. Pojawiały się nowe pozycje, ale żadna niczym się nie wyróżniała, wszystko już kiedyś było. Tak więc druga połowa 1998 roku i cały 1999 to czas względnej suszy. Można jedynie napomknąć o BRAVEHEART (gra oparta na filmie o tym samym tytule), REZERWOWE PSY (kontrowersyjna polska strategia) i, wspomnianym wcześniej, C&C2: TIBERIAN SUN. Pojawił się również PANZER GENERAL 3D, który jednak był tym samym PG, tyle, że w nowej oprawie.
Coś nowego pojawiło się wreszcie w roku 2000. Wtedy to Electronic Arts objawiło światu SHOGUN: TOTAL WAR. Gra polegała na podbiciu wszystkich prowincji Japonii i zjednoczenia ich pod swoim panowaniem. SHOGUN wyglądał zupełnie inaczej, niż gry wojenne, które dotychczas ukazywały się na komputery. Była to swego rodzaju konwersja klasycznej gry planszowej. Pomimo iż Kanadyjczycy trochę po macoszemu potraktowali realia historyczne, to gra zaskarbiła sobie sympatię wielu graczy.

PODSUMOWANIE
Potem nastała względna cisza, która trwa do dzisiaj. Oczywiście co miesiąc pojawia się parę gier wojennych, ale nie wnoszą one wiele nowego do gatunku, więc nie ma potrzeby wspominania o nich. Trzeba jednak zaznaczyć, że oprócz klasycznych turówek i RTS-ów, pojawiły się też różnorakie hybrydy. Twórcy gier posuwają się coraz dalej i powstały już nawet krzyżówki strategii ze strzelaninami FPP. Niech każdy sam zadecyduje czy jest zwolennikiem takich praktyk, czy też woli klasyczne gry wojenne. Jedno jest pewne, w najbliższym czasie ten gatunek na pewno nie wyginie.

AloneMan