Temat numeru - First Person Perspective - SS-NG oczami redakcji
SS-NG #35 pożegnalny 2005
7






REDAKCJA
    Po słowach naczelnego, pora na komentarze reszty redakcji, oraz współpracowników, odnośnie ich przygody z SS-NG. Co prawda ile osób, tyle punktów widzenia, ale wszyscy są raczej zgodni co do jednego...było warto.
  LooZ^


Pamiętam jak dziś, początek SS-NG, kiedy Wacek zwerbował mnie do współpracy przy magazynie. Jednak, nie to wspominam najcieplej, to nie to z tych 3 lat zapisało mi się w pamięci najbardziej. Pamiętam pare godzin spędzonych z wackiem w pociągu do Łodzi, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, pamiętam nocne dyskusje, z tysiącem wątpliwości, z milionem planów i z jedną, wspólną pasją i wizją. Pamiętam PGA, wspólną radość z sukcesu i smutek z planów których zrealizować się nie udało. Pamiętam 3 zlot, długie dyskusje czy podjeliśmy dobrą decyzję. Pamiętam trwogę w sercu kiedy Wacek miał poważne problemy. Pamiętam setki przegadanych godzin, czy to na żywo, czy przez gg... Pamiętam herbatkę od Roberta i "nic wyjątkowego" które wstrząsnęło Beatką. Wszystko to zlewa się w mojej pamięci w coś co trudno nazwać czymś przyjemnym, to było coś więcej, to było coś niespotykanego. Na myśl przychodzą mi same wielkie słowa, troche buńczuczne, trochę zbyteczne. Ograniczę się tylko do jednego słowa. Dziękuje. Dzięki Ci Wacku, Beatko, Robercie, Marku, Zbyszku, Grześku, Kamilu, Kamilu, Karolu, Krzyśku, Marcinie, Patryku, Pawle, Pawle i Wojtku. Dziękuje, ża to że miałem prawdziwy zaszczyt poznać Was i w (wiekszości przypadków) będę miał przyjemnośc z wami współpracować dalej. Na koniec dziękuje Tobie, cztelniku. To dzięki tobie spędziłem te 3 lata w gronie ludzi wartych więcej niż byłem wstanie im zaoferować. Robiliśmy to dla Ciebie i dzięki Tobie. Wierzę, że to jeszcze nie koniec.

  Veeroos


Postaram się krótko, ponieważ Emill przed oddaniem stołka wice zdążył wydać jeszcze jeden nakaz, nie zdradzę jaki :D Dawno temu, w jednej z lubińskich (nie mylić z Lublinem :>) kafejek internetowych zapragnąłem poszukać jakichś informacji o SS'ie, którego kupowałem od 10. nr'u. Trafiłem na Sikretię, pomyślałem "fajna stronka, kiedyś jeszcze pewnie do niej zajrzę...", mijały miesiące, a ja nie zaglądałem... W końcu, po założeniu w domu internetu, postanowiłem ponownie wyruszyć po Sikretowe wiadomości i trafiłem na stronę SS-NG (wtedy jeszcze, przepraszam za wyrażenie, z oczojebnym layoutem :P), które liczyło już 10 wydań (jak SS w dniu, gdy go odkryłem... PRZEZNACZENIE! :D). I się zaczęło... Ziny zawsze traktowałem jako coś dziwnego i nie wiedziałem co myśleć o ludziach, którzy tracą czas na coś takiego :P ale, że lubię się pchać w nieznane mi sytuacje, więc postanowiłem podjąć współpracę zwłaszcza, że redakcja nie miała nic przeciwko :D Powiem Wam tyle: Żeby zrozumieć to, co czuję pisząc teraz te słowa trzeba było przeżyć to wszystko, co się działo potem... Od początku zakładałem, że nie będę angażować się zbyt mocno w życie redakcji, tylko hobbystycznie pisać pomiędzy jednym projektem muzycznym a drugim, po jakimś czasie zakończyć i tyle. Nie udało się... Klimat redakcji, pierwsze spotkania z jej ludźmi, sukcesy i porażki zina, przyjaźń z martinem, naszym byłym PR'em (eh, to były czasy... pozdrawiam Cię, jeśli to czytasz), której efektem było powstanie działu "Opowieści Po Denaturacie", uczestnictwo w wywiadzie z CDA, a także niesamowite noce przed jego przeprowadzeniem i po (hehehe :D), testowanie Dooma 3 z Markinsonem, który specjalnie po to przyjechał do mnie aż z Poznania, pijackie rozmowy z Yisraelem (:D), jedno ze spotkań z Drizem i kilkoma innymi redaktorami we Wrocławiu (nie mieliśmy gdzie spać, więc szlajaliśmy się całą noc po dworcu itp miejscach :P), po którym złożyliśmy materiał do Growej Grohibicji (pierwszy i chyba jedyny komiks z naszym udziałem), Mayday 2004 z Emillem (miał spore kłopoty z dostaniem się na niego, więc poruszył niebo i ziemię, a nawet wciągnął w to katowicki oddział Gazety Wyborczej, byleby tylko spełnić swoje marzenie i udało mu się), kilkudniowa biba u Ascota w Warszawie (oj, działo się...), wszystkie dobre i złe chwile, które wspólnie w redakcji przeżywaliśmy... Mógłbym pisać jeszcze sporo, ale i tak żadne słowa nie oddadzą niesamowitej atmosfery, jaka towarzyszyła tym i innym wydarzeniom. Te i wiele innych sytuacji spowodowały, że zin wciągnął mnie w swoje macki i nie wypuścił już do końca :D W pierwszym moim poście na służbowym forum użyłem m.in. zdania w stylu "W Waszym zinie będę prowadził dział Odgłosy Wojny (...)", zaraz potem Gonzo napisał, że "już nie w Waszym, a w naszym" i od tego momentu coś mnie tknęło, nagle poczułem się, że podjąłem decyzję, która mocno odbije się na całym moim życiu i ani trochę się nie pomyliłem... To był czas, którego NA PEWNO nigdy nie zapomnę i życzę każdemu z Was, abyście przeżyli coś równie niezwykłego.

  AloneMan


Na początku był SS, najpierw czytany przez starszego brata, a z czasem i przeze mnie. Gdy upadł, czegoś mi brakowało i tę pustkę mógł zapełnić tworzony zin, mający kontynuować tradycję "czerwonej okładki i błyskawicy". Zgłosiłem się od razu i zostałem przyjęty. Przez 30 numerów, ponad 2,5 roku, wraz ze wspaniałymi ludźmi tworzyłem miesiąc po miesiącu SS-NG. Nie miałem niestety przyjemności być na żadnym ze zlotów redakcyjnych, a i na GG nie zaglądałem zbyt często. Wynikało to po prostu z mojej natury, bo lepiej czuję się stojąc gdzieś z boku niż będąc w centrum wydarzeń. Zawsze jednak byłem duchowo, czy to z bawiącą się właśnie nad morzem resztą ekipy, czy leżącym w szpitalu Drizem. Zawsze byłem z nimi myślami. Przestałem pisać na początku tego roku, gdyż straciłem motywację. Nie czerpałem już z tego takiej przyjemności, jak na początku istnienia pisma, gdy z pasją pisałem i po 5-6 tekstów na numer. Może wybrałem zły moment, bo SS-NG był w kryzysie. Nie wiem. Wiem natomiast, że dzisiaj postąpiłbym tak samo. Dziękuję wszystkim, z którymi mogłem współtworzyć SS-NG. Dziękuję Wam, drodzy czytelnicy, że poświęcaliście co miesiąc swój cenny czas na czytanie naszych wypocin. Wszystkim zaś, czytelnikom i redaktorom, życzę wytrwałości w dążeniu do realizacji własnych marzeń i trwania w tym, co uznajecie za słuszne. Nie pozwólcie, aby życie narzucilo Wam swoją wolę.

  Gonzo


- Kazimierczak do odpowiedzi! - takie teksty rzucane z mniejszym lub większym wyrazem niesmaku na obliczu przez mniej lub bardziej wrednych nauczycieli słyszałem dziesiątki razy pdczas mojej pracy w SS-NG. Tak się złożyło, że przywilej pisania dla Was w tak chlubnym gronie zbiegł się z moją edukacją w szkole średniej. E-magazyn zawsze miał wyższy priorytet niż nauka, wobec czego czasem w szkole nie byłem zadowalająco przygotowany do zajęć. Mimo przejściowych kłopotów jakie stały się przez to moim udziałem, nie przestawałem grać i pisać. I nie żałuję choćby sekundy czasu przeznaczonego na SS-NG. Pierwszy raz w życiu tworzenie tekstów zaczęło mi sprawiać przyjemność, a znajomości zawarte w tym e-magazynie bardzo sobie cenię, szkoda że wiele z nich już się urwało. Taka jest jednak kolej rzeczy, więc z tego miejsca dziękuję wszystkim za wspieranie naszej pracy i żadnym wypadku nie będę się tu żegnał. Pełen pozytywnej energii zaczynam z Ekipą nowy projekt, na niego przerzucam całe swoje zaanagażowanie i mam nadzieję, że będzie to widać. Howgh!

  Yisrael


Siodmego dnia o zmroku Bog byl znudzony wypoczywaniem. Stworzyl wiec Bog SS-NG i widzial, ze to bylo dobre. W drugim numerze pojawilem sie ja, i to tez bylo dobre, a nawet lepsze! Historia SS-NG wydaje sie zwyczajna i niezwyczajna zarazem. Najwiekszy szacunek nalezy sie autorom projektu, bowiem stworzyc cos z niczego to sztuka, zas doprowadzic pismo do swietnosci to juz nie lada zadanie. W czasach swietnosci SS-NG byl magazynem czytanym przez nascie tysiecy ludzi, jednak i w czasach gorszych nadal pozostawal pismem na wysokim poziomie. Milo wspomina sie ewolucje pisma - nie tylko zmiany jego szaty graficznej, ale takze szlifowanie umiejetnosci redaktorow. Gdy widze swoje artykuly z numeru 2 (moj debiut) chce mi sie smiac z naiwnosci ich wydzwieku. Moze dlatego z felietonow przerzucilem sie na filmy, zacz to sztuka zacna. Nie pytaj co SS-NG moze zrobic dla Ciebie, ale co Ty mozesz zrobic dla SS-NG - pamietam, ze to zdanie kiedys padlo. Nie mnie oceniac ile zrobilem dla SS-NG, ale dla mnie Sikret Service - New Generations zrobil bardzo wiele. I za to jestem mu wdzieczny i dlatego z sentymentem bede wspominal moja trzyletnia podroz z zinem az do stacji koncowej.

  Ma'd


Światło siostro,Światło! Listopad 2001. Turniej Q3 na który pojechałem w koszulce Secret Service. Nie wiedziałem, że jest to ostatni miesiąc w którym ukazało się moje kochane czerwone pismo. Kilka dni po turnieju poszedłem do kiosku i zapytałem czy jest nowy numer SS. Z ust sprzedawcy uslyszałem "nie ma". Przez kilka następnych miesięcy pytałem w kioskach, aż zrozumiałem, że to koniec...
Przeszukiwałem internet w poszukiwaniu czegoś co po nim pozostało i tak oto natrafiłem na sikretie, ostatni bastion ss.
Już nie pamietam jak sie dowiedziałem o projekcie o nazwie ss-ng, wiem tylko tyle ,że byłem dumny z ludzi którzy chcieli go tworzyć, a zwłaszcza z Drizita, z którego publikacjami nieraz spotykałem sie w SS (to mówiłem ja Michał Lipkowski). Nie mogłem towarzyszyć przy powstawaniu pierwszego numeru, z powodów osobistych. Do ekipy ss-ng dołączyłem wraz z pojawieniem się drugiego numeru. Przez te wszystkie lata starałem się abyście dostawali wiarygodne i sprawdzone informacje odnośnie waszych ulubionych gier oraz żetelne recenzje. Teraz po tych 3 latach jestem dumny z całości swojej pracy i tego co mogłem dla was zrobić. Dziekuje też redaktorom z którymi mogłem to dzieło tworzyć do końca. Pozdrawiam i mam nadzieje, że się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Reflektory gasną. W ciemnościach daje się słyszeć czyjąś rozmowę. Jedna z osób pyta- A za prąd zapłaciłeś? Zalega cisza, cisza grobowa....

  Pellaeon


Tak jak „każda saga ma swój początek”, co mówiła nam kilka lat tam pewna zajawka pewnego filmu, tak każda ma swój koniec. Nadszedł on także i dla naszych w miarę regularnych spotkań za pośrednictwem obecnego zina. Jednak zanim pożegnamy się definitywnie, wypadałoby podsumować nasze spotkania.

Na łamach niniejszego magazynu moje wypociny nie pojawiały się zbyt często. Zwłaszcza, że zajmowałem się jedną specjalnością: Star Cornerem. Niemniej jednak jeśli już coś pisałem, starałem się to robić dobrze. Czy to mi wyszło? Oceńcie sami.
Wszystkie maje artykuły były poświęcone zagadnieniom, powiedzmy niebiańskim. Wśród nich koncentrowałem się raczej na sferze zmyśleń i fantazji – czyli po prostu szeroko pojmowaną fantastyką naukową. Przy czym nie był to jej nurt wzniosły, tudzież niszowy; ot produkcje czy dzieła raczej popularne i proste w odbiorze. Powody tego stanu rzeczy były dwa.
Pierwszy: nie czuję się na tyle dobrym krytykiem literackim ani filmowym, aby bawić się w wyszukiwanie niuansów i kontekstów w dziełach z natury skomplikowanych. A drugi… no cóż, są to moje osobiste preferencje.
Poza tym, pojawiło się kilka tekstów o niebieskich sprawach bliższych rzeczywistości. Choć nauka poszła do przodu od tego czasu, to jednak większość tez w nich zawartych pozostało w mocy.

Patrząc z perspektywy czasu, niektóre teksty były lepsze, inne gorsze. Jednak mam nadzieję, że nie żałujecie, Drodzy Czytelnicy, że je przeczytaliście. Ja nie żałuję, że je napisałem.

  TomisH


Nigdy nie poznałem nikogo z ekipy osobiście i... to jest już w pewien sposób magiczne, ponieważ w żaden sposób nie przeszkodziło w zostaniu przyjętym i zaakceptowanym w rodzinie SS-NG. A początki były niewinne - "TomisH napisałbyś newsy konsolowe w tym miesiącu?" - spytał Driz. No i tak od numeru #16 przez kilka miesięcy starałem się w niesztampowy sposób ukazać czytelnikom co się w środowisku konsol dzieje, aby potem, już jako pełnoprawny redaktor, zająć się tekstami dłuższymi potocznie zwanymi "recenzjami". Cholernie miło być docenionym przez kogokolwiek, tym milej słyszało się od kumpli z redakcji, że jest się "podstawą Czarnej Skrzynki". I szkoda jedynie, że mój redakcyjny mail od początku do końca niemal świecił pustkami... Oj fanki - nie postarałyście się! Na koniec chciałbym serdecznie podziękować kolegom i koleżankom z REDakcji oraz wszystkim czytelnikom za te wspólnie spędzone lata

  Keiran


SS-NG. Secret Service. To drugie pismo stanowiło dość istotny fragment mojego życia jako gracza. Miałem przyjemność nieprzerwanie czytać je od numeru 3go aż do końca. Nie było dla mnie tytułem kultowym, żadnego pisma nie uważałem za kultowe, ale zdecydowanie była to gazeta taka jakiej już nie ma. Moja znajomość z SS-NG nierozerwalnie wiąże się z forum nowego TS i jego późniejszą reanimacją. To tam właśnie dowiedziałem się o istnieniu Sikretii oraz samego SS-NG. To tam Pshemozz wspomniał mi o możliwości współpracy. Ja byłem wtedy świeżo po krótkiej przygodzie z pewnym serwisem, gdyż już wcześniej myślałem o tym, aby granie połączyć z pisaniem. W końcu udało mi się w SS-NG zadebiutować w numerze ósmym w kwietniu 2003. Początkowo traktowałem to zajęcie bardzo hobbystycznie, pisywałem tylko do Star Cornera. Szybko jednak praca mnie wciągnęła co zaowocowało 250% normy i dużą ilością pracy włożonej w magazyn. Później z tym zapałem bywało różnie, zaczęły się studia, pojawiły się ciekawe kobiety i czasu bywało mniej. Tym niemniej starałem się nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Jeszcze później był awans na sekretarza i związany z tym obowiązek tworzenia przydziałów, parę razy też mogłem pomóc przy składzie co było przeżyciem niezrównanym.
Czego żałuje? Ogromnie żałuje, że nie udało mi się ani razu spotkać na żywo z kolegami z pisma, nie dane mi było pojawić się na żadnym z trzech zlotów. Żałuje, ogromnie żałuje, ale za każdym razem przeszkodziły mi okoliczności losowe. Żałuję też, że w zasadzie poza forum to niedostatecznie uczestniczyłem w życiu zina. Rzadko rozmawiałem z kolegami, za słabo ich poznałem, bardzo często też omijały mnie zdarzenia najciekawsze, o wielu dowiadywałem się po fakcie.
Zadowolony jestem z tego, że poznałem tyle ciekawych osób. Cieszy mnie, że mogłem napisać te sto kilka tekstów, które zagościły w zinie. Jestem dumny z tego, że mogłem być jednym z tych trybików, które w całości doprowadziły do wydania 35 numerów SS-NG.
Na koniec chciałbym podziękować. Podziękować czytelnikom, wiadomo za co. Podziękować kilku osobom, które odważyły się wysłać do mnie maila – dzięki, to naprawdę miłe podyskutować z kimś o tym co się stworzyło. I last but not least – moim kolegom, tym którzy byli, tym którzy odeszli i tym którzy wytrzymali do końca. Może nie zdołałem się ze wszystkimi zaprzyjaźnić, niektórych nawet nie lubiłem, ale wszystkich was szanuje i dziękuje za te dwa i pół roku współpracy.

  mmxY2k


Jak wielu fanów Secret Service, po jego zamknięciu, zacząłem odczuwać jakąś pustkę. Pozostające na rynku pisma komputerowe jakoś nie mogły jej zapełnić, więc w akcie desperacji wpisałem w googlach nazwę ukochanego magazynu.
Wśród kilku tysięcy stron (niewiedzieć czemu większość z nich traktowała o amerykańskich służbach specjalnych) znalazłem stronkę Drizita. Kiedy pierwszy raz odwiedzilłm Sikretię, poczułem się jak w domu, a serwis od razu trafił na pierwsze miejsce w katalogu moich ulubionych stron. To własnie z łam Sikreti dowiedziałem się, że Driz i kilku innych chłopaków zabiera się za tworzenie zina, który miał kontynuować tradycję nieodżalowanego Secreta.
Jako jeden z najwierniejszych fanów SS'a nie mogłem przejsc obok takiej inicjatywy obojetnie. Od razu zgłosiłem swoją chęć udziału w tym przedsięwzięciu.
Jako, że Driz nie miał jeszcze redaktora do spraw sprzętu, załapalem się. Debiut, zarówno mój jak i całego działu sprzętowego, miał miejsce w drugim numerze SS-NG. Z czasem do moich obowiązków doszło także zbieranie niusów sprzętowych, co było wymuszone bardzo szybkim rozwojem zina. Te trzy ostatnie lata mojego udziału w tworzeniu czegoś wspaniałego, czym moim zdaniem był, a raczej jest SS-NG uważam za czas nie tylko nie stracony, ale okres w którym zyskałem bardzo dużo.
Przedewszyskim zysakalem grono nowych "virtualnych" przyjaciól oraz uzyskalem doswiadczenie, ktore mam nadzieje, zaowocuje w przyszlosci.
Najbardziej utkwilo mi w pamieci wydazenie z pozoru wydawalo by sie negatywne. Chodzi mianowicie o moja "wpadke" w artykule "Amiga reaktywacja".
Wspolredaktorzy, ludzie, ktorzy nigdy nie widzieli mnie na oczy, w dosyc "ostrym" sporze z amigowcami, staneli za mna murem. Byl to efekt wspanialej admosfery jaka panowala i nadal panuje w redakci SS-NG.
Na wstepie wspomnialem, ze moja przygoda z SS-NG, zaczela sie gdy odczowalem pustke, pustke ktora towazyszyla mi od mometu kiedy upadl Secret Service. Te sama pustke odczowam i teraz kiedy, konczy sie moja przygoda z SS-NG. Mam jednak nadzieje, ze tak jak w 2002 roku pustke ta udalo sie zapelnic dzieki SS-NG tak i teraz nie bedzie mi ona towarzyszyc zbyt dlugo.

  Riot


Początki mojej przygody z Secret Service'm pamiętam jakby to było dziś... Stałem sobie na przystanku autobusowym wracając właśnie jako chyba 10-latek wraz z mamuśka od ciotki. Wtedy to moja rodzicielka powiedziała: "A może zacząłbyś sobie kupować jakieś czasopisma?" No to podszedłem do rzeczonego kiosku i na jego wystawie zobaczyłem 34 numer Secret Service. Już w drodze do domu lektura pochłonęła mnie bez reszty i tak zaczęła się moja przygoda z SS'em. Kupowałem go regularnie, mimo, ze nie miałem jeszcze wówczas PCta, ale to czasopismo miało w sobie jakąś przyciągającą moc. I trwała ta moja przygoda z tym jedynym w swoim rodzaju czasopismem, do numeru 75, wówczas bowiem jako konsolowiec przerzuciłem się na Neo+. Jednak ostatni numer pamiętam jak dziś. Przyniósł go do szkoły kolega z wypiekami na twarzy – dlaczego? Ano w ostatnim wydanym numerze był zawarty jego list do redakcji. Później były rozmowy na temat tego, że czekamy na nowy numer SS'a i doczekać się nie możemy, aż w końcu przyznam to ze smutkiem zapomniałem praktycznie o tym cudownym pismie. Sytuacja ta trwała do czasu, gdy dowiedziałem się o SS-NG, a było to chyba w okolicy 11 numeru. A w jaki sposób... otóż zdenerwowało mnie mnóstwo tematów zakładanych przez Emilla na forum PPK z informacją, że początek tematu jest na jakimś innym forum. Wówczas jako jeszcze zwykły szary user zacząłem męczyć wówczas jeszcze panującego admina Pshemozz'a pytaniami co się kur.. dzieje, przylazł jakiś koleś i zakłada mnóstwo dziwnych tematów. No i Pshem wytłumaczył mi, że to jakaś tam fuzja, że tworzymy coś nowego, niby jakiś portal etc. Pomyślałem ok, niech sobie będzie. Jednak dalej mało mnie to interesowało, niekiedy rzuciłem okiem coś tam poczytałem, ale dalej nie było to moim szczególnym zainteresowaniem... Do czasu. W okolicy stycznia na forum zobaczyłem ogłoszenie Drizita: "Potrzebny newsman". Jako, że wiedziałem już wówczas, iż będę miał przynajmniej przez pół roku mnóstwo czasu (Ech ta wredna politechnika, nigdy mnie nie lubiła;)
). Postanowiłem się zgłosić, najpierw do Drizita, który odesłał mnie do Emilla, a ten znowu stwierdził, poczekaj po PGA zgłoś się do Drizita, on Ci wszystko powie. Tak też zrobiłem. Oj pamiętam ten stres, gdy pierwszy raz rozmawiałem z naszym naczelnym via. GG. Z jednej strony stres, z drugiej radość, że w końcu będę robił coś ciekawego. No i tak zostałem newsmanem. Wywiązywałem się z tego zadania raz lepiej, innym razem gorzej, ale jakby nie było starałem się. No i tak mijały miesiące aż nadeszło E3. W 32 numerze zadebiutowałem na łamach SS-NG, a później było juz z górki. W 34 była moja recenzja, a w obecnym recenzja i zapowiedź. Jak widać nie było trudno dostać się na łamy zina. W międzyczasie był zlot, który wspominam bardzo dobrze, a poznanie ludzi z którymi się coś tworzy, na żywo, to przeżycie nie do opisania, czego sobie i wam drodzy czytelnicy życzę... A teraz pora wyruszyć w nową jeszcze trudniejszą drogę...

  Sashh


Dziekuję wszystkim Czytelnikom którzy mieli ochotę by przeczytać moje teksty. Pisanie sprawiało mi zawsze przyjemność, mam nadzieję, że Wam czytanie także. Dziękuję również wszystkim współpracownikom, że miałem okazję tworzyć z Wami jeden z ciekawszych projektów w polskim Internecie. Jestem pewien, że było warto. Pozdrawiam, Wojciech.


  Markinson


Pewnego dnia wyrastając głową ledwo ponad ladę kiosku, szedłem sobie ze świeżo załadowaną do kieszeni tygodniówką od Taty i jak zwykle zajrzałem do kiosku, pnieważ od małego lubię czytać. Zobaczyłem wtedy pamiętnego kapsla z 16 numeru z ogromnym napisem "100 stron..." i niewyraźnym dopiskiem u dołu. Pomyślałem sobie 100 stron za przystępną cenę i chwilę później wypowiedziałem jedno z najpiękniejszych zdań w moim życiu: "Poproszę Secret Service". Jakież było moje zdziwienie (i rozczarowanie) gdy przeczytałem w kapslu małymi literkami "...chcielibyśmy mieć ale mamy już 68". Jakże się wtedy rozzłościłem. Jednak w momencie kiedy czekałem aż będę mógł pzrejść przez ulicę nie zdawałem sobie sprawy, że moje życie wjeżdża właśnie na nową drogę. Drogę, podczas przemierzania której, wraz z Secretem dorosłem, przeżyłem wiele szczęśliwych chwil, upadków, tragedii ale również wydarzeń tak dobrych, że nie zapomnę ich do końca życia. Znikniecie Secret Service zbiegło się z końcem najgorszego roku mojego życia, obfitującego w serię nieszczęść. Pamiętam jak dzwoniłem wtedy do kolegów w innych miastach pytając czy jest u nich Secret w kioskach. Po pewnym czasie z zaciekawienia co dzieje się z ludźmi z mojego ulubionego czasopisma przypadkiem trafiłem na Sikretię. No i się zaczęło... Pamiętam do dziś dzień w którym na stronie pojawiło się forum i napisałem na nim pierwszego posta w moim życiu (o maturze). Później z ogromnym strachem zgłosiłem się jako chętny do próby upamiętnienia pisma z magiczną czerwoną okładką.Doskonale pamiętam moment, kiedy pewnej nocy zobaczyłem projekt pierwszej strony Zina z moją recenzją Command & Conquer Renegade. Zin stał się ważną częścią mego życia. Przede wszystkim dzięki niepowtarzalnej, wspaniałej Redakcji, którą miałem ogromne szczęście poznać.Pamiętam dokłądnie minę Drizita, kiedy pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się na parkingu zajazdu "Na Rogach" w Łodzi i moje pytanie "Jesteście z SS-NG, tak?" i późniejszy tekst Drizita "jesteśmy jak z randki internetowej". Wspomnienia wszystkich wspaniałych chwil z powodzeniem zajęły by książkę.Dlatego poprostu krótko podziękuję Wam wszystkim, z którymi miałem okazję współpracować począwszy od pierwszego numeru aż do ostatniego. Cieszę się i jestem dumny, że moge mieć tak wspaniałych Kolegów i Przyjaciół. A teraz zakasajmy rekawy, życzmy sobie wiatru w żagle i gnajmy do przodu rozpoczynając nową przygodę.

  Carnage


Pierwszy numer SS kupił mi tata, abym miał co czytać w wakacje. Była to 15. 16 jakoś przeoczyłem, ale już od 17 SS regularnie goscił w moim domu, az do samego konca.
NA SS-NG natrafiłem podczas nudnej lekcji informatyki, kiedy to zapragnąłem sprawdzić co się wyświetli po wpisaniu hasła "Secret Service" w google. Pamiętam jak dziś był to numer 13. Po powrocie do domu ściągnąłem zina i od razu zapragnąłem w nim pracować. Wychowany na SS, zawsze chciałem pisać o grach. Moja przygoda z zinem była jednak krótka, gdyż straciłem zapał do grania (którego zresztą [nie]stety nie odzyskałem do dzisiaj). W SS-NG najbardziej urzekła mnie rodzinna atmosfera. Oprocz spraw związanych z pracą bujnie rozwijały sie kontakty na tle prywatny. Jak to napisał Veeroos nie dało się nie angażować w życie zina. Mimo, że przestałem pisać to cały czas udzielałem się na forum i podsuwałem nowe pomysły. Dziękuje wszystkim za ten wspólny czas pracy i życzę powodzenie w przyszłym życiu i przyszłych projektach.


  TopGun


Mój kontakt z SS-NG był dość luźny. Zaczął się jakoś tak jak skończył się papierowy SS którego redaktorem byłem przez około 2 lata. Najpierw zostałem dopisany do bazy osobowej dawnych redaktorów SS-a i jakoś tak to wyszło w pewnej chwili, że w SS-NG pojawiły się reinkarnacje Danger Zone. Pojawiało się ich kilka + zdaje się recka Il-2 (ale to było bardzo dawno temu, wiec mogę się mylić). Potem była cisza, potem zostałem wywalony za nie pisanie (i słusznie bo nie pisałem). Potem znowu było trochę przerwy po której wymarzyłem kilka opowiadań które pojawiały się w Zinie. Te lepsze były o przygodach niejakiego Bolka a te gorsze osadzone gdzieś w świecie SW. Potem znowu była cisza, i chyba nawet znowu zostałem wylany. Acz dzięki niewątpliwemu urokowi osobistemu dostałem jeszcze jedną szansę której owocem było kilka tekstów nt. symulatorów szybowcowych oraz felieton z refleksjami o złotej erze pisemek growych. Jak widać wiele tego nie było. Głównie z powodu, że nie byłem w stanie wykrzesać z siebie zapału do pisania nie na papier. Jednak 4 lata na papierze spaczyły nieco moje gusta. Co dostałem. Odrobinkę ciągłości w pismaczeniu, i wystarczającą do przetrwania dawkę pisania które w ciągu kilku lat papierowej kariery zdarzyło wejść mi w krew.

Inna sprawa, że od kilku miesięcy chciałem sam pożegnać się z redakcją, jednak czasu jakoś na to nie starczało. Zasadniczym powodem takiej decyzji było przejście do konkurencji w postaci Game****** prowadzonego przez znanych wszystkim Żabę i Randala. Nadmieńmy, że prowadzonego w bardzo dopowiadającym mi stylu.

Na koniec zostaje mi się pożegnać, podziękować i przeprosić że nie dąłem więcej. Tak czy inaczej życzę powodzenia kolejnemu projektowi zapowiadanemu przez tow. Drizita

  Fantazyoosh


Było to niedługo po upadku SS, jeszcze za czasów starej Sikretii. Wymieniłem kilka maili z Drizitem i w wyniku jakiegoś dziwnego zbiegu okoliczności zostałem "redaktorem" SS-NG:)
I choć moje zaangażowanie w projekt uleciało jeszcze przed premierą pierwszego numeru, to zawsze po cichu kibicowałem chłopakom. Wtedy w życiu bym nie przypuszczał, że wydadzą kilkadziesiąt numerów zina. A jednak! Z boku obserwowałem rozwój SS-NG… Pamiętam, że mocno się zdziwiłem, gdy pewnego dnia zobaczyłem znajome logo w kiosku. Pomyślałem, że chłopakom rzeczywiście zależy. Że poważnie się angażują. A ja bardzo cenię takich ludzi. Teraz SS-NG odchodzi w przeszłość, ale czy to ważne? Siła tkwi nie w logo, ale w ludziach… W przyjaźni, w doświadczeniu, w ambicjach, w entuzjazmie i zaangażowaniu. Wierze… nie… Wiem, że o wielu z Was jeszcze usłyszymy. Powodzenia chłopaki!

  Kyuba


Jak dostałem się z SS-NG? W bardzo prosty, typowy, zwyczajny i całkiem orydynarny sposób. Pewnego razu, odwiedzając stronę SIKRETII natknąłem się na ogłoszenie, w którym to szanowny towarzysz Drizit poszukiwał newsmana - wymagania nie były wielkie: znajomość angielskiego, troche wolnego czasu, i jakiekolwiek obeznanie w netowych serwisach growych. Maila napisałem praktycznie z miejsca (pamiętam jak sprawdzałem go jakieś 10 czy 15 razy przed wysłaniem, w poszukiwaniu błędu ) i tak samo z miejsca zostałem przyjęty (brak ochotników?). Zadebiutowałem bodajże w 6 numerze i zostałem, ku mojemu szczęściu (lub nieszczęsciu) do samego końca. Co wyniosłem z pracy w SS-NG? Przede wszystkim kupę doświadczenia. Poznałem też kilkadziesiąt bardzo wartościowych i tak samo powalonych (chociaż może z wyjątkami ) osób i spełniłem w sumie jedno ze swoich marzeń - zawsze chciałem gdzieś pisać. Nigdy, ale to naprawdę nigdy, nie zapomne tych 3, wspólnie spędzonych lat. Over and out.

  Emill


Czy zwykły projekt kilkunastu szaleńców z ambicjami i marzeniami może diametralnie wpłynąć na życie i odwrócić je o 180 stopni? Ci, którzy nie mieli nigdy zaszczytu i przyjemności pracy w SS-NG mogą uznać to za dziwne, wręcz nienormalne - a jednak ja, po ponad 3 latach spędzonych pośród tej jedynej na świecie takiej paczki ludzi mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć - tak, SS-NG zmienia ludzi i zmienia ich życia. Poza codzienną pracą, nieprzespanymi nocami, stresującymi wydarzeniami i deadline'ami, poza wszystkimi smutkami i radościami związanymi z tą "pracą", poza wszystkimi ciepłymi oraz krytycznymi uwagami z Waszej, drodzy czytelnicy, strony, SS-NG to także sympatie, antypatie, przyjaźnie, miłości (..no dobra, tu mnie troche poniosło ), wspólne spotkania, imprezy, zloty, wydarzenia zupełnie na pozór nie związane z zinem jako takim (że wspomne tu tylko nasz wypad na Mayday z Veeroosem i Drizem) - jednym słowem coś, co mam nadzieję będzie trwało tak długo, jak długo będziemy żyli, bez względu na to, gdzie rzuci i co zrobi z nami los... Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć, jak mawia przysłowie, jednak i pod tym względem jesteśmy wyjątkowi, nadszedł bowiem czas rozstania z jednym projektem, w który każdy z nas włożyl mnótwo potu, krwi, łez, pasji i czasu, często kosztem innych, bardziej prozaicznych zajęć - ale to nie znaczy, że żegnamy się z Wami na zawsze, już wkrótce bowiem spotkamy się z Wami w formie, o jakiej każdy z Was i nas od dawna marzyl... a co bedzie dalej, to pokaże życie, oby było dla nas równie łaskawe jak przez te ponad 3 lata pracy dla SS-NG.
Cytując fragment najnowszego utworu Paula van Dyk'a: "See You on the other side..."

  Rosic


SS-NG to dla mnie ponad rok pracy. Przez kilkanaście numerów systematycznie ukazywały się w nim moje raz lepsze, raz gorsze teksty. Z tego co wiem, udało mi się też ustanowić rekord ilości - jako jedyny w pewnym miesiącu napisałem aż 14 tekstów. Jak to zrobiłem - do dziś nie wiem. Tak czy inaczej, SS-NG zabrało mi mnóstwo czasu. Czas ten jednak nie został zmarnowany, oprócz wpisu w CV, większego doświadczenia, ulepszania warsztatu, pozostał jeszcze jeden aspekt. Ludzie. Ekipa która tworzyła SS-NG w większości składała się z osób zajebistych. Nigdzie wcześniej nie spotkałem się z tak bliską, zgraną i spójną paczką. Nawet szkolna klasa, do której chodzi się przecież kilka lat nie wykazywała takich więzów jak redakcja. Ale czemu się tu dziwić. Robiliśmy to przecież z pasji, nie za pieniądze, nie za inne bonusy, ale z chęci. Teraz pozostają już tylko wspomnienia, o których nigdy nie zapomnę... Do zobaczenia wkrótce...
Temat numeru - First Person Perspective - SS-NG oczami redakcji
SS-NG #35 pożegnalny 2005
7