Recenzja - Midnight Club 3: DUB Edition
SS-NG #33 wakacje 2005
35






Paweł "Gonzo" Kazimierczak
PRODUCENT: Rockstar  WYDAWCA: Rockstar Games  GATUNEK: zręcznościowa  PLATFORMA: Xbox, PS2  CENA: 200 zł WWW
    Dla ludzi, którzy kochają upiększać samochody.
Dość buńczucznymi zapowiedziami panów z Rockstar byliśmy bombardowani przez czas tworzenia tego tytułu. Większość rzeczy udało się utrzymać w tajemnicy i dzięki temu gracze są nad wyraz zadowoleni, bo MC3 dobrą grą jest. Z drugim NFS:U wygrywa bez problemu, przewyższa zdecydowanie prequel. Czegóż chcieć więcej? Czasu na granie.



  3...


Naszą zabawę zaczynamy w San Diego. Tradycyjnie mamy kasy na jedną z wielu bryk, nie mamy też za bardzo jak ją zmodernizować. Kolorujmy prostacko lakier i ruszamy w miasto. Zdecydowano się przekopiować pomysł z NFS:U2 zgodny ze współczesnymi trendami. Możemy do woli jeździć po miastach, a gdy przyjdzie nam ochota, podjeżdżamy pod oznaczony flarą punkt i zaczynamy wyścig. Co znamienne wyścigi zaczynają się dokładnie w punkcie, w którym jest umieszczony ów punkt. A po nim nie jesteśmy nigdzie teleportowani, a szusujemy po mieście od mety wyścigu. Taki szczególik, a ostatecznie przekonał mnie do tego systemu (moje wygodnictwo preferowało rozwiązania z pierwszej części NFS:U). Pierwsze, co zauważyłem i co spowodowało zakwitnięcia popularnego banana na twarzy był system jazdy. Pamiętam, jak nie skończyłem MC2 właśnie dlatego, że nie mogłem się przyzwyczaić. Wydawał mi się trudny, nieprzemyślany i chaotyczny. W „trójce” wszystko jest jak należy, a jazda sprawia samą przyjemność. Do wyboru mamy kilka rodzajów wyścigów, od normalnych, w których nagrodą jest sama kasa, po turnieje gdzie wzbogacamy swój warsztat o rury wydechowe, dekle czy inne malowania fur. Poza tym przez całą grę przechodzimy serie (po około 15) jazd rożnymi klasami samochodów. Tuners, SUV/Trucks, Luxury Sedans to przykłady takich wyścigów. Pojazdów jest ponad 60 (po odblokowaniu naturalnie), w tym motory, samochody klasyczne albo nowoczesne. Wszystkie podpakowane pod sufit. Miło jest pohasać Hummerem.



  2...


Nasze autko zmieniamy nie do poznania w dosłownie parę chwile. Chromowane światła? Odjazdowy spojler? Zielone szyby? To wszystko jest dostępne, a dzięki świetnemu interfejsowi można szybko obadać dostępne możliwości i wyruszyć się ścigać. Brakuje trochę modelu malowania z FORZA MOTORSPORT, ale nie ma co narzekać, bo zawsze znajdzie się coś odpowiedniego. Ludzie z DUB Magazine spisali się na medal i chciałbym żeby następna część także była realizowana we współpracy z nimi. Bolączka gry jest nadmiar kasy, bo po pewnym czasie stać nas wszystko i zabawa się zaciera. Ale nie nudzi, a poza tym dojście do tego momentu też wymaga trochę czasu poświęconego MC3. Przystępujemy do wyścigu i czekamy na niego tylko 15 sekund (tyle trwają ładowania tras czy miejscówek). Jeśli mamy zamontowaną hydraulikę to odpalamy krzyżakiem ów tryb i skaczemy po linii startu. Kapitalnie wygląda ujęcie, gdy osiem odpicowanych bryk fika przed wyścigiem. Zegar odlicza trzy sekundy i już w uszach mamy mruczenie naszego mocarza. Wrzucamy pierwszy bieg, odpalamy boosta (maksymalnie można mieć dwa na okrążenie) i zatapiamy się w grze. Szybkość prawie dorównuje BURNOUT`owi 3, więc jest przyjemnie. Mamy dwa rodzaje dopalaczy: jeden wbudowany (o tym wspomniałem) i drugi, który ładuje się, gdy siedzimy na tylnim zderzaku przeciwnikowi. Dobry pomysł, bo jeśli się spadło na ostatnią pozycję, a zostało trochę metrów do pokonania, nie restartujemy tylko walczymy. Plus dla Rockstar. Przeciwnicy nie oszukują jak w grach konkurencji i gdy ich nie widać nie nadrabiają pół minuty straty (damn you, NFS:U!). Z czasem zdobywamy kolejne umiejętność przybliżające nas do zwycięstwa. Są to np. zwolnienie czasu albo chwilowa niezniszczalność. Resztę pozostawiam Wam
do odkrycia, ale patenty są przemyślane i nie każdy możemy stosować w każdej klasie samochodu. Ścigamy się na okrążenia, z punktu do punktu albo na zamkniętych trasach musimy pobić rekord czasowy. Do 30% gry poziom trudności jest za niski i już chciałem na to narzekać, ale na szczęście później zaczynają się schodki i gra stawia przed nami wymagania. Summa summarum jest dobrze wyważona. Udostępniono nam trzy miasta (San Diego, Atlantę i Detroit), odkrywane w takiej kolejności. Przenosimy się między nimi dzięki teleportom umieszczonym w porcie (logiczne, nie?).



Rockstar nie byłby sobą gdyby nie poukrywał w każdej miejscówce 12 tabliczek z własnym logo. Znalezienie ich wszystkich to zadanie dla prawdziwych geeków. Grafika jest w niskiej rozdzielczości, ale przecież nie ona gra tu pierwsze skrzypce. Asfalt jest naleśnikowaty, a samochody niestartujące w wyścigu pozbawione szczegółów, ale who cares? Ważne, że moja bryka jest wypasiona, że przy trasie śmigają neony, a aparat słuchowy jest łechtany muzyką. Są różne gatunki: trance, hip-hop czy disco i znani muzycy (vide Sean Paul). Ścieżka muzyczna jest dobra i nadaje klimatu wyścigom. Dla malkontentów zaimplementowano opcję umieszczenia własnej (na Xboxie). Gra pozwala na grę przez Xbox Live!, system linka albo split screena. Rywalizacja z kumplem czy nieznajomym z Azji to masa frajdy i przedłużenie i tak sporej żywotności gry. Muszę z recenzenckiego obowiązku wspomnieć o zmieniającej się pogodzie (rzeźnicki wręcz deszcz), a także o doskonale napisanych, przeczytanych i wyrazistych dialogach. Rozbawia mnie scena, gdy mój drugi mechanik picował jakąś brykę i tak się nią zachwycał, że wychlapał „It cost my marriage”. No i jak tu nie ulec klimatowi MC3?

  1...


Złośliwy recenzent czy wytrawny gracz zawsze znajdzie dziurę w całym. W MC3 są to raczej dziurki, ale rzutują na ogólną ocenę. W tramwajach jakie krążą po mieście jeżdżą najzwyklejsze sprite`y. Kontrastuje to z trójwymiarowymi przechodniami spotykanymi na mieście (nie da się przejechać) i u mnie wywołało skrzywienie aparatu gębowego. Raz nie trafiłem w trasę i wjechałem do wody. Auto oczywiście było „totaled”, ale ja zauważyłem, że woda to płaska falująca powierzchnia pod którą jest „powietrze”. Identycznie jak w GTA, a szkoda, bo widać, że Rockstar nie chciał dopieścić w 100% swojego dzieła. Samochody po prostu jeżdżące po mieście zachowują się jak puste kartony mleka często spotykane przy śmietnikach. I tak samo śmierdzi to amatorką. Nie podoba się, że w tak zręcznościowych wyścigach moje auto po dzwonie ze ścianą ma dramatyczne problemy z przyspieszeniem. Rekompensuje to jednak odnawialny dopalacz, ale nie w pełni. Czasem zdarza się, że na mieście czeka na nas konkretna osoba i musimy za nią jechać na miejsce właściwego wyścigu. Daje to nam niezapomnianą lekcję, jak zaliczyć wszystkie wagony jednego tramwaju albo jak jechać najdłuższą drogą. Bo miasta mają masę skrótów i nieraz będzie trzeba z nich skorzystać.



  DUB!!!


Podsumowanie będzie krótkie, bo i tak już się grzejecie do sklepu. I słusznie. Doskonale zrealizowano tu idee zręcznościówki, daje ona masę radochy, a jednocześnie nie jest prosta jak drut. Nowy BURNOUT to niewiadoma, nowy NFS będzie raczej dla Xboxa 360, ale to nie powód do szlochu. Mamy MIDNIGHT CLUB 3: DUB EDITION. Brawa!


Xbox/ PS2
W porównaniu do zabawy jaką daje, minusy i cena nie grają roli. Porządny kawałek softu.
Recenzja - Midnight Club 3: DUB Edition
SS-NG #33 wakacje 2005
35