MOVIE ZONE - Cube Zero
SS-NG #29 MARZEC 2005






Krzysztof "Kosynier" Kosiecki
    Jednym z największych możliwych do wyobrażenia rodzajów strachu, jaki może spotkać człowieka jest ten wywołany nieoczekiwanym znalezieniem się w całkowicie obcym środowisku. Twórcy filmu „CUBE” doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
Nie od razu sześcian zbudowali … czyli o historii słów kilka. Legendarny już „CUBE” powstał w 1997 roku. Była to produkcja ofowa niosąca w sobie czysty geniusz. Grupa dobranych nieszczęśników została umieszczona w gigantycznej maszynie śmierci składającej się z setek a może i tysięcy niemalże identycznych pomieszczeń. Różnica polegała na tym, że w niektórych znajdowały się zabójcze pułapki unicestwiając ludzi w nad wyraz efektywny sposób. Działając pod ogromnym stresem uwięzieni ludzie musieli znaleźć sposób ucieczki albo oszaleć i zginąć. Po prostu czegoś takiego gdzie kluczową rolę grała ludzka psychika jeszcze nikt wcześniej nie nakręcił. Po ogromnym sukcesie kasowym części pierwszej powstanie kontynuacji było jedynie kwestią czasu. W końcu w 2002 roku nadeszła pod postacią „HYPERCUBA” opartego o teorii istnienia czwartego wymiaru. Film pozbawiony jakiejkolwiek logiki, pod względem psychologicznym powielający część pierwszą był jedynie mizernym cieniem swego poprzednika (dodam, że także mocno niedorobionym). W tej sytuacji zebrano prawie w komplecie „starą” ekipę i nakręcono „CUBE ZERO”. Wiem, że do teraz pisałem nie na temat, ale jest to tak słabo nagłośniona w Polsce seria, że trzeba ją nieco przybliżyć nieco mniej zorientowanym czytelnikom.

  Niebo czy Piekło?


Wieża na B5, szach i mat. Akcja „CUBE ZERO” został umieszczona przed wydarzeniami z części pierwszej i jak się okazuje fabuła tylko z nią jest powiązana. Wszystko obraca się wokół młodego, ale genialnego technika Erica Wynna (Zachary Bennett) zajmującego się monitorowaniem osób umieszczonych w sześcianie (jest to znacznie mniejsza wersja tego z jedynki). Pracuje on razem z prawdziwym weteranem w tym fachu – Dodd –em (wielki fan szachów wiecznie przegrywający z przeciwnikiem, który nawet nie musi patrzeć na szachownice). Już na początku filmu widzimy, że coś w ich pracy jest nie tak. Pokuj monitoringu, w którym się znajdują jest przeznaczony dla więcej niż dwóch osób, o których okazjonalnie wspominają w dość nerwowy sposób. Problem polega na tym, że oni chyba nigdy z niego nie wychodzą otrzymując wszystko, co jest im potrzebne przez specjalną windę. Co więcej panująca tam atmosfera wskazuje, że oni naprawdę boją się, iż wkrótce sami mogą stać się obiektem doświadczeń (z wymazaną pamięcią)! Sytuacja się komplikuje dla obu panów, gdy kolejną z ofiar sześcianu okazuje się być piękna kobieta (Stephanie Moore). Przeglądając jej teczkę Eric zauważa, że brakuje pewnej różowej karteczki, na której sama zgadzałaby się na umieszczenie w tym miejscu jako alternatywę dla kary śmierci. Szybko się orientuje (z gazety), że była zaangażowana w politykę i znikła jako osoba niewygodna dla władz. Postanawia ją ratować. Celowo nie wspomniałem ani słowem o innych osobach w Cube–ie, ponieważ po prostu nie są oni ważni i poprzez film nie przejmujemy się ich losem. Gdy Eric wyrusza do środka w celu opanowania sytuacji do pokoju przybywa chyba najbardziej barwna osoba w filmie – mający jedno oko zastąpione jakąś kamerą i kulejący pan Jax, którego pozycja jest najwyraźniej całkiem wysoka w hierarchii.

  Eric i Cassandra


Ten film to naprawdę nie jest żaden horror. Oglądając kolejne sceny nie odczuwamy towarzyszącego poprzednim częścią uczucia niepewności czy tajemnicy. Na co jednak możecie liczyć drodzy czytelnicy to wszystkie te elementy, które zapewniły sukces oryginałowi, jak na przykład niezwykle efektowne i, jeśli to w ogóle możliwe, całkiem oryginalne egzekucje. Wyjaśnionych zostaje wiele pytań, jakie każdy sobie zadawał po obejrzeniu poprzednich części. Można sobie teraz zadać pytanie czy usunięcie całej tej niepewności było dobrym posunięciem? Gdy sam o tym myślę to chyba wielka szkoda nie została wyrządzona, bo wciąż pozostawiono wiele nierozwiązanych zagadek a chyba każdy chciałby usłyszeć jakieś sensowne wyjaśnienia, co do takich pytań jak na przykład te: Po jaką @%$& właściwie zbudowano to miejsce?
Sama atmosfera wskazuje na pewne mistrzostwo reżysera gdyż pomimo relatywnie dających się do przewidzenia zachowań bohaterów nigdy nie wiemy, co się wydarzy choćby za minutę. Widz jest utrzymywany w skupieniu od pierwszej do ostatniej minuty a samo zakończenie jest prawdziwym potwierdzeniem chronologicznego ułożenia filmów – „Chce z powrotem do niebieskiego pokoju” (może ktoś się domyśli jak ruszy tą swoją skrzynką na szare komórki :-).
Cały czas chwale i zachęcam, jednak oglądając „CUBE ZERO” czujemy jakiś niedostatek, pomimo, że właściwie nie ma tu jakichkolwiek błędów to nie jest to to samo, co cześć pierwsza. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta – to wszystko kiedyś już było. To nie jest jakiś zupełnie nowy czy niezwykły film a jedynie kontynuacja. Przyznam, że lepiej tego nakręcić się nie dało tym niemniej znikła otoczka nowości i niezwykłości. Istnieje tylko ograniczona ilość sposobów, w jakie można człowieka spalić, posiekać, zamrozić czy rozerwać na kawałki zanim widownia zacznie ziewać. Brutalne egzekucje nie są tam, bo wymaga tego scenariusz, są gdyż stały się nierozłączną częścią tego dzieła, po prostu wszyscy oczekujemy, że tam będą. Sześcian nie jest tak skomplikowany jak poprzednio, chociaż niektóre gadżety wzięto chyba prosto ze Star Treka, tak też efekt ludzkiej psychiki został nieco ograniczony. Głównym sokołem akcji staje się ludzka moralność i to jak daleko jesteśmy się w stanie posunąć w celu obrony swych wartości. Polowanie pana Jax-a można uznać za synonim dążenia otaczającego nas systemu (szczególnie w Ameryce skąd film podchodzi) do pełnej kontroli nad jego trybami. System ten niszczy tych, którzy próbują żyć zgodnie z własnymi przekonaniami. Na dodatek nieważne, jakie prowadzimy życie czy na jakim szczeblu drabiny społecznej się znajdujemy zawsze możemy się obudzić w takim sześcianie, z którego naprawdę niema wyjścia. Jesteśmy bezbronni wobec otaczającego nas świata, który sami zbudowaliśmy i sami utrzymujemy, ta część znacznie lepiej niż poprzednie to uwidacznia.

  Jax


Suma Sumarum jest to bez wątpienia coś, co warto polecić. Gdyby była to gra dostała by ocenę końcową koło ósemki, ponieważ pod względem jakości plasuje się gdzieś po środku pomiędzy poprzednikami. Nie jest to ani film genialny w swej konstrukcji ani też nie jest to porażka. Lepiej po prostu nie można było tego nakręcić. Co więcej raczej sprzeciwiam się uznaniu tej serii jako trylogii gdyż „Hipercube” tak daleko odbiega od reszty, że jest czymś zupełni innym. Pomijając tą drobną dygresję powiem wam jedno: jest to naprawdę udana produkcja tak, więc walcie śmiało do kin….

ups no może jednak z tym kinem będzie lekki problem, bo z kompletnie nieznanego ( i nielogicznego) mi powodu w polskich kinach „CUBE ZERO” nie jest i chyba nigdy nie będzie wyświetlany … jak poprzednicy. Tak czy inaczej, jeżeli mówicie językiem królewskiego szczepu piastowego i możecie go jakoś zdobyć to gorąco polecam. Reszta z was niech się nie martwi, kiedyś na pewno wyjdzie na DVD lub wyświetli go publiczna telewizja … kiedyś.

  Czyżby drugi Jezus?


MOVIE ZONE - Cube Zero
SS-NG #29 MARZEC 2005