-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
RECENZJA [PC] - Seal of Evil
SS-NG #29 MARZEC 2005






Michał "Zantar" Piwowarczyk
PRODUCENT: Object WYDAWCA: GMX Media GATUNEK: aRPG WWW CENA: -   x PLATFORMY: PC   x
    Tak naprawdę wystarczą dwa zdania, aby przekazać, co autor tej recenzji myśli o omawianej grze. Oto one: nie grajcie w Seal of Evil, jest to gra kiepska, nawet jeśli porównać ją do starego już przecież Diablo II, z którego to SoE bierze garściami. Nawet jeśli ktoś będzie dawał Wam ją za darmo lub będziecie mieli możliwość jej kupna za 99 groszy, zrezygnujcie.
  Gdzie i kiedy?

Jeśli jednak tak negatywny wstęp nie zraził Cię Czytelniku, muszę dopełnić reszty recenzenckiej roboty L Historia SoE, dwuwymiarowej nudnej gry diablopodobnej, rozgrywa się na terytorium Chin, 2200 lat temu. Kiepsko zrealizowane w silniku gry intro wprowadza nas w początek zawiłości historii SoE. Otóż do małej wioski ludu Baiyue składającej się z kilku lepianek (nie wiadomo co uprawiają chłopi z wioski, dookoła tylko lasy, góry, węże i dziwne stworzenia) przybywa poselstwo przepotężnego państwa Qin (czyta się /czin/), aby domagać się całkowitej i bezwarunkowej kapitulacji. Sprawujący rządy (jak to dumnie brzmi, kto chciałby rządzić błotnista dziurą i garstką obdartusów) pod nieobecność wodza kapłan musi niestety odmówić, rozwściecza tym poselstwo i zapewne doszłoby do rękoczynów, gdyby nie nagłe pojawienie się naszej bohaterki, Lan Wei, która „ratuje dzień”. Poselstwo z groźbami na ustach oddala się, by knuć przeciwko wiosce, a my rozpoczynamy przygodę w nudnym świecie SoE.


  Jak brzydkie menu jest, każdy widzi...


  Kim?

Jak nietrudno się domyślić, w grze sterować będziemy Lan Wei, córką wodza Lan Xiong. Nasze bohaterka jest wiedźmą, znaczy to ni mniej ni więcej, że potrafi posługiwać się czarami, do walki wręcz używa zaś drąga(ciekawe co by powiedział na to Freud). W czasie gry dołączy się do nas jeszcze czterech dzielnych wojów, Beastman, Assassin, Wizard i Paladin. W drużynie możemy mieć jednocześnie trzy osoby, pozostałe dwie czekają niejako w pogotowiu, po naciśnięciu odpowiedniego guziczka możemy wybrać kto ma znaleźć się w drużynie. Każda z postaci opisana jest pięcioma współczynnikami, Ziemia, Ogniem, Drewnem, Metalem i Wodą. Z początku może wydawać się to ciekawe, jednak po pewnym czasie staje się uciążliwe, po zdobyciu poziomu możemy bowiem podnieść naszemu bohaterowi cechy (5 punktów do rozdania), a jako że nazwy cech wcale wiele nie mówią, trzeba więc czekać aż pojawi się małe okienko helpu wyjaśniające za co dany współczynnik odpowiada.


  A oto i błotnista dziura, którą bohaterowie gry nazywają swoim domem...


Każda postać posiada odpowiednie umiejętności przydające się w walce, na przykład wiedźma może rzucić zaklęcie zadające przeciwnikowi obrażenia i spowalniające tegoż. Poza znanym z Diablo II systemem statystyk i skilli, w SoE znalazł się jeszcze jeden współczynnik, Gniew. W czasie walki pod portretem naszego bohatera ładuje się malutki paseczek oznaczający poziom gniewu. Gdy osiągnie on maksimum, nasz dzielny heros może użyć umiejętności specjalnej; dla przykładu Beastman zaczyna poruszać się szybciej i częściej trafia. Cały system statystyk i umiejętności wydaje się przejrzysty, lecz taki nie jest. Brak jakiegokolwiek tutorialu wprowadzającego w dość zawiłe stosunki łączące poszczególne cechy sprawia, że mija sporo czasu zanim połapiemy się gdzie co jest i po co. A czegoś takiego w grach być nie powinno.
  Jak?

Jako action RPG SoE skupia się na walce i standardowych questach w stylu: zabij tamtego wielkiego złego pana, a z niego wypadnie coś, co musisz mi przynieść. Przez to gra staje się dość nudna już na samym początku, szczególnie, jeśli uwzględnimy pierwsze questy z gry, na przykład „połóż się spać” (to nie żart). Sama walka jest równie nudna jak zadania do wypełnienia. Niby jest ta „aktywna pauza”, niby można grać używając jakiejś tam taktyki odpowiedniego używania umiejętności, ale to wszystko jest tak monotonne, że przejście na raz Diablo II aż do Nightmare staje się fascynującą rozgrywką. Jedynym pozytywnym aspektem, który dodaje odrobinki miodności i sprawił, że SoE nie dostał 4, jest system tworzenia przedmiotów. Postać Wiedźmy ma bowiem umiejętność kreowania nowego ekwipunku: z odpowiednich komponentów potrafi zmajstrować dosłownie wszystko, zbroję, broń, naszyjnik, leczniczą miksturkę. Komponenty zaś leżą dosłownie wszędzie, wrogowie zostawiają na przykład skórę, z której sprawimy nowy kubraczek Wiedźmie, a pod niektórymi kamieniami znajdziemy rudę, idealnie nadającą się na nowe pazurki dla Beastmana.
Należy jeszcze wspomnieć o dialogach i głosach postaci. Opcji dialogowych, jeśli są, mamy niewiele i są nieciekawe, za to niekontrolowanych dialogów między bohaterami jest ilość zatrważająca. Same dialogi są równie nudne jak walka, brzmią po prostu sztucznie i miejscami żenujące. Bohaterowie mówią głosami kiepsko dobranymi, z aż nadto wyraźnymi akcentami, a szczytem farsy jest postać wodza, którego głos tak samo brzmi w chwili dziania się akcji gry, jak i w przedstawiających przeszłość (18 lat wstecz) przerywnikach. By nie doznać szoku odradzam od razu wyłączenie głośników, bo nawet muzyka, jak i odgłosy gry prezentują poziom poniżej standardu.


  Walka w lesie, równie denna jak reszta gry...


  A jak to wygląda?

Gdyby SoE ukazała się w czasach D2 (znowu to D2) lub Baldur’s Gate, może i jej grafika nie byłaby taka zła. Jako gra 2D ma oczywiście dość statyczne tła, poziom plansz nie przedstawia się wcale aż tak tragicznie, wszystko jest ładne, kolorowe, szczegółowe, ale wszystko to już gdzieś widzieliśmy, wszystko to już było i nie powinno wrócić już więcej. Postacie ruszają się sztucznie, po 10 minutach mamy już dość patrzenia na nie. Przez cały czas grania w SoE miałem wrażenie, że ktoś cofnął mnie w czasie do czasów szkolnych (:>), gdy królowała taka grafika i taki model rozgrywki. Jak zareagowalibyście gdyby ktoś znowu zaczął pisać w stylu Orzeszkowej, albo, Boże broń, Reymonta? Bo ja się tak czułem grając w SoE, takie aRPG to jakaś tam część historii gier, ale część, której trzeba dać już odejść, by stała się właśnie historią gier, a nie koszmarem, który nawiedza gracza.

  Dlaczego?

SoE nie ukazało się w Polsce i dzięki za to dystrybutorom. Jednak na pewno któryś geniusz wpadnie na pomysł umieszczenia jej w jakiejś „złotej kolekcji”. Bądźcie więc ostrzeżeni: nie grajcie w to, zwykły klon Diablo II i w dodatku gorszy od pierwowzoru. Wszystko w tej grze jest średnie, może oprócz głosów postaci, które plasują się bardzo bardzo nisko. Zadam więc teraz odwieczne pytanie: Panie Producencie, dlaczego Pan taką grę stworzył? Czy to nie wstyd? Panie Producencie, dlaczego miałbym wydać na ten chłam nawet najmniejsze pieniądze? Bo powodów nie widze.

Pentium II 300 MHz, 128 MB RAM, karta grafiki 4MB, 1.6 GB HDD
SoE mówimy NIE!
RECENZJA [PC] - Seal of Evil
SS-NG #29 MARZEC 2005