Rysunek (C) Artur Wawrzaszek
To co zamierzał zrobić było czystym aktem szaleństwa ale i odwagi. To co zamierzał zrobić miało kosztować jego mocodawców grube miliony. Velvet pomyślał iż mając taką kupę szmalu nie będzie musiał więcej chodzić z kijem baseballowym po barach i demolować ich na życzenie jakiegoś osiedlowego Ala Capone. To duży awans, ze zwykłego goryla miał stać się bogatym mieszkańcem Brazylii lub Nikaragui. Jeszcze nie zdecydował gdzie wyjedzie, to poczeka. Na razie koncentrował się na zadaniu.
Słońce właśnie weszło w zenit a jego promienie z cała mocą prażyły plecy i tył głowy snajpera. Pierwsze krople potu pojawiły się na karku a potem na czole. Velvet przewidział taki obrót zdarzeń dlatego założył białą koszulkę a na głowę naciągnął białą kaszkietówkę którą kiedyś ukradł gdy był młody i wałęsał się całymi dniami po centrach handlowych. Dłonie wilgotne od potu zaczęły się ślizgać po rękojeści karabinu. To nie dobrze, zauważył jednak wciąż stawał się zachować spokój. Jeżeli dopadnie go stres szanse na powodzenie akcji zmaleją. Na to nie mógł sobie pozwolić, zbyt wiele wysiłku włożył w przygotowanie się do akcji. Najpierw musiał w anonimowy sposób zakupić broń a nie było to proste gdyż w szarej strefie roiło się od kapusiów i tajniaków. Gdy ktoś kupuje karabin z optycznym teleskopem skupia to uwagę zbyt wielu osób. Wiadomo, dzieje się coś ważnego, ktoś kogoś planuje sprzątnąć w mało rozpowszechniony, zwłaszcza w Polsce sposób. Dlatego za niewielkie pieniądze wynajął Rosjan którzy odważyli się przemycić dla niego sprzęt i sprzedać w nieco wygórowanej cenie. Ale co tam, Velvet dostał od zleceniodawców sporą zaliczkę którą dobrze spożytkował. Miał upragnioną broń, nikt o tym nie miał prawa wiedzieć i był to wielki sukces. Gorzej było z nauczeniem się obsługiwania karabinku. Jego złożenie nie jest takie proste jak pokazują to w tych głupawych amerykańskich filmach. Trzeba naprawdę się pomęczyć by złożyć do kupy wszystkie części. Jeszcze gorzej ze strzelaniem. Leżąc na dachu Velvet przypomniał sobie liczne nieudane próby w lesie. Na łonie natury, w otoczeniu drzew i co najważniejsze bez świadków uczył się przez cały tydzień strzelać do celu. To było strasznie irytujące kiedy przez cały dzień ani nie razu nie trafił w butelkę. Drugiego dnia zmniejszył odległość między lufą a celem do stu metrów i po kilku próbach mu się udało. W kolejne dni cofał się coraz dalej od butelek i coraz częściej w nie trafiał. Po tygodniu kiedy miał prawie stuprocentową skuteczność i własny styl strzelania nie mógł się nadziwić jak wcześniej nie mógł trafić do celu. Nigdy nie był cierpliwy ale ten tydzień spędzony w lesie wiele go nauczył.
Nie tylko celnego strzelania.
Na ulicy zaczął się robić tłok. Rozentuzjazmowani ludzie starali się przejść przez blokadę ustawioną z radiowozów i policjantów. Velvet poczuł lekki niepokój. Jeżeli tym histerykom uda się przebić przez kordon z zamachu nici. Nigdy nie trafi w człowieka otoczonego przez tłum.
Velvet wychylił głowę zza krawędzi i splunął. A żeby tak spadł komuś na łeb ten glut, pomyślał i nerwowo się uśmiechnął. Po chwili spojrzał przez lunetę by zobaczyć czy ludzie dalej próbują się dostać pod główne wejście hotelu „Rezydent”. Z ulgą stwierdził że część rozkrzyczanej hołoty zmalała i coraz mniej narwańców próbowało wygrać z policją.
- No dalej Nazarejczyku , wyjdź z tego hotelu, – powiedział sam do siebie a po chwili zaczął się zastanawiać nad sensem tego co powiedział.
Do tej poty nie docierało do niego że będzie strzelał do strzelał do syna bożego , to znaczy nie bezpośrednio do niego, ale jego nowego ziemskiego wcielenia – Ibrahima Zatastosa, człowieka z nikąd, który z dnia na dzień udowodnił światu swoją niespotykana moc. Velvet nie lubił tanich rewelacji podawanych przez gazety, radio i telewizję, nie lubił też słuchać o cudach których dokonywał Zatastos.
Velvet był niewierzący a mówienie o nowym Mesjaszu doprowadzało go czasem do białej gorączki. Dlatego gdy przybyli do niego czterej włoscy księża z polskim mnichem jako tłumaczem wcale się nie przeraził tym kogo ma zastrzelić. Bardziej go zdziwiło to iż faceci ze złotymi krzyżami wiszącymi na szyjach zapłacili mu za to by zabił kogoś dla kogo przez setki lat służyli. Było to niezrozumiałe do czasu kiedy Velvet wdał się na osobności w rozmowę z mnichem-tłumaczem.
- Jak ci na imię synu ?- spytał zakonnik
- Jacek ale wszyscy mówią do mnie Velvet. To od mojej skóry. Nie używam żadnych kremów a proszę zobaczyć jaka gładka
- Wierzysz w Boga ? – znów zapytał zakonnik
- Nie, nie wierze
- A więc nie wierzysz iż Ibrahim Zatastos jest mesjaszem ?
- Nie
- A dlaczego uważasz że nim nie jest? Przecież uzdrawia ludzi, czyni tyle cudów, potrafi jednoczyć ludzi. To wielka osobowość
- Nie zastanawiałem się nad tym proszę pana – rzekł Velvet – dla mnie religia to głupotka wymyślona przez was samych
- Rozumiem – zamyślił się mnich – Nie chcę się wdawać z tobą w dyskusje na temat religii. Najważniejsze że Zatastos jest ci obojętny
- Ty rozumiesz, ale ja nie rozumiem – Velvet zlustrował pozbawioną emocji twarz mnicha – Dlaczego chcecie się pozbyć kogoś o kim nauczacie że jest Bogiem ? Skoro wszyscy uważają go za mesjasza to dlaczego? Dlaczego mam go zastrzelić ?
Mnich uśmiechnął się tajemniczo po czym dotknął swojego krzyża by poczuć się pewniej
- Jesteś niewierzący synu, mniemam że nie czytasz pisma świętego. Tam jest napisane o fałszywym mesjaszu który zejdzie na ziemię by sprowadzić chaos
- A Zatastos niby jest tym oszustem ? – spytał Velvet
- Tak
- A jeśli naprawdę jest mesjaszem ?
- Przecież nie wierzysz w Boga, co za różnica
Zabójca pokiwał głową. No tak. Nie ma różnicy. Liczy się pokaźne konto w banku po naciśnięciu spustu.
Słońce piekło coraz mocnej. Na koszulce snajpera pojawiła się wielka mokra plama. Rozgrzany beton parzył go w brzuch.
- Wychodź sukinsynu, wychodź...
Frontowe drzwi hotelu ani drgnęły. Velvet zaczął się zastanawiać co taki świętoszek Zatastos może robić w „Rezydencie”. Modli się do swojego ojca? Rżnie w zaciszu hotelowego pokoju jakąś dziwkę? Specjalnie wkurwia człowieka który mierzy do niego z dachu pobliskiego wieżowca? Tak, to na pewno to! Zatastos mnie wkurwia, stwierdził Velvet a ze zdenerwowania o mało nie nacisnął spustu.
Musiał się opanować i to szybko. Jeżeli chciał się pławić w luksusie musiał wykorzystać szansę jaką mu dano.
Pan Mesjasz pojawił się z wizytą w Polsce po raz pierwszy i chyba ostatni. Jaki jest rachunek prawdopodobieństwa że właśnie na tej ziemi, ziemi narodu który ponad wszystko ukochał Boga, miał umrzeć Zatastos? Że do tej roboty wybrano jego, Velveta, zwykłego bandziora skazanego na dwa lata paki za ciężkie pobicie ? Kto w ogóle polecił go jako zabójcę? Snajper nie chciał sobie odpowiadać na te pytanie, przynajmniej do czasu kiedy będzie opalał się na plaży W Rio de Janeiro.
Miał świadomość tego iż strzelając do ulubieńca tłumów przyciągnie do siebie wielką nienawiść i pogardę, że spowoduje globalną żałobę ludzi, zmieni bieg historii. Stanie się najbardziej poszukiwanym człowiekiem na Ziemi.
Podczas przygotowania do zamachu oswajał się z tą myślą a pomagały mu w tym jego notatki w których zapisywał sobie co kupi za te ciężko zarobione pieniądze. Wiedział jedno. Życie jednego człowieka, nawet Zatastosa było warte tego wszystkiego, co zaznaczył ołówkiem w notesiku.
Mówią że nawet bogacze się nudzą pieniędzmi.