-->\n" +"" ); noweOkienko.document.close(); noweOkienko.focus(); } //-->
  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   44
                                                

Krzychu "Voo" Wszołek


Liczę na to, że po pojawieniu się nowej generacji przenośnych konsolek doczekamy się małego boomu na handheldy w Polsce. No, malutkiego chociaż. Wcale nie myślę o NDS czy PSP a raczej o poczciwym GBA. Wiadomo o co chodzi – wymuszone premierami nowszego sprzętu obniżki, promocje, ruch na aukcjach. W najbliższych numerach postaram się opisywać co ciekawsze pozycje ukazujące się na GBA i zachęcać Was do zabawy tym maleństwem. Zresztą nie tylko tym, ostatnio chodzi mi po głowie pewien zmutowany telefon z Finlandii. ;) No dobra, zaczynamy od kieszonkowych wersji dwóch bardzo poważnych przebojów znanych z „dorosłych” platform.



GRAND THEFT AUTO ADVANCE (GBA)
Kradzieże samochodów, zabójstwa na zlecenie i plamy krwi na ziemi w grze na "dziecinne" GBA? Tak, tak, wystarczyło żeby za robotę wzięło się Rockstar Games upychając do konsolki Nintendo swój najsłynniejszy tytuł. Pierwsze co bardzo pozytywnie nastraja do tej gry to rozmiar miasta w jakim toczą się nasze przygody. Jest naprawdę olbrzymie, podzielone na dzielnice, pełne szerokich ulic, parkingów a także wąskich zaułków. Co najważniejsze - tętniące życiem. Na chodnikach pełno pędzących gdzieś ludzi, ktoś kogoś kroi z kasy, ktoś krzyczy, ktoś przeklina. Na ulicach trąbią zaciekle osobówki, ospale wloką się autobusy, gnają na sygnałach karetki a policyjne patrole są czujne jak ważka.
Dwaj drobni przestępcy - główny bohater Mike oraz jego przyjaciel i mentor Vinnie mają już dosyć gangsterski i zamierzają opuścić Liberty City. Tyle tylko, że przedtem trzeba wykonać jeszcze jedno zlecenie dla mafii. A potem jeszcze jedno i jeszcze jedno. A potem sprawy się komplikują i tak właśnie to wszystko się zaczyna. Swoją drogą to jedyny ukłon w stronę rzeszy małoletnich posiadaczy GBA - skoro bohaterem już musi być gangol to niech chociaż nie lubi swojego fachu, hehe.

(kliknij aby powiększyć)


Misje przebiegają według podobnego schematu. Mike otrzymuje wiadomość, że ma stawić się w określonym miejscu. Wędrówkę możemy sobie ułatwić korzystając ze skradzionego samochodu. Kierowców lepiej nie wywlekać na jezdnię, gdy w pobliżu czają się niebiescy, bo ci potrafią być wyjątkowo upierdliwi. Łącznie z rzucaniem się na maskę i robieniem blokad z radiowozów. W międzyczasie warto uzupełnić swój ekwipunek w sklepie z bronią. Można również podreperować zdrowie nadszarpnięte podczas poprzednich misji znajdując apteczkę. Podczas spotkania dowiadujemy się, że kogoś trzeba stuknąć lub "łagodnie" coś wyperswadować, albo coś przewieźć, albo ukraść. Wykonanie zadania oznacza gratyfikację finansową i dostęp do kolejnej misji. Pomiędzy zadaniami grę zapisujemy w naszej kryjówce.
Gdy brakuje kasy możemy wziąć udział w wyścigu ulicznym albo pobawić się w taksówkarza. Można także rozejrzeć się po mieście za specjalnymi pakunkami, których kolekcjonowanie oznacza dostęp do darmowej broni. Gdzieniegdzie znajdują się również wymalowane na chodnikach zielone czaszki. Wkroczenie na nie oznacza podjęcie dodatkowych misji, podczas których musimy np. zastrzelić 20 członków gangu w określonym czasie.



Grafika jest śliczna i szczegółowa. Wysokość kamery zmienia się w zależności od akcji. Gdy stoimy jest zawieszona nisko nad bohaterem, gdy szybko jedziemy oddala się i obejmuje większy obszar. Rozmowy przedstawione są w formie statycznych, komiksowych obrazków lub napisów pojawiających się na ekranie gry. Na początku gry przyjemność z zabawy psuje nieco sterowanie. Po prostu trochę musi potrwać zanim w mózgu przeskoczy jakaś klapka i przestaniemy mieć problemy ze skręcaniem we właściwą stronę podczas cofania auta lub przestaniemy kręcić się w kółko zamiast strafe'owania przy strzelaniu. Gdy już nad tym zapanujemy jazda samochodem dostarcza sporo radochy, zwłaszcza ze każdy prowadzi się nieco inaczej i w każdym przygrywa inna muzyczka.
Co najważniejsze - ta gra nie jest popierdółką na dwa wieczory. Jest bardzo długa, momentami dość trudna a przede wszystkim na tle innych gier na GBA po prostu wyjątkowa. Dzięki temu zapomina się o początkowej gimnastyce przy sterowaniu i zdarzających się zwolnieniach animacji.


OCENA: 9/10.
NEED FOR SPEED UNDERGROUND 2 (GBA)
Wyobraźcie sobie NFSU jakie znacie z peceta lub stacjonarnych konsol, z grafiką i dźwiękiem adekwatnymi do możliwości GBA i już wiecie, czego można się spodziewać po tej grze. Do wyboru mamy trzy podstawowe tryby zabawy. Pierwszy z nich to Circuit, czyli klasyczne wyścigi z maksymalnie trzema oponentami. Życie utrudnia nam normalny ruch uliczny a mówię Wam, że nie ma nic bardziej wkurzającego jak zderzenie kilkanaście metrów przed metą. Na szczęście trasy mają skróty, z których po prostu trzeba korzystać. Drugi tryb to Drag, czyli wyścig na prostym odcinku, podczas którego musimy samodzielnie zmieniać biegi. W tym trybie na ekranie widoczny jest dodatkowy wskaźnik wyraźnie sygnalizujący moment zmiany biegu. Całość sprawia wrażenie banalnej, ale tak naprawdę jest mocno wkurzająca. Wyjeżdżające na skrzyżowaniach samochody potrafią napsuć krwi, zwłaszcza że przy olbrzymiej prędkości trudno je zauważyć na małym ekraniku. Nawet jak je zauważymy to na ich ominięcie mamy ułamki sekund. Każda stłuczka powoduje zakończenie wyścigu dlatego też zwykły fart ma tutaj większe znaczenie niż umiejętności. Wyluzować można się za to w Drifcie, czyli jeździe w której punktowane są jak najdłuższe poślizgi. Brak rywali, puściutka trasa, jednym słowem można poszaleć. Tutaj, podobnie jak w Circuit, gra nie karze nas za kolizje, co najwyżej po zderzeniu autko zacznie miotać się jak oszalałe po trasie. Circuit, Drag i Drift to nie wszystko. Gdy brakuje czasu na dłuższą rozgrywkę możemy wybrać jeszcze wyścigi KO, w których po każdym okrążeniu odpada jadący na końcu stawki samochód, free run przydatny do testowania ustawień samochodu oraz time trial. Dodatkowo można pobawić się kilkoma mini grami ale szkoda na nie czasu



Na początku gry dysponujemy tylko jednym wózkiem - Nissanem 240SK. Punkty zdobyte w wyścigach przeznaczamy na zakup 17 kolejnych a później na ich upgrade. Przebiega to wg schematu - najpierw odblokuj część, później zarób na jej zakup, potem kup i zainstaluj. Upgrade dzieli się na Performance, czyli wszystko co ma związek z osiągami wozu oraz Visual. Performance to 3 poziomy tunningu dla 10 kategorii podzespołów (silnik, hamulce, układ wydechowy etc.). Visual to spoilery, listwy boczne, naklejki zmieniające kolor szyb, felgi, neony podświetlające wózek, różne kolory lakieru oraz malunki jakimi można pokryć karoserie. Żeby uzmysłowić Wam ilość kombinacji napisze tylko że samych lakierów i wzorów malowania jest po kilkadziesiąt. Dokładnie tak jak w "dużym" NFSU2 samochód można zmienić nie do poznania - zarówno jego wygląd jak i osiągi. Zabawy jest z tym tyle, że w zasadzie grzebanie przy autkach można uznać za kolejny tryb gry.



Tras jest kilkanaście, każda w kilku nieco różniących się wersjach. Są ciekawe i niełatwe. To co widzimy na ekraniku pozytywnie zaskakuje, oczywiście gdy pamięta się o bardzo ograniczonych możliwościach GBA w zakresie grafiki 3D. Nasze autko ma sporo szczegółów, wydech systematycznie błyska, spod buksujących kół unosi się dymek. Otoczenie jest szczegółowe i wyświetla się bez żadnych dorysowań. Jego rozmiary sprytnie zwiększono dzięki umiejętnie wkomponowanym płaskim tłom przedstawiającym odległe budynki. Wszystko zyskuje na urodzie gdy wybierzemy widok z kamery ustawionej na przednim zderzaku (drugi widok to klasyczna kamera za samochodem), niestety trudniej wtedy panować nad samochodem i omijać przeszkody.
Parafrazując reklamę pewnego piwa napiszę, że NFSU2 to „prawdopodobnie najlepszy” racer na GBA, a co!

OCENA: 8/10


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   44